Takie debiuty to ja rozumiem. Jest melodia, jest fajny pomysł,
świetny wokalista i klimat, który zabiera słuchacza w zamierzchłą
przeszłość. Circle of Bards, bo o tym projekcie mowa to nowe zjawisko na
naszej scenie. Zjawisko godne uwagi i poświęcenia mu czasu. Na nasze
pytania odpowiedział Mariusz Migałka, główny pomysłodawca i mózg tego
ciekawego tworu.
Dla przeciętnego słuchacza jesteś postacią nową, powiedz nam może kilka słów o sobie, o swojej „muzycznej” ścieżce.
Muzyczną przygodę rozpocząłem jeszcze w szkole podstawowej, jednak
dopiero w liceum zacząłem grać w zespołach poważnie traktujących swoją
działalność. Były to Ars Poetica i Shamrock, z obiema grupami nagrałem
płyty demo. Będąc na studiach natknąłem się na hardrockową grupę
Solveig, w której grał mój znajomy. Poszukiwali wokalisty, więc
postanowiłem spróbować swoich sił. W ten sposób trafiłem do Mr.Hyde, bo
pod taką nazwą postanowiliśmy działać po zmianach personalnych. Z
Mr.Hyde gram do dziś. Niedawno zarejestrowaliśmy materiał na
mini-albumie „Walking Around”.
Przez chwilę byłem także członkiem Tipsy Train, jednak był to bardzo krótki okres.
W 2008 roku dołączyłem do Acute Mind. Działaliśmy wspólnie przez rok, a efektem tej współpracy jest płyta demo „Misery”.
W międzyczasie powstał projekt Circle of Bards. Postanowiłem zebrać
kilka kompozycji, które skomponowałem na boku i nagrać je. Traktowałem
to raczej jako demo wyłącznie na moje własne potrzeby. Los chciał
inaczej.
„Tales” to Twój debiut, czy w związku z tym odczuwasz presję i adrenalinę?
To prawda, „Tales” jest moim oficjalnym debiutem, moją pierwszą
profesjonalnie wydaną płytą. Trudno jednak mówić o jakiejś presji czy
adrenalinie. Mam trzydzieści lat i wiele doświadczeń muzycznych w
różnych zespołach. Muzyką zajmuję się już od jakiegoś czasu i zdążyłem
się zorientować, że wcale nie jest łatwo. Dziś na pewne sprawy patrzę z
większym spokojem i dużym dystansem. Oczywiście wierzę w sukces tej
płyty, wierzę w Circle of Bards i spoglądam w przyszłość z nadzieją.
Czas pokaże, jak będzie.
Ten rynek jest trudny, zwłaszcza dla muzyki niszowej, jaką stała się
większość gatunków muzycznych. To, co promuje się obecnie w mediach,
dalekie jest od moich upodobań. Nie wpływa to jednak na obrany przeze
mnie kierunek muzyczny. Chcę komponować piosenki płynące prosto z serca,
a nie produkować kolejne hity, które zdobędą listy przebojów wszystkich
komercyjnych stacji. Wolę poruszać się po tej małej niszy, przywracać
do życia tradycję wędrownych minstreli.
Jakie są reakcje słuchaczy i recenzje? Zapewne pierwsze sygnały już do Ciebie docierają.
Reakcje na „Tales” są bardzo pozytywne, a niektóre recenzje wręcz
entuzjastyczne. Materiał się broni, co pozwala raźniej patrzeć w
przyszłość. Mam nadzieję, że Circle of Bards zdobędzie serca wielu
słuchaczy.
Jak udało Ci się podpisać „papiery” z Electrum? Wydaje się, że
ten wydawca bardzo prężnie rozpoczął swoją działalność na naszym rynku.
Fakt, rozpoczęli bardzo dziarsko. Trzymam za nich kciuki nie tylko
dlatego, że jestem artystą pod ich mecenatem. Niewiele jest wytwórni
traktujących wykonawców w podobny sposób. Electrum dało mi wolną rękę
podczas produkcji płyty, a przede wszystkim pozwoliło zaistnieć. Mam
nadzieję, że im się uda.
Jak znalazłem się w Electrum Production? Częściowo z przypadku,
częściowo z wielkiej pasji Marka Kułakowskiego. Trafił na mnie w okresie
podpisywania kontraktu z Acute Mind. Słyszał ich demo, na którym
śpiewałem i zainteresował się bardziej. Znalazł moją stronę internetową,
gdzie zamieściłem cały materiał z demo „Circle of Bards”. Kompozycje
zrobiły na nim ogromne wrażenie, co było dla mnie zaskoczeniem, ponieważ
płyta powstała w dwa dni w piwnicy moich teściów, a była rejestrowana
na laptopie (śmiech). Jednak utwory się obroniły i Marek zaproponował mi
kontrakt.
Słuchasz Blackmore’s Night czy Clannad? Obracasz się w zbliżonych rejonach muzycznych.
Zaskoczę Cię, ale do niedawna nie słuchałem żadnej z wymienionych grup.
Owszem, znałem Clannad, ale głównie z płyty „Legend”. A to za sprawą
ukochanego serialu z dzieciństwa – „Robin z Sherwood”.
Wyrosłem na muzyce metalowej, na takich zespołach jak Iron Maiden,
Metallica, Megadeth, Blind Guardian. Potem przeżyłem fascynację poezją
śpiewaną i powrót do ciężkiego brzmienia na studiach. Pewnie powiesz, że
rozrzut miałem straszny. Trochę racja, ale taka paleta poszerzyła mój
muzyczny horyzont i nauczyła zamiłowania do melodii.
Po Blackmore’s Night i Clannad sięgnąłem podczas produkcji mojej płyty. Z
producentem Mariuszem Ostańskim szukaliśmy zespołów, których brzmienie
nadałoby jakiś kierunek przy realizacji „Tales”. Tym sposobem stałem się
fanem obu tych kapel.
…a propo Blind Guardian. Nie myślałeś, aby swoją muzykę wzbogacić elektrycznymi instrumentami?
Nie da się uniknąć porównania do Blind Guardian. Nie będę się nawet
wykręcał, przeciwnie. To właśnie BG było moją największą inspiracją.
Wszystko zaczęło się od utworu „The Bard’s Song”, w którym zakochałem
się od razu. Nie wzoruję się na tym zespole, po prostu dostarczył mi on
inspiracji niezwykłą otoczką fantasy, jaką wokół siebie zbudował przez
tyle lat. Nie wszystko, co stworzyli Niemcy, przypadło mi do gustu. To
ciągle zespół metalowy. Mnie zachwyciła ta ich spokojniejsza natura.
Nie wykluczam wzbogacenia brzmienia instrumentami elektrycznymi. Kolejna
płyta CoB będzie z pewnością krokiem naprzód. Chciałbym zrobić kilka
utworów w nieco mocniejszym klimacie. Na pewno nie będą to kompozycje
brzmiące stricte metalowo, ale planuję pojawienie się gitary
elektrycznej. Zatem wszystko przed nami.
Dlaczego akurat taka muzyka? Wydaje mi się, że nie jest to
rodzaj muzyki, która w naszym kraju cieszy się szczególną
popularnością… a może się mylę?
A jaka muzyka cieszy się popularnością w naszym kraju? Niektórzy
twierdzą, że rockowa, ale gdy włączasz tzw. rockowe stacje nie usłyszysz
tam prawdziwego rocka. Podobnie jest z jazzem, soulem, muzyką klasyczną
itd. Jeśli chcesz posłuchać prawdziwej muzyki, musisz szukać audycji
tematycznych prowadzonych przez maniaków gatunku. To, co proponują nam
media, to pewna papka. To mnie nie interesuje. Nie słucham radia, nie
oglądam telewizji. Jestem poszukiwaczem, a wiem, że w mediach nie znajdę
tego, czego szukam.
Być może stąd taka muzyka. Z jakiejś frustracji, ogólnego zniechęcenia
tym, co sprzedaje się nam na co dzień. CoB jest dla mnie ucieczką do
innego świata. Czuję się bardem, który wędruje z miejsca na miejsce, bo
ma coś do powiedzenia, coś do przekazania. Chcę zwrócić uwagę, na coś,
co tkwi w głębi każdego człowieka.
Skąd czerpiesz inspiracje? Jak powstaje muzyka i teksty?
Sięgam po różne tematy. Historie Wikingów, dawne wierzenia, minione
czasy, fantastyka… Staram się jednak zawsze czerpać z przeszłości
zlokalizowanej w czasach średniowiecza, czasach magii, smoków, rycerzy.
To wszystko jest jednak formą, którą obudowuję głębsze znaczenie
tekstów. Piosenki CoB można oczywiście odbierać na poziomie dosłownym
jako historie o walce ze smokami itp. W moim zamierzeniu mają one jednak
drugie dno. Jego interpretacja należy już do słuchaczy.
Poruszam podstawowe sprawy, jak miłość, ból, bieg życia, dobro i zło.
Czy w przyszłości, na kolejnych wydawnictwach planujesz
skoncentrować się na jednym języku czy tak jak na „Tales” będą teksty
zarówno po Polsku jak i Angielsku? W którym języku śpiewa Ci się lepiej?
Nie miałem sprecyzowanego postanowienia, jeśli chodzi o wybór języka.
Piosenki CoB powstały bardzo spontanicznie, tak samo przychodziły słowa.
Jedne po polsku, inne po angielsku. Tak akurat czułem, taką miałem
ochotę. Gdy pojawiła się wizja płyty, kontrakt i praca rozpoczęła się na
dobre, postanowiłem zachować taki stan. Tym sposobem mamy na „Tales”
tylko dwie kompozycje po polsku.
Kolejny mój album będzie zawierał więcej kompozycji w naszym języku, niż
debiut. Nie zabraknie, rzecz jasna, utworów po angielsku, jednak nie
zdominują one płyty. Mam wiele sygnałów od słuchaczy żalących się na
małą ilość polskich piosenek. Chcę to zmienić.
Lubię śpiewać w obu językach. Początkowo komponowałem wyłącznie po
polsku, potem zrodziła się ta dziwna fascynacja angielskim. Ostatnio
znów odkrywam naszą ojczystą mowę – na pohybel tym, którzy twierdzą, że
nie jest to śpiewny język.
Myślisz o większej trasie promującej wydawnictwo, czy raczej będą to okazjonalne występy?
Electrum Production planuje trasę CoB na jesień tego roku. O szczegółach
będziemy mogli porozmawiać nieco później. Chciałbym zrobić poważny
najazd na polskie zamki, być może ten zamiar się uda. Tymczasem
pozostają koncerty, które organizujemy na bieżąco, a ich terminarz można
śledzić na naszej stronie, MySpace czy Facebooku.
Dziękuję za poświęcony czas i do zobaczenia na jakimś koncercie!
Pytał: Piotr Michalski