BRIGHTEYE BRISON – Linus Kåse (20.05.2008)

BRIGHTEYE BRISON - Linus Kase

Brighteye Brison to zespół o którym jeszcze niedawno nic nie wiedziałem. Dzięki kontaktom z Progress Records to się zmieniło i myślę, ze śmiało mogę Wam wszystkim polecić ten zespół. Na kilka pytań odpowiedział Linus Kase, jeden z założycieli grupy. Zapraszam do lektury.


Cześć Linus. Skąd pomysł na Brighteye Brison? Przedstaw polskim czytelnikom członków zespołu.

Już od połowy lat 90-tych nosiłem się z zamiarem założenia własnego zespołu prog rockowego. Pomysł na Brighteye Brison narodził się w 2000 roku, kiedy wraz z Kristoferem Engiem studiowałem muzykę jazzową na Królewskiej Akademii Muzycznej w Sztokholmie. Mamy z Kristoferem podobne upodobania muzyczne, obaj uwielbiamy oczywiście prog rock z lat 70-tych. To ja zaproponowałem Kristoferowi, abyśmy wspólnie założyli zespół. Kristofer jest świetnym basistą, poza tym ma ogromne doświadczenie. Grał w zespołach prezentujących różne style muzyczne, komponuje muzykę do filmów, dla potrzeb telewizji i teatru. Zakres jego zainteresowań muzycznych jest naprawdę imponujący. Zanim do zespołu przyłączył się perkusista Erik Hammarström, w zespole przez prawie sześć lat grał mój brat Daniel. Co ciekawe, wyobraź sobie, że Erik również studiował na Królewskiej Akademii Muzycznej w Sztokholmie, dokładnie w tym samym okresie co ja i Kristofer. Znamy się z uczelni, pamiętam, że był wyjątkowo uzdolnionym perkusistą grającym w klimatach Franka Zappy. Specjalizował się w niezwykle trudnej i wymagającej muzyce. Kiedy Daniel odszedł z zespołu pomyślałem sobie, że Erik doskonale sprawdzi się na jego miejscu, a co ważniejsze był zainteresowany współpracą z nami. Erik jest wspaniałym muzykiem. Potrafi znaleźć się w każdym gatunku muzycznym co udowadnia grając w wielu rożnych zespołach. Myślę, że jego muzyka ma bardzo charakterystyczne brzmienie. Jeśli chodzi o prog rock, obecnie Kristofer gra również w zespole The Flowers Kings. Natomiast Johan Öijen jest członkiem zespołu od samego początku i towarzyszy nam od pierwszych sesji nagraniowych. Johan studiował na innej akademii muzycznej niż reszta. Zanim Kristofer dołączył do nas, pamiętam go z czasów gdy grał na gitarze w paru innych zespołach. Johan podchodzi do muzyki trochę jak jazzman, trochę jak rockman. Dzięki temu, jeśli czujemy taką potrzebę, możemy czerpać z różnych gatunków muzycznych. Miksowaniem naszego materiału demo zajął się Per Hallman. Per jest przyjacielem Kristofera z dzieciństwa i to dzięki niemu on też w końcu dołączył do Brighteye Brison. Per zajmuje się stroną techniczną nagrań, jest również drugim klawiszowcem. Per również ma wykształcenie muzyczne, jest też świetnym wokalistą. Tak naprawdę w zespole jest trzech wokalistów: Per, Kristofer i ja.


Przyznaję, że jedynym albumem, z waszej dyskografii, który słyszałem to ostatni krążek „Believers & Deceivers”. Czy poprzedniczki były równie dobre? 🙂

Dziękuję. Jestem bardzo dumny z tego albumu. W przypadku “Believers and Deceivers” dużo uwagi poświęciliśmy stronie technicznej. Podczas pracy dokładałem wszelkich starań, aby wydobyć z instrumentów to co najlepsze i aby połączyć wszystkie dźwięki w całość. Po pierwsze wszystkie partie na instrumenty oraz harmonie zostały dokładnie rozpisane. Myślę, że w pewnym sensie “Believers and Deceivers” jest dla nas takim albumem jakim był “In a Glass House” (album Gentle Giant –przp. PM). Poza tym na “Believers and Deceivers” dużo dzieje się w partiach gitary basowej, gitary i perkusji, jest sporo ciężkich riffów i tym podobnych dodatków. Tak naprawdę to chcieliśmy spróbować czegoś nowego, i kiedy do zespołu dołączył Erik pojawiły się nowe możliwości. Myślę, że “Stories’” jest również dobrym albumem. Na tym krążku zostawiliśmy sporo miejsca na improwizację w partiach instrumentalnych. Poza tym materiał zawarty na “Stories” ma bardzo charakterystyczne brzmienie, które mnie osobiście bardo odpowiada. Podczas aranżacji materiału w studio, dużo więcej improwizowaliśmy, szczególnie w partiach wokalnych, które w wielu momentach mają naprawdę fajne brzmienie. Na pewno od nagrania pierwszego albumu rozwinęliśmy się jako zespół studyjny i grający na żywo. Uważam, że na każdym albumie są dobre utwory. Trudno mi jest sobie wyobrazić koncert bez “A Car,” bądź bez fragmentów z kompozycji “One Year Alone”. Nasz pierwszy album jest bardzo szczery i mam wiele wspaniałych wspomnień z nim związanych.


Przejdźmy teraz do „Believers & Deceivers”. Słuchając tej płyty odnoszę wrażenie jakby była nagrana w latach siedemdziesiątych i nie chodzi mi tu o stronę techniczną, realizacyjną a raczej niesamowity klimat, który udało Wam się stworzyć.

Kiedy nagrywaliśmy “Stories,” mieliśmy taki zamiar aby muzyka miała brzmienie z lat 70-tych i sadzę, że ten cel udało nam się osiągnąć. Był to swego rodzaju hołd złożony naszym idolom. W porównaniu do “Stories”, “Believers and Deceivers” ma bardziej nowoczesne brzmienie. Od samego początku nie wyznaczaliśmy sobie żadnych założeń. Pozwoliliśmy aby muzyka sama nas prowadziła. Z Erikem taki wybór okazał się być naturalna koleją rzeczy, a jego gra na tym albumie jest wyjątkowa. Myślę że dzięki temu poczuliśmy się trochę jak nowo narodzeni. Gdybyśmy nie pozwolili sobie na wolność, ograniczylibyśmy sobie nasze możliwości. Atmosfera lat 70-tych jest nam bardzo bliska i stąd z pewnością jej specyficzny klimat przenika do naszej twórczości


Czy te jazzujące fragmenty to improwizacje, czy były wcześniej skomponowane? Jakie znaczenie w Waszej muzyce ma improwizacja? Zawartość płyty sugeruje, że duże.

Bardzo często w trakcie prób oraz wspólnego grania improwizujemy, chociaż muszę przyznać, że czasami takie jazzujące fragmenty przygotowujemy wcześniej. Improwizacja pojawia się w naszej muzyce w bardzo naturalny sposób. Jazz jako gatunek muzyczny jest nam bardzo bliski, często sami gramy własne jazzowe kawałki. Wiem, że wcześniej wspomniałem, iż „Believers and Deceivers” jest bardziej dopracowany z technicznego punktu widzenia. Tym bardziej zabawne jest to, że w porównaniu do poprzednich albumów zawiera jeszcze więcej fragmentów improwizowanych. To mnie właśnie najbardziej kręci w tworzeniu muzyki. Z jednej strony muzyka wymaga precyzji i opisania całego procesu twórczego na papierze, z drugiej strony daje Ci niesamowitą wolność, która zabiera cię we wspaniałą i niewyobrażalną podróż w głąb własnej wyobraźni. Łączenie tych dwóch aspektów daje mi niesamowitą satysfakcję.


Czy to, ze każdy kolejny utwór na płycie jest dłuższy, aż po 34 minuty „The Grand Event” to celowy zabieg?

Na początku chcieliśmy aby album miał klimat starego LP. Chcieliśmy aby na obu “stronach” płyty po krótkim utworze następował długi. Ale później przestraszyłem się, że jeżeli ludzie znudzą się po pierwszej “stronie”, ominie ich szansa posłuchania wielu wspaniałych dźwięków, które są dalej ha, ha:)


Czy ciężko komponuje się takiego 34-o minutowego kolosa?

To prawda, że nasze utwory są raczej długie, ale dla mnie taki sposób tworzenia jest naturalny. Teraz utwory które maja po siedem minut uważamy za krótkie. Jednakże “The Grand Event” nie powstał w całości z dnia na dzień. Zanim go napisałem przez wiele lat chodziłem z głową pełną pomysłów na ten utwór. W końcu doszedłem do wniosku, że skoro ta muzyka jest ze mną przez te wszystkie lata, to musi być dobra, przynajmniej w moim prywatnym światku :). Dlatego też, wszystkie pomysły zgrałem na demo w przypadkowej kolejności i wkrótce odkryłem, że można je połączyć jednym wątkiem tematycznym. I oto w ten sposób ze zlepka pomysłów wszelakiej maści powstał jeden półgodzinny utwór!


Czy to prawda, że na płycie nie ma żadnego dźwięku wykreowanego przez komputer, lecz przez prawdziwe instrumenty?

Tak, to prawda. Szczycimy się tym, że do nagrywania naszej muzyki używamy prawdziwych instrumentów, co sprawia, że nasza muzyka ma naturalne brzmienie, bliskie klimatom prog rocka z naszej ukochanej epoki. Co prawda moglibyśmy podyskutować na temat tego, czy Melotron jest źródłem “sztucznych” dźwięków, ale to już inna historia…
Kiedy zaczynasz grać na Taurusie albo Melotronie magia wisi w powietrzu. Nie doznasz takich uczuć korzystając z komputera. Na tych instrumentach gra się po prostu inaczej, a co najważniejsze, grając na nich czujesz się całkiem inaczej, do głowy przychodzą Ci pomysły na które na pewno byś nie wpadł siedząc przed komputerem.


Unikacie wszelkich muzycznych bajerów, które oferuje współczesna technika, dzięki temu płyta posiada bardzo ciepłe brzmienie. Jak udało Wam się osiągnąć taki efekt?

Od samego początku towarzyszyło nam takie przekonanie, że chcemy tworzyć muzykę, której brzmienie byłoby bliskie brzmieniu które lubimy i znamy z naszych ulubionych albumów. Gdybym miał przeanalizować proces nagrywania albumu i stwierdzić co o tym zadecydowało, muszę przyznać, że z pewnością bardziej skupialiśmy się na fazie nagrywania materiału niż na miksowaniu.
Od samego początku nagranie dobrych dźwięków przy użyciu środków, które by ich nie fałszowały, nie zmieniałyby brzmienia całości materiału a jedynie eksponowały niektóre partie było dla nas najważniejsze. Oczywiście na albumie umieściliśmy sporo bajerów, ale wszystkie te efekty dałoby się bez problemu osiągnąć w latach 70-tych.


Nagraliście świetną płytę, czy w związku z promocja planujecie może jakieś koncerty w Europie?

SZUKAMY AGENTA!!!!!!!


Jakie jest zainteresowanie zespołem? Czy poza Szwecją jesteście jeszcze gdzieś rozpoznawani?

Prawdopodobnie poza Szwecją sprzedaliśmy więcej albumów niż w naszym kraju… Cóż, dziwię się, że w kraju, w którym gra tak wielu artystów prog rockowych rynek na ten rodzaj muzyki jest bardzo ograniczony


Wasz styl to swoisty hołd dla tuzów prog rocka z lat 70-tych. Jak postrzegasz to co w prog rocku wydarzyło się później, czyli neo prog rocka (wczesny Marillion, Arena, Pendragon, IQ) czy współczesne oblicze tego gatunku (Porcupine Tree, Blackfield)?

Rzeczywiście, mógłbym wymienić sporo wspaniałych zespołów. Gdzieś tak w połowie lat 90-tych wpadł mi ręce album “As the World” grupy Echolyn i od tej pory jestem zagorzałym fanem tej formacji. Ten album zawiera wszystko co w prog rocku podoba mi się najbardziej. Mimo iż krążek zawiera sporo krótkich kawałków, wszystkie to przemyślane i wymagające kompozycje, które od 12 czy 13 lat nieustannie mnie zachwycają! Linie wokalne są jedyne w swoim rodzaju. Lubię również album “Unfolded like Staircase” zespołu Discipline. Słucham go bardzo często od momentu kiedy pojawił się na rynku. Właściwie to mam też sporo późniejszych albumów tej formacji. Kolejny album o którym chciałbym wspomnieć to “Crossing the Sound” zespołu Phreeworld z 1998 roku. Ten krążek jest naprawdę wyjątkowy. Oczywiście słucham też Spock’s Beard i uważam że ich album “Snow” jest naprawdę dobry. Parę razy miałem też okazję oglądać ich występy na żywo. Mam również wszystkie albumy Salem Hill i myślę, że to bardzo dobry zespół. Z działki rocka neo progresywnego lubię “The Sentinel” grupy Pallas. Eddie Offord był producentem tego albumu wiec ten materiał ma coś wspólnego z latami 70-tymi :). Albumy formacji Bites są naprawdę wspaniałe. Krążek “Once Around the World” często kręci się w moim odtwarzaczu CD.


Lubisz prog metal?

Właściwie już mnie nie kręci. Nawet nie jestem pewny dlaczego. Bardzo często skala harmonii prezentowana w prog metalu mnie nie satysfakcjonuje. Niestety ten problem dotyczy również wielu współczesnych zespołów prog rockowych. Osobiście, gdy gram lubię eksperymentować ze zmianami akordów i tempa, co być może wynika z tego, że gram na klawiszach a nie np na gitarze. Dlatego też kiedyś często słuchałem prog metalu, a Dream Theater był dla mnie dużą inspiracją. Zawsze uważałem, że najmocniejszą stroną tej formacji były harmonie. Niestety tego elementu brakuje w muzyce grup będących pod wpływem ich twórczości. Myślę, że pewne aspekty obecne w prog metalu, które mnie osobiście się podobają, miały wpływ na moją muzykę. Z drugiej strony istnieje wiele gatunków muzycznych, które nie są mi specjalnie bliskie ale posiadają walory, które ukształtowały mój sposób postrzegania i tworzenia muzyki.


Czy znasz jakieś polskie zespoły progresywne? Czy nazwy Quidam, Riverside, Collage coś Ci mówią?

Tak. Grupa Satellite jest z Polski i jest naprawdę świetna. Mam ich zeszłoroczny album “Into the Night” , który przypadł mi do gustu. Bardzo zróżnicowana muzyka, której miło się słucha.


Czy granie w Brighteye Brison to sposób na życie czy może raczej hobby?

Pracuję jako nauczyciel muzyki oraz muzyk – wolny strzelec. Pracując jedynie z Brighteye Brison na pewno nie dałbym sobie rady. Wszyscy członkowie zespołu to zawodowi muzycy. Cenimy sobie możliwość współpracy z innymi zespołami, możliwość poruszania się w innych stylach i klimatach muzycznych, spotkania z innymi muzykami. Te wszystkie elementy sprawiają, że ciągle rozwijamy się, zbieramy kolejne doświadczenia, które później możemy wykorzystać tworząc dla Brighteye Brison!


Czy to Twój pierwszy wywiad dla polskiego serwisu muzycznego?

Tak


Dziękuję bardzo za wywiad. Na koniec oddaję pałeczkę Tobie, masz możliwość zareklamować zespół naszym czytelnikom.

Dziękuje wszystkim, którzy przeczytali ten wywiad! Mam nadzieję, że będziecie nas wspierać i posłuchacie naszej najnowszej płyty “Believers and Deceivers”. Mamy nadzieję, że przyjedziemy wkrótce do Polski, a po koncercie napijemy się piwa i porozmawiamy o muzyce. Wszystkiego najlepszego!

Piotr Michalski
tłumaczenie: Gosia Michalska

Dodaj komentarz