13 lutego Chemia wystąpi przed legendarnym zespołem Deep Purple, w poznańskiej hali Arena. W ubiegłym roku grupa nagrała bardzo dobry album „The One Inside”. Utwory zostały zarejestrowane w kanadyjskim zasłużonym The Warehouse Studio, pod okiem znanych muzyków i producentów Marca LaFrance’a i Erica Moshera. Wypieszczona płyta brzmi znakomicie ale w trakcie pracy w studio nie obyło się bez przygód które o mało nie zachwiały całym projektem. O kulisach powstawania i o samej płycie opowiedzieli nam panowie Wojciech Balczun i Łukasz Drapała.
Album The One Inside został nagrany w legendarnym The Warehouse
Studio, skąd wziął się pomysł żeby nagrać płytę w tym kanadyjskim
studio?
Wojtek Balczun: Przede wszystkim to nie był nasz
pomysł, tylko wynik zbiegu okoliczności, szczęścia i przypadku.
Spotkaliśmy na swojej drodze Marca LaFrance’a , znanego kanadyjskiego
wokalistę i perkusistę, który występuje do dziś z legendą lat
siedemdziesiątych zespołem Bachaman & Turner , jego głos usłyszeć
można na płytach wielu światowych bandów takich jak: Aerosmith, Bon
Jovi, Motley Crue, Scorpions itd. Spotkaliśmy Marca zupełnie
przypadkowo, mieliśmy okazję zaprezentować mu nasza twórczość, która
bardzo się spodobała i zaprosił nas w ubiegłym roku , w kwietniu na
nagranie EP-ki do The Warehouse Studio. Bycie w takim studio było
dosyć stresującym przeżyciem, ręce nam się trzęsły, emocje sięgały
zenitu ale bardzo dobrze, że dostaliśmy taką szansę ponieważ zebraliśmy
bardzo cenne doświadczenia. Później po zmianach w zespole i
ukształtowaniu się obecnego składu, zrobiliśmy nowy materiał, który
przesłaliśmy Marcowi. Bardzo mu się spodobał i zaprosił nas do nagrania
płyty „The One Inside” w listopadzie ubiegłego roku. Tym razem poszło
nam znacznie lepiej i mogliśmy się skoncentrować praktycznie tylko na
muzyce.
Łukasz Drapała: No chyba wy, bo ja spędziłem dwa
tygodnie w hotelowym łóżku. Nabawiłem się anginy i tak naprawdę
skazany byłem na nagranie dużej części wokali w jeden dzień.
Wojtek Balczun: Skazany byłeś na bluesa (śmiech)
No właśnie podobno podczas pobytu w Kanadzie nie obyło się bez problemów….
Łukasz Drapała: Miałem ten problem , że chyba na
trzeci dzień po wylądowaniu zachorowałem na anginę. Chłopaki byli w
stresie, ja byłem w stresie, przychodzili do mnie co wieczór do pokoju i
opowiadali co się dzieje, a mnie szlag trafiał jeszcze bardziej.
Kompletnie mi to nie pomagało. Dostarczałem sobie cały czas wszelkich
możliwych witamin po to, żeby móc skorzystać z każdej poprawy
samopoczucia by zajrzeć do studia.
Jednym słowem ominęło cię to rock’n’rollowe życie w Kanadzie…
Łukasz Drapała: Nie! Nie do końca. Może właśnie to rock’n’rollowe życie przez te trzy dni było powodem anginy (śmiech)
Podobno dopiero Bourbon ci pomógł…
Łukasz Drapała: Ostatecznie wróciłem do tego od czego
zacząłem. Poprosiłem w trakcie ostatniej sesji managera żeby kupił mi
duża butelkę Bourbona. Postawiłem obok siebie i tak numer po numerze
wykonałem wszystko co trzeba. Było to dosyć trudne żeby emocje były na
wierzchu a nie Bourbon, ale mam nadzieje że tak to zostało nagrane.
Wojtek Balczun: Nie chcemy bardzo reklamować
Bourbona , ale jak Łukasz przyszedł do studia nagrywać, pierwszy
pomysł jaki się pojawił był taki żeby stanął na głowie żeby sobie
odetkać nos. Nie pomogło, natomiast Bourbon pomógł – potwierdzam.
Wcześniej w The Warehouse Studio nagrywali swoje płyty AC/DC i
R.E.M. , ze studiem związani są wybitni producenci jak Bob Rock
oraz Brendan O’Brien, w jakim stopniu świadomość że pracowało tam wielu
wybitnych ludzi związanych z muzyką miała wpływ na przebieg nagrań?
Łukasz Drapała: Może nie bezpośrednio do tworzenia i
realizacji pewnych pomysłów ale na pewno do koncentracji. Jak na
początku Wojtek wspomniał, podczas pierwszej sesji , taka świadomość
nas mroziła i denerwowała. Podczas drugiej powodowała że czuliśmy
powagę sytuacji. Przecież tam nagrywali najwięksi. Przecież nie tak
dawno nagrywało tam AC/DC a realizował ich Eric Mosher, który właśnie
zaczynał pracę z nami. Dodajmy do tego muzyków, którzy deptali te same
kable, śpiewali do tego samego mikrofonu i lekko się człowiek stresuje
ale za drugim razem nie było już tego stresu, tylko duża determinacja,
zaangażowanie żeby pokazać sobie: też potrafimy. Mamy coś do
powiedzenia. Nie przyjechaliśmy tu spędzić wakacji czy chorobowego ale
przyjechaliśmy tutaj nagrać porządną płytę. Wszystkie pomysły były
nasze, aranżacje, melodie, teksty i nikt na nas nie wpływał w jakiś
decydujący sposób czy ograniczający. Ważne było, żeby z siebie
wyciągnąć The One Inside.
Wojtek Balczun: Nie mieliśmy takiego komfortu jak inne
wielkie zespoły. Może kiedyś będzie nam dane, mieć przede wszystkim
dużo czasu w studio. Wtedy musieliśmy być maksymalnie skoncentrowani i
pracowaliśmy jak na ich standardy zdecydowanie ciężej, bo sesje
zaczynały się o godzinie 10.00 i trwały czasami do północy. Następnego
dnia kolejna sesja, więc musieliśmy się bardzo skoncentrować na pracy.
Nie mówię że nie było tego rock’n’rollowego życia, które tak uwielbiamy
ale panowała pełna mobilizacja w zespole, żeby nagrać jak najlepszy
materiał.
Powiedzieliście że wszystkie pomysły były wasze, w takim razie
jaki Marc LaFrance i Eric Moshe mieli wpływ na ostateczny kształt
płyty i jej brzmienie?
Wojtek Balczun: Przede wszystkim nie wpadliśmy do
żadnej wyżymaczki, która tworzy sztampowe, amerykańsko-kanadyjskie
produkcje, tylko tak jak Łukasz powiedział muzykę nagraliśmy sami, to
były nasze aranżacje. Co więcej cały czas słyszeliśmy z ust Marca czy
Erica: „to jest wasza muzyka jeżeli chcecie żeby to tak zabrzmiało, to
my nie mamy specjalnie prawa żeby w to ingerować” . Trzeba powiedzieć że
daliśmy się poznać jako sprawni muzycy, którzy zręcznie realizują swoje
zadania w studio, więc w pełni nam zaufali. Wsparli nas przede
wszystkim tym że byli. Marc nam otworzył drzwi do The Warehouse Studio,
poznał nas z różnymi fajnymi ludźmi. Eric Mosher tak się wkręcił we
współpracę z Chemią że w końcu wylądowaliśmy u niego w domu, pijąc wino i
słuchając jego zasobów muzycznych.
Łukasz Drapała: Po dziesięciu dniach Eric potrafił
już rozumieć po polsku. Mieliśmy wrażenie jak gdyby byli już w naszym
zespole. Myślałem że Marc LaFrance który jest przecież genialnym
wokalistą będzie się wtrącał do mojego wokalu , udzielał lekcji śpiewu .
Tego nie było, były za to inne lekcje, wymowy niektórych słów żeby
brzmiały bardziej slangowo. Zmienialiśmy teksty żeby były bliższe mowie
potocznej. U nas się tego nie uczymy i nie mamy pojęcia o pewnych
rzeczach. I panowie udzielali nam raczej kosmetycznych ale
sprawiających że ten materiał nabierał cech stamtąd

Wokalista
jest mocnym punktem zespołu, śpiewacie w języku angielskim,
nagrywaliście w znanym kanadyjskim studiu, czyżby punktem wyjścia był
zamiar żeby płyta The One Inside zaistniała na zagranicznych rynkach?
Wojtek Balczun: Od samego początku, kiedy wymyśliliśmy
naszą Chemię , chcieliśmy być zespołem który wyjdzie poza Polskę.
Oczywiście wielu artystów o tym marzy i trudno jest ten cel zrealizować,
nie mamy też żadnej gwarancji, że się uda. To jest strasznie długa i
ciężka droga. Dużo trzeba mieć pokory i determinacji żeby osiągnąć
sukces. Od samego początku, nawet wówczas gdy zespół był jeszcze
kompletnie nieznany, graliśmy koncerty w Niemczech, Luksemburgu, Rosji
czy w Kanadzie. Wszędzie był bardzo fajny odzew. Upewniło nas to w
przekonaniu że nasza twórczość jest uniwersalna.
Łukasz Drapała: Po za tym przy dzisiejszej otwartości
świata , przy dzisiejszych warunkach stwierdziliśmy na początku że
jeżeli mamy już w planach tworzyć coś anglojęzycznego, nie ma sensu
zamykać się gdziekolwiek.
Premiera The One Inside w Kanadzie miała miejsce już 17 września, a
Polsce kilka tygodni później. Terminarz wydania płyty podyktowany był
zwyczajnymi warunkami handlowymi. W Polsce większość premier odbywa się w
październiku, listopadzie i tak pierwotnie postanowił wydawca, z którym
ostatecznie nie podpisaliśmy umowy ale zachowaliśmy wyznaczoną datę. W
Kanadzie jest inny wydawca i postanowił o innym terminie wydania The
One Inside. Nie ma żadnych ukrytych znaczeń dlaczego materiał ukazał się
najpierw w Kanadzie a potem w Polsce.
Praca nad utworami nie zawsze jest sielanką, często ścierają
się różne koncepcje, wizje, jak wygląda proces tworzenia i narywania w
przypadku Chemii, byliście jednomyślni i zgodni?
Wojtek Balczun: Nigdy podczas tworzenia nie jesteśmy
zgodni, gdyby tak było to przybrałoby to formę jakiegoś klakierstwa, i
nic twórczego z tego by nie wyniknęło.
Pytam ponieważ do tej pory Chemia nie była zespołem demokratycznym…
Wojtek Balczun : Wszystko zależy od tego jak rozumiemy
słowo demokracja albo jak rozumiemy liderskość. Rzeczywiście początki
zespołu były bardziej projektem niż prawdziwym zespołem. Dlatego
rozeszły się nasze drogi ze Zbyszkiem Krebsem z którym zakładałem
Chemię . Chciał żeby w grupie panowała raczej dominacja niż
demokracja. W różnych swoich aktywnościach życiowych zawsze
wychodziłem z założenia, że jeżeli wszyscy są zaangażowani, wtedy
zawsze powstanie wartość dodana. Generalnie mamy zdefiniowany sposób
tworzenia muzyki i podejmowania decyzji. Kawałki najczęściej zaczynają
się od moich pomysłów, riffów itd., wysyłam to do Łukasza, jest tego
bardzo dużo bo prawie codziennie coś wymyślam, Łukasz tworzy melodię,
potem idziemy na próbę i we dwóch prezentujemy pomysł. Niektóre pomysły
nie trafiają do kolegów, a te które łapią lądują na warsztacie i każdy
ma prawo wnieść ze swojej strony to co chce i tak działamy. Oczywiście
musi być ktoś na końcu kto podejmie ostateczną decyzję, ale staramy się
tak funkcjonować, żeby ostateczna decyzja była naszą wspólną decyzją a
nie tylko moją.
Wojtku w jednym z wywiadów powiedziałeś że ostatni utwór na
płycie thrashowy „Sweet” otwiera drzwi do następnej płyty, znaczy się
macie już jej koncept, więc jaka będzie następna płyta?
Wojtek Balczun: Chcieliśmy pokazać ludziom różne
twarze zespołu, co nie oznacza że nie mamy zdefiniowanej stylistyki.
Zdecydowanie wiemy co chcemy grać ale lubimy także zaskakiwać. Zespół
powinien się rozwijać, dlatego szukamy cały czas nowych elementów. Ten
numer na pewno jest inny, ponieważ jest cięższy od pozostałych. Czy
następna płyta będzie taka? Nie powiemy.
Łukasz Drapała: Powiedziałbym nawet , że trudno jest
wskazać utwór z płyty „The One Inside”, który jest zapowiedzią nowego
albumu. „Sweet” był jednym z pierwszych który powstał gdy tworzyliśmy
materiał na płytę The One Inside. Aktualnie jesteśmy w połowie
tworzenia utworów na następny album i nie jesteśmy w stanie jeszcze
powiedzieć czy jest to bliższe Sweet czy innym numerom. Na tym etapie
nic nie wskazuje w którą stronę to pójdzie. Sami zastanawiamy się
jeszcze nad ostateczną koncepcją. Z próby na próbę robi się coraz
bardziej konkretnie, choć w tej chwili mamy wachlarz od punk rocka
do hard rocka .
Wojtek Balczun: Mamy świadomość tego, wynikającą
choćby z doświadczenia z The One Inside, ze pomimo tego że wchodząc do
studia byliśmy bardzo dobrze przygotowani, mieliśmy zrobione dema
wszystkich utworów, jednak gdy zaczęliśmy nagrania bardzo dużo uległo
zmianie. Praca w studio wyzwala różne pokłady kreatywności, więc
dopiero wtedy gdy zostanie nagrana będzie można powiedzieć jak zabrzmi .
Dobra wiadomość jest taka praca nad nową płytą wre…
Wojtek Balczun: Pracujemy intensywnie, pomysłów mamy
ilość taką że pewnie za naszego życia tego nie przerobimy, ale też
nie oznacza to że wszystkie się nadają do tego żeby je wykorzystać.
Wybieramy takie które dla wszystkich są najbardziej spójne i łączą
nas a nie dzielą.
Łukasz Drapała: Czasami jest tak że podchodzimy do
jakiegoś numeru i w połowie ktoś z zespołu mówi: „nie panowie , nie
kumam tego, nie jestem w stanie się do tego odnieść”. Gdy jesteśmy już
po godzinie pracy na utworem, wtedy to wkurza, ale mówimy ok. stary
wracamy do początku, albo zostawiamy to i bierzemy inną piosenkę na
warsztat
Wojtek Balczun: A potem wracamy po miesiącu do pomysłu
i wystarczy drobna zmiana tonacji, riffu albo dodane jakiejś dodatkowej
partii fortepianu i nagle się okazuje że wszystkim to przypasowało i
tego właśnie brakowało. Czasami pomysł musi trochę poleżeć, poczekać
na swój czas.
Nowy materiał także planujecie zarejestrować w „The Warehouse Studio” ?
Wojtek Balczun: Tego jeszcze nie wiemy. Toczymy
wewnętrzną dyskusję na ten temat. Wszystko będzie zależało od faktu jak
przebiegnie promocja The One Inside , na ile się przebijemy. Tak
naprawdę jesteśmy dopiero na samym początku funkcjonowania zespołu
Chemia i ta płyta jest dla nas w zasadzie debiutem. Wiemy że w Polsce
są bardzo dobre studia i też można nagrać dobry album. Może jest mniej
realizatorów z tak wielkim doświadczeniem jak Marc czy Eric, którzy
pracują z największymi bandami świata. Siłą rzeczy współpraca z nimi
powoduje, że to co jest nagrywane nabiera innego charakteru. The
Warehouse Studio ma jeszcze jedną zaletę, jest bardzo daleko stąd. To
jest bardzo ważne. Dzięki temu my możemy się skoncentrować na pracy. Po
prostu odcinamy się całkowicie od tak zwanej „bieżączki” . Tutaj zawsze
są jakieś telefony , trzeba gdzieś wyjechać , coś załatwić, jest
jakiś koncert do zagrania. Tam możemy się skoncentrować w 100% na pracy
twórczej, a Vancouver wierzcie mi naprawdę temu sprzyja.

Dobra
Chemia / O2 to jakby inna bajka w taki razie Można zaryzykować
stwierdzenie, że The One Inside jest faktycznym debiutem Chemii?
Wojtek Balczun: To jest nowy początek. Popełniliśmy
bardzo dużo błędów na początku. Zbyt agresywnie prezentowaliśmy
materiał z pierwszej płyty, który pewnie brzmiałby inaczej gdybyśmy go
robili teraz, mam na myśli lepiej. Tego już nie zmienimy. The One Inside
została nagrana w nowym składzie, mam nadzieję, że optymalnym. Poza
tym jest też płytą która jest sprzedawana praktycznie na całym świecie i
z tej perspektywy jest debiutem zespołu Chemia.
Moim ulubionym utworem z The One Inside jest „Bondage Of Love”
Ne da się ukryć że ma potencjał na przebój a wy macie swoich
szczególnych ulubieńców na tej płycie?
Wojtek Balczun: Dla mnie „Bondage OfLove” ma wymiar
trochę mistyczny ponieważ jest pierwszym numerem, który zaczął
funkcjonować po ułożeniu się składu zespołu . Kiedy następowały
kluczowe zmiany, gdy rozsypywała się pierwotna konstrukcja i tworzyła
się dzisiejsza Chemia. Wtedy siedząc gdzieś w ogródku zagraliśmy z
Łukaszem chłopakom riff z melodią i powiedzieliśmy, że to będzie
numer, który chcemy zrobić na początku.
Łukasz Drapała: Tak, i nagle powietrze uszło ponieważ
okazało się że możemy zrobić nową piosenkę praktycznie z marszu. I
wszyscy spojrzeli po sobie i powiedzieli „ ok. no to działamy, jedziemy
dalej”. Osobiście mam dwa ulubione numery, z dwóch różnych powodów. Po
pierwsze „Ego” ze względu na tekst, mówiący, w dużym skrócie myślowym, o
stawianiu na swoim, a wtedy każdy z nas musiał stawiać na swoim w
różnych wydarzeniach ze swojego życia i ten tekst powstał na bazie
różnych naszych przygód. Drugim numerem jest „Everlasting Light” który
wkurza mnie na koncertach, bo jest strasznie trudny do wykonania.
Zawsze przy nim mam lekką spinkę . Żeby dobrze go zaśpiewać , wydobyć
emocje i muszę być w bardzo dobrej formie, ale takie wyzwania są fajne,
dlatego lubię „Everlasting Light”.
Wojtek Balczun: Jest jeszcze jeden bonusowy utwór ,
który dla nas ma wymiar prawie mistyczny czyli „Letter”. Wcześniej
został nagrany na Ep-ce „In The Eye” Na nowej płycie znalazł się w
formie akustycznej i jest związania z nim pewna historia. Kiedy
weszliśmy do The Warehoise Studio zobaczyliśmy piękny fortepian.
Pracownicy studia od razu przekazali nam informację że Bryan Adams
(właściciel The Warehouse Studio przp. WZ) sprowadził instrument z
Wielkiej Brytanii ze słynnego Abbey Road . Na tym fortepianie Freddie
Mercury zagrał „Bohemian Rhapsody”. Kiedy dostaliśmy tę informację,
to po pierwsze ugięły nam się nogi a po drugie uznaliśmy że mając Rafała
Stępnia na pokładzie, który jest wybitnym pianistą nie możemy
przepuścić takiej okazji . Wszystko się ułożyło w całość, i nagraliśmy
taką wersje Letter gdzie tylko jest Rafał i Łukasz.
Okładka waszej płyty to właściwie interpretacja obrazu Tomasza Sętowskiego „Lewitująca”, skąd pomysł na użycie tej grafiki?
Wojtek Balczun: To jest ciekawa historia. Dzięki
przypadkowi, i wspólnym znajomym nawiązaliśmy taką przyjacielską relację
z Tomaszem Sętowskim, który jest jednym z najwybitniejszych
współczesnych malarzy w Polsce, którego prace są sprzedawane w galeriach
na całym świecie. Staliśmy się wielkimi fanami jego sztuki, jego
twórczości, przejrzeliśmy bardzo uważnie to co namalował i ten obraz po
prostu nas pokonał. Zrobiliśmy wszystko żeby Tomasz się zgodził
udostępnić nam obraz , dzięki temu wydaje się nam że mamy bardzo
charakterystyczną i bardzo rock’n’rollową okładkę .
Jednak ktoś mocno zaingerował w ten obraz…
Wojtek Balczun: Jaś Sętowski czyli bratanek Tomasza
Sętowskiego . Od początku wiedzieliśmy że to nie będzie przeniesienie
literalne obrazu na okładkę. Jednak bardzo nas inspirował i pasował do
tego co robimy, mowa o głównym motywie. Przestrzeń, która jest
zamknięta, coś w środku, The One Insde, lewitująca kobieta która na
dodatek ma wymiar symboliczny. Na pewno Jaś włożył dużą pracę żeby ten
obraz tak przełożyć żeby dał nam bardzo charakterystyczną, zapadającą w
pamięć okładkę.
Chciałem zapytać o wasze teledyski. Wybraliście Bondage of Love
i Hero . Dlaczego zdecydowaliście się nakręcić wideo akurat do tych
kawałków?
Wojtek Balczun: Bondage of Love został wybrany przez naszych
kanadyjskich promotorów i jest pierwszym singlem z płyty który jest
grany przez radia w Kanadzie.
Łukasz Drapała: A drugim w Polsce, ale z innych
powodów. Pierwszy polski singiel „Ego” został wybrany w momencie kiedy
nie mogliśmy się przebić do żadnych mediów, do żadnego radia.
Zdecydowali niektórzy dziennikarze radiowi, którzy nam wybitnie pomogli i
bardzo im dziękujemy, bo być może nadal nie bylibyśmy słyszani w ogóle.
Dziś główne stacje radiowe rockowe nas grają.
Wojtek Balczun: I bardzo dobrze bo „Ego” jest definicją stylu Chemii.
Łukasz Drapała: Nawet nie chodzi o to czy stało się
dobrze czy źle. Nie spodziewaliśmy się tego. Robiliśmy nawet badania
na publiczności w Stanach i w Kanadzie i nic nie wskazywało „Ego”
zajmie pozycję singlowego lidera. Drugim był „Bondage of Love”
zaproponowany przez naszych kolegów z Kanady. Przy wyborach tego typu
wolimy umywać ręce, bo nie mamy dystansu do wartości muzycznych.
Ludzie nas czasami pytają czy podoba nam się nasza płyta lub który jest
wasz ulubiony numer o co także pytaliście przed chwilą. To są trudne
pytania Szukamy tych odpowiedzi bardzo głęboko i próbujemy z nimi coś
skojarzyć . Nie mamy kompletnie dystansu. przecież to że chcieliśmy
pokazać jakieś numery na płycie, to samo przez się mówi, że je lubimy w
jakiś sposób i każdy inaczej. Kolejny singiel „Hero” też nie wypadł w
tych badaniach tak dobrze jak „Bondage of Love”, ale stwierdziliśmy że
czas zmienić klimat i po , riffowym graniu, rock’n’rollowym ,
chcieliśmy wprowadzić balladę, uspokajając trochę klimat . Ten ruch
był przemyślany i jak się okazało właściwy.
Wojtek Balczun: Dokonaliśmy wyboru „Hero” ze wzglądu
na recenzje pojawiające się w różnych zakątkach świata gdzie jest
stawiany jako numer sztandarowy z tej płyty.
W oparciu o wasze obserwacje powiedzcie czy kapele działające
na zagranicznych rynkach mają lepiej i z czego wynika fakt że w naszym
kraju kapele rockowe mają pod górkę.
Wojtek Balczun: Wszyscy mają po górkę. Powiem może coś
kontrowersyjnego , ale może my źle interpretujemy czym jest tak zwane
życie rock’n’rollowe. Tam spotykając muzyków , widzimy przede wszystkim
ludzi skromnych, zespoły które bardzo ciężko pracują , pojawia się
też często takie słowo jak profesjonalizm. Czasami odnoszę wrażenie, że
w Polsce mamy takie poczucie że bycie muzykiem rockowym to jest tylko
rockowy styl życia. To jest rockowy styl życia ale także ogromna
odpowiedzialność za to co się wspólnie robi i co się tworzy i ile pracy
się w to wkłada.
Dobra, ale mówicie o tak zwanym back stage’u , mnie interesuje
czy tam gdzie bywaliście łatwiej wypromować rockową kapelę, bo mam
wrażenie że w Polsce jest to bardzo trudne zadanie.
Łukasz Drapała: Muzyka rockowa ma największy udział w
rynku. W Niemczech, Szwecji, Wielkiej Brytanii czy Kanadzie zespoły
rockowe 30 Secodns to Mars, Nickelback, Audioslave i kilka innych, są
wszędzie dostępne i nikt się nie zastanawia skąd się pojawiły. W Polsce
natomiast wszyscy się zastanawiają skąd jest zespół, nie wiem na czym
polega fenomen tego pytania ale ono się bardzo często pojawia,.
Jakikolwiek zespół rockowy pojawia się na naszej scenie to od razu musi
być adnotacja że on jest z tego i z tego kraju,. Mnie to nie obchodzi na
przykład , chyba że się zastanawiam nad historią zespołu.
Wojtek Balczun: Myślę że jest jeszcze inna kwestia. Jak
popatrzymy poprzez rankingi zespołów koncertowych, wtedy zobaczymy że
zdecydowanie muzyka rockowa jest najpopularniejsza wśród szeroko
rozumianej muzyki popularnej. Ma najwierniejszych, lojalnych fanów,
którzy chodzą na koncerty, płacą za bilety, kupują płyty itd. Zespoły
rockowe nie są z reguły autorami jednego przeboju, czy jednej płyty.
Starają się budować swoje kariery na lata będąc uczciwymi w stosunku
do tego co robią. Każdy musi swoją drogę przejść i nikt nikomu w
prezencie nic nie daje. Mam wrażenie że u nas występuje czasowe
przesunięcie. Dopiero teraz zachłystujemy tym, co na świecie już
jakiś czas temu było modne. Na świecie widzę teraz duży renesans
muzyki rockowej. Ludzie wracają, szukają prawdy a nie tylko plastiku i
formatu sztywno zrobionego przez producentów a nie artystów. U nas na
ten moment trochę jeszcze musimy poczekać, i przez to my mamy trudniej,
bo się wyłamujemy z tego czasu, który w tej chwili Polsce jest.
Łukasz Drapała: Ciągle słyszymy że jakaś stacja
radiowa czy telewizyjna zmienia troszeczkę target i z pozycji rockowej
przechodzi na klubową bądź R&B, hip hopową czy nie daj boże disco
polo. Na świecie trend jest odwrotny, jest nagły wysyp młodych zespołów
rockowych, doświadczone starsze zespoły nagle się reaktywują, wydaja
kolejne płyty. Kiedyś Zbigniew Hołdys powiedział że rock już umarł, i
nie da się nic wymyśleć nowego. Absolutnie się z tym nie zgadzam ,
chociażby dlatego o czym mówiliśmy przed chwilą . Muzyka rockowa nie
jest muzyką momentu, jest muzyką dekad, pokoleń, którą można zarażać
kolejne. Pewnymi popowymi gwiazdami z lat 90-tych nie da się zaszczepić
dzisiejszych młodych dziewczyn czy chłopaków, słuchających muzyki
popowej i powiedzieć że to jest fajne. Dlatego że minął już ten
moment na taką gwiazdę i na taką produkcję. Z muzyką rockową jest
inaczej. Muzyka rockowa jest ponad czasowa i możemy z tego korzystać .
Stworzyć coś, co być może kiedyś dla kogoś stanie się nieśmiertelne.
Czyli waszym zdaniem dla zagranicznego odbiory i tamtejszych
mediów nie ma znaczenia że pochodzicie z dalekiego kraju i macie takie
same szanse jak wykonawcy wywodzący się z rodzimego dla nich rynku?
Łukasz Drapała: Tu są dwie odpowiedzi. Inaczej odbiera
nas stacja radiowa, która woli promować miejscowego artystę, a inaczej
odbiera to miejscowy odbiorca którego to nie obchodzi czy jesteśmy z
Polski, z Niemiec czy Norwegii, dla niego to wszystko jedno.
Wojtek Balczun: Z całą pewnością jest różnica w skali. W
Ameryce Północnej muzyka rockowa jest częścią wielkiego biznesu, tam
są wielkie wytwórnie, tam tworzy się wielkie płyty nagrywane z
gigantycznymi budżetami. Z tej perspektywy w Polsce niestety tak nie
funkcjonujemy, i nie jesteśmy nawet zauważani. Chociaż tam młode
zespoły startują z takiej samej pozycji . Muszą jeździć po klubach,
własnym rozklekotanym samochodem, zbierać pieniądze na sprzęt, czasami
dopłacić gdzieś żeby wystąpić, żeby się pokazać, ale jeżeli są
utalentowani i mają to coś, to prędzej czy później spotykają na swojej
drodze tych wielkich, którzy postanawiają na tym zarobić, i zrobić z
tego wielki zespół . I dlatego mamy co chwilę eksport wielkich gwiazd, a
wielkich bandów którzy stają się ikonami muzyki rockowej i nie tylko .
My nie wyeksportowaliśmy praktycznie nikogo,. Pojawiają się sporadyczne
przypadki które wzbudzają szacunek, bo podziwiamy karierę Behemota czy
Riverside, są to zespoły które wiele osiągnęły, czasami są popularniejsi
za granicą niż w Polsce ale poza kilkoma artystami, wielkiego wkładu w
światowy muzyczny obieg na miarę dużego europejskiego państwa niestety
do tej pory nie mieliśmy.
rozmiawiali
Witold Żogała
Piotr Spyra