Brighteye Brison to zespół o którym jeszcze niedawno nic nie wiedziałem. Dzięki kontaktom z Progress Records to się zmieniło i myślę, ze śmiało mogę Wam wszystkim polecić ten zespół. Na kilka pytań odpowiedział Linus Kase, jeden z założycieli grupy. Zapraszam do lektury.
Cześć Linus. Skąd pomysł na Brighteye Brison? Przedstaw polskim czytelnikom członków zespołu.
Już od połowy lat 90-tych nosiłem się z zamiarem założenia własnego
zespołu prog rockowego. Pomysł na Brighteye Brison narodził się w 2000
roku, kiedy wraz z Kristoferem Engiem studiowałem muzykę jazzową na
Królewskiej Akademii Muzycznej w Sztokholmie. Mamy z Kristoferem podobne
upodobania muzyczne, obaj uwielbiamy oczywiście prog rock z lat
70-tych. To ja zaproponowałem Kristoferowi, abyśmy wspólnie założyli
zespół. Kristofer jest świetnym basistą, poza tym ma ogromne
doświadczenie. Grał w zespołach prezentujących różne style muzyczne,
komponuje muzykę do filmów, dla potrzeb telewizji i teatru. Zakres jego
zainteresowań muzycznych jest naprawdę imponujący. Zanim do zespołu
przyłączył się perkusista Erik Hammarström, w zespole przez prawie
sześć lat grał mój brat Daniel. Co ciekawe, wyobraź sobie, że Erik
również studiował na Królewskiej Akademii Muzycznej w Sztokholmie,
dokładnie w tym samym okresie co ja i Kristofer. Znamy się z uczelni,
pamiętam, że był wyjątkowo uzdolnionym perkusistą grającym w klimatach
Franka Zappy. Specjalizował się w niezwykle trudnej i wymagającej
muzyce. Kiedy Daniel odszedł z zespołu pomyślałem sobie, że Erik
doskonale sprawdzi się na jego miejscu, a co ważniejsze był
zainteresowany współpracą z nami. Erik jest wspaniałym muzykiem. Potrafi
znaleźć się w każdym gatunku muzycznym co udowadnia grając w wielu
rożnych zespołach. Myślę, że jego muzyka ma bardzo charakterystyczne
brzmienie. Jeśli chodzi o prog rock, obecnie Kristofer gra również w
zespole The Flowers Kings. Natomiast Johan Öijen jest członkiem zespołu
od samego początku i towarzyszy nam od pierwszych sesji nagraniowych.
Johan studiował na innej akademii muzycznej niż reszta. Zanim Kristofer
dołączył do nas, pamiętam go z czasów gdy grał na gitarze w paru innych
zespołach. Johan podchodzi do muzyki trochę jak jazzman, trochę jak
rockman. Dzięki temu, jeśli czujemy taką potrzebę, możemy czerpać z
różnych gatunków muzycznych. Miksowaniem naszego materiału demo zajął
się Per Hallman. Per jest przyjacielem Kristofera z dzieciństwa i to
dzięki niemu on też w końcu dołączył do Brighteye Brison. Per zajmuje
się stroną techniczną nagrań, jest również drugim klawiszowcem. Per
również ma wykształcenie muzyczne, jest też świetnym wokalistą. Tak
naprawdę w zespole jest trzech wokalistów: Per, Kristofer i ja.
Przyznaję,
że jedynym albumem, z waszej dyskografii, który słyszałem to ostatni
krążek „Believers & Deceivers”. Czy poprzedniczki były równie dobre?
🙂
Dziękuję. Jestem bardzo dumny z tego albumu. W przypadku “Believers and
Deceivers” dużo uwagi poświęciliśmy stronie technicznej. Podczas pracy
dokładałem wszelkich starań, aby wydobyć z instrumentów to co najlepsze i
aby połączyć wszystkie dźwięki w całość. Po pierwsze wszystkie partie
na instrumenty oraz harmonie zostały dokładnie rozpisane. Myślę, że w
pewnym sensie “Believers and Deceivers” jest dla nas takim albumem
jakim był “In a Glass House” (album Gentle Giant –przp. PM). Poza
tym na “Believers and Deceivers” dużo dzieje się w partiach gitary
basowej, gitary i perkusji, jest sporo ciężkich riffów i tym podobnych
dodatków. Tak naprawdę to chcieliśmy spróbować czegoś nowego, i kiedy do
zespołu dołączył Erik pojawiły się nowe możliwości. Myślę, że
“Stories’” jest również dobrym albumem. Na tym krążku zostawiliśmy sporo
miejsca na improwizację w partiach instrumentalnych. Poza tym materiał
zawarty na “Stories” ma bardzo charakterystyczne brzmienie, które mnie
osobiście bardo odpowiada. Podczas aranżacji materiału w studio, dużo
więcej improwizowaliśmy, szczególnie w partiach wokalnych, które w
wielu momentach mają naprawdę fajne brzmienie. Na pewno od nagrania
pierwszego albumu rozwinęliśmy się jako zespół studyjny i grający na
żywo. Uważam, że na każdym albumie są dobre utwory. Trudno mi jest sobie
wyobrazić koncert bez “A Car,” bądź bez fragmentów z kompozycji “One
Year Alone”. Nasz pierwszy album jest bardzo szczery i mam wiele
wspaniałych wspomnień z nim związanych.
Przejdźmy teraz do „Believers & Deceivers”. Słuchając tej płyty
odnoszę wrażenie jakby była nagrana w latach siedemdziesiątych i nie
chodzi mi tu o stronę techniczną, realizacyjną a raczej niesamowity
klimat, który udało Wam się stworzyć.
Kiedy nagrywaliśmy “Stories,” mieliśmy taki zamiar aby muzyka miała
brzmienie z lat 70-tych i sadzę, że ten cel udało nam się osiągnąć. Był
to swego rodzaju hołd złożony naszym idolom. W porównaniu do “Stories”,
“Believers and Deceivers” ma bardziej nowoczesne brzmienie. Od samego
początku nie wyznaczaliśmy sobie żadnych założeń. Pozwoliliśmy aby
muzyka sama nas prowadziła. Z Erikem taki wybór okazał się być naturalna
koleją rzeczy, a jego gra na tym albumie jest wyjątkowa. Myślę że
dzięki temu poczuliśmy się trochę jak nowo narodzeni. Gdybyśmy nie
pozwolili sobie na wolność, ograniczylibyśmy sobie nasze możliwości.
Atmosfera lat 70-tych jest nam bardzo bliska i stąd z pewnością jej
specyficzny klimat przenika do naszej twórczości
Czy te jazzujące fragmenty to improwizacje, czy były wcześniej
skomponowane? Jakie znaczenie w Waszej muzyce ma improwizacja? Zawartość
płyty sugeruje, że duże.
Bardzo często w trakcie prób oraz wspólnego grania improwizujemy,
chociaż muszę przyznać, że czasami takie jazzujące fragmenty
przygotowujemy wcześniej. Improwizacja pojawia się w naszej muzyce w
bardzo naturalny sposób. Jazz jako gatunek muzyczny jest nam bardzo
bliski, często sami gramy własne jazzowe kawałki. Wiem, że wcześniej
wspomniałem, iż „Believers and Deceivers” jest bardziej dopracowany z
technicznego punktu widzenia. Tym bardziej zabawne jest to, że w
porównaniu do poprzednich albumów zawiera jeszcze więcej fragmentów
improwizowanych. To mnie właśnie najbardziej kręci w tworzeniu muzyki. Z
jednej strony muzyka wymaga precyzji i opisania całego procesu
twórczego na papierze, z drugiej strony daje Ci niesamowitą wolność,
która zabiera cię we wspaniałą i niewyobrażalną podróż w głąb własnej
wyobraźni. Łączenie tych dwóch aspektów daje mi niesamowitą satysfakcję.
Czy to, ze każdy kolejny utwór na płycie jest dłuższy, aż po 34 minuty „The Grand Event” to celowy zabieg?
Na początku chcieliśmy aby album miał klimat starego LP. Chcieliśmy aby
na obu “stronach” płyty po krótkim utworze następował długi. Ale później
przestraszyłem się, że jeżeli ludzie znudzą się po pierwszej “stronie”,
ominie ich szansa posłuchania wielu wspaniałych dźwięków, które są
dalej ha, ha:)
Czy ciężko komponuje się takiego 34-o minutowego kolosa?
To prawda, że nasze utwory są raczej długie, ale dla mnie taki sposób
tworzenia jest naturalny. Teraz utwory które maja po siedem minut
uważamy za krótkie. Jednakże “The Grand Event” nie powstał w całości z
dnia na dzień. Zanim go napisałem przez wiele lat chodziłem z głową
pełną pomysłów na ten utwór. W końcu doszedłem do wniosku, że skoro ta
muzyka jest ze mną przez te wszystkie lata, to musi być dobra,
przynajmniej w moim prywatnym światku :). Dlatego też, wszystkie pomysły
zgrałem na demo w przypadkowej kolejności i wkrótce odkryłem, że można
je połączyć jednym wątkiem tematycznym. I oto w ten sposób ze zlepka
pomysłów wszelakiej maści powstał jeden półgodzinny utwór!
Czy to prawda, że na płycie nie ma żadnego dźwięku wykreowanego przez komputer, lecz przez prawdziwe instrumenty?
Tak, to prawda. Szczycimy się tym, że do nagrywania naszej muzyki
używamy prawdziwych instrumentów, co sprawia, że nasza muzyka ma
naturalne brzmienie, bliskie klimatom prog rocka z naszej ukochanej
epoki. Co prawda moglibyśmy podyskutować na temat tego, czy Melotron
jest źródłem “sztucznych” dźwięków, ale to już inna historia…
Kiedy zaczynasz grać na Taurusie albo Melotronie magia wisi w powietrzu.
Nie doznasz takich uczuć korzystając z komputera. Na tych instrumentach
gra się po prostu inaczej, a co najważniejsze, grając na nich czujesz
się całkiem inaczej, do głowy przychodzą Ci pomysły na które na pewno
byś nie wpadł siedząc przed komputerem.
Unikacie
wszelkich muzycznych bajerów, które oferuje współczesna technika,
dzięki temu płyta posiada bardzo ciepłe brzmienie. Jak udało Wam się
osiągnąć taki efekt?
Od samego początku towarzyszyło nam takie przekonanie, że chcemy tworzyć
muzykę, której brzmienie byłoby bliskie brzmieniu które lubimy i znamy z
naszych ulubionych albumów. Gdybym miał przeanalizować proces
nagrywania albumu i stwierdzić co o tym zadecydowało, muszę przyznać, że
z pewnością bardziej skupialiśmy się na fazie nagrywania materiału niż
na miksowaniu.
Od samego początku nagranie dobrych dźwięków przy użyciu środków, które
by ich nie fałszowały, nie zmieniałyby brzmienia całości materiału a
jedynie eksponowały niektóre partie było dla nas najważniejsze.
Oczywiście na albumie umieściliśmy sporo bajerów, ale wszystkie te
efekty dałoby się bez problemu osiągnąć w latach 70-tych.
Nagraliście świetną płytę, czy w związku z promocja planujecie może jakieś koncerty w Europie?
SZUKAMY AGENTA!!!!!!!
Jakie jest zainteresowanie zespołem? Czy poza Szwecją jesteście jeszcze gdzieś rozpoznawani?
Prawdopodobnie poza Szwecją sprzedaliśmy więcej albumów niż w naszym
kraju… Cóż, dziwię się, że w kraju, w którym gra tak wielu artystów
prog rockowych rynek na ten rodzaj muzyki jest bardzo ograniczony
Wasz styl to swoisty hołd dla tuzów prog rocka z lat 70-tych. Jak
postrzegasz to co w prog rocku wydarzyło się później, czyli neo prog
rocka (wczesny Marillion, Arena, Pendragon, IQ) czy współczesne oblicze
tego gatunku (Porcupine Tree, Blackfield)?
Rzeczywiście, mógłbym wymienić sporo wspaniałych zespołów. Gdzieś tak w
połowie lat 90-tych wpadł mi ręce album “As the World” grupy Echolyn i
od tej pory jestem zagorzałym fanem tej formacji. Ten album zawiera
wszystko co w prog rocku podoba mi się najbardziej. Mimo iż krążek
zawiera sporo krótkich kawałków, wszystkie to przemyślane i wymagające
kompozycje, które od 12 czy 13 lat nieustannie mnie zachwycają! Linie
wokalne są jedyne w swoim rodzaju. Lubię również album “Unfolded like
Staircase” zespołu Discipline. Słucham go bardzo często od momentu kiedy
pojawił się na rynku. Właściwie to mam też sporo późniejszych albumów
tej formacji. Kolejny album o którym chciałbym wspomnieć to “Crossing
the Sound” zespołu Phreeworld z 1998 roku. Ten krążek jest naprawdę
wyjątkowy. Oczywiście słucham też Spock’s Beard i uważam że ich album
“Snow” jest naprawdę dobry. Parę razy miałem też okazję oglądać ich
występy na żywo. Mam również wszystkie albumy Salem Hill i myślę, że to
bardzo dobry zespół. Z działki rocka neo progresywnego lubię “The
Sentinel” grupy Pallas. Eddie Offord był producentem tego albumu wiec
ten materiał ma coś wspólnego z latami 70-tymi :). Albumy formacji Bites
są naprawdę wspaniałe. Krążek “Once Around the World” często kręci się w
moim odtwarzaczu CD.
Lubisz prog metal?
Właściwie już mnie nie kręci. Nawet nie jestem pewny dlaczego. Bardzo
często skala harmonii prezentowana w prog metalu mnie nie
satysfakcjonuje. Niestety ten problem dotyczy również wielu
współczesnych zespołów prog rockowych. Osobiście, gdy gram lubię
eksperymentować ze zmianami akordów i tempa, co być może wynika z tego,
że gram na klawiszach a nie np na gitarze. Dlatego też kiedyś często
słuchałem prog metalu, a Dream Theater był dla mnie dużą inspiracją.
Zawsze uważałem, że najmocniejszą stroną tej formacji były harmonie.
Niestety tego elementu brakuje w muzyce grup będących pod wpływem ich
twórczości. Myślę, że pewne aspekty obecne w prog metalu, które mnie
osobiście się podobają, miały wpływ na moją muzykę. Z drugiej strony
istnieje wiele gatunków muzycznych, które nie są mi specjalnie bliskie
ale posiadają walory, które ukształtowały mój sposób postrzegania i
tworzenia muzyki.
Czy znasz jakieś polskie zespoły progresywne? Czy nazwy Quidam, Riverside, Collage coś Ci mówią?
Tak. Grupa Satellite jest z Polski i jest naprawdę świetna. Mam ich zeszłoroczny album “Into the Night” , który przypadł mi do gustu. Bardzo zróżnicowana muzyka, której miło się słucha.
Czy granie w Brighteye Brison to sposób na życie czy może raczej hobby?
Pracuję jako nauczyciel muzyki oraz muzyk – wolny strzelec. Pracując jedynie z Brighteye Brison na pewno nie dałbym sobie rady. Wszyscy członkowie zespołu to zawodowi muzycy. Cenimy sobie możliwość współpracy z innymi zespołami, możliwość poruszania się w innych stylach i klimatach muzycznych, spotkania z innymi muzykami. Te wszystkie elementy sprawiają, że ciągle rozwijamy się, zbieramy kolejne doświadczenia, które później możemy wykorzystać tworząc dla Brighteye Brison!
Czy to Twój pierwszy wywiad dla polskiego serwisu muzycznego?
Tak
Dziękuję bardzo za wywiad. Na koniec oddaję pałeczkę Tobie, masz możliwość zareklamować zespół naszym czytelnikom.
Dziękuje wszystkim, którzy przeczytali ten wywiad! Mam nadzieję, że będziecie nas wspierać i posłuchacie naszej najnowszej płyty “Believers and Deceivers”. Mamy nadzieję, że przyjedziemy wkrótce do Polski, a po koncercie napijemy się piwa i porozmawiamy o muzyce. Wszystkiego najlepszego!
Piotr Michalski
tłumaczenie: Gosia Michalska