Zespół BESIDES powstał w 2011 w Brzeszczach. W zaledwie
trzy lata stał się jednym z najpopularniejszych zespołów na polskiej
scenie post-rockowej. Kwartet, grający niszowy gatunek muzyki, podbił
serca milionów ludzi w Polsce podczas telewizyjnego talent show – Must
Be The Music, zdobywając główną nagrodę w ósmej edycji programu. W 2013
roku Besides wydał debiutancki album „We Were So Wrong”, świetnie
przyjęty przez fanów i krytykę. Liczne pozytywne recenzje oraz koncerty o
niepowtarzalnym klimacie, wzbogacone o wyjątkowąwizualizację, sprawiły,
że zespół w krótkim czasie stał się jednym z czołowych przedstawicieli
gatunku. Muzyka Besides rozbrzmiewała na falach czołowych rozgłośni w
kraju: Trojki, Antyradia, RMF FM. Po dwóch latach od udanego debiutu
powstał drugi album – „Everything is”. Płyta jest bardziej dojrzała i
urozmaicona brzmieniowo. Tym razem zespół postawił na brudne brzmienie
gitar oraz więcej elektroniki,co sprawia, że nie tylko znajdziemy na
niej melancholijne muzyczne pejzaże, które przeważały na debiutanckim
krążku, lecz także niespokojne, trzymające w napięciu partie dźwięków.
Album zabiera słuchacza w emocjonalną podróż po bezdrożach wyobraźni,
poza granice rzeczywistości. Zespół zagrał do tej pory około 200
koncertów w kraju i za granicą, m.in. z takimi formacjami jak: COMA,
Tides From Nebula, Obscure Sphinx. Występ Besides na Dunk!Festival’18 –
jednym z najważniejszych festiwali post-rockowych w Europie – spotkał
się z niezwykle entuzjastycznym przyjęciem publiczności. 27 stycznia
ukazała się trzecia płyta zespołu – „Bystanders”. O Kulisach powstania albumu i nie tylko, odpowiedzieli nam w interesującym wywiadzie Artur Łebecki i Piotr Świąder – Kruszyński:
Dominatorem rodzimej sceny post rockowej od lat jest niezmiennie
TIDES FROM NEBULA. Nasz potencjał, jeżeli chodzi o zespoły grające
podobną muzykę, jest jednak dosyć duży. Opróczwaszegozespołumożna by
tutajwymienić np.: SOUNDS LIKE THE END OF THE WORD, NOVEMBER MIGHT BE
FINE, AIDEN, DISTANT DREAM, YENISEY… Co powiecie o kondycji rodzimego
post rocka, w stosunku do Europy?
Artur Łebecki: Na tle polskich zespołów TFN faktycznie
zdecydowanie się wyróżnia. Nie wspominam o samej muzyce, ta oczywiście
zależy od gustu, ale np. o technikaliach czy wkładzie pracy. TFN jest w
pełni profesjonalne. W funkcjonowaniu tego zespołu wszystko wydaje się
być dopracowane. Brzmienie jest znakomite, koncerty trzymają światowy
poziom, promocja jest dobra, wielkie trasy koncertowe itp. Praca
poświęcona na przygotowanie takiej machiny jest ogromna. Dla innych
zespołów jest to o wiele trudniejsze do osiągnięcia, bo mało kto przy
zdrowych zmysłach odważysię poświęcićrodzinę i w zasadzie wszystko w
dość ryzykowne przedsięwzięcie. I chyba to nas też wyróżnia w Europie.
Nas, w sensie polskie zespoły bez szczególnego zaplecza, bez wytwórni za
plecami, bez poważnej promocji, zapożyczające się na koszty wyjazdu
etc. A później jest nas po prostu w tej Europie mało.
Piotr Świąder – Kruszyński: Mnie się wydaje, że
polskich zespołów post-rockowych jest coraz więcej w Europie i polska
scena zaczyna być zauważana. A sam TFN – poświęcenie, konsekwencja,
praca i praca – jak najbardziej zasłużone miejsce na rodzimej scenie.
Jeżeli chodzi o światowe marki, może nie tylko te stricte post rockowe, co stanowi największe źródło Waszej inspiracji?
Piotr Świąder – Kruszyński: W sumie trudno byłoby
piękno muzyki docenić tylko przez jeden gatunek, stąd jest to oczywiste,
że słuchamy bardzo różnej muzyki i każdy ma jakieś swoje inspiracje.
Jeżeli chodzi o stricte post rockowe rzeczy, to nie słucham ich wiele –
Caspian jest ok, szczególnie przedostatnia płyta – wybitna. Lubię stare
Mono. To chyba tyle. A poza tym to wiele różnej muzyki od jazzu do popu,
ale nie mam tak, że jakiegoś wykonawcę będę wynosić na piedestał.
Artur Łebecki: Rozumiem, że mówimy o inspiracjach muzycznych?
🙂 Osobiście nie stawiam kapliczek. Kiedyś często wracałem do TOOLa,
ostatnio w ogóle. Od 2 lat najczęściej słuchanym albumem jest Dust and
disquiet zespołu CASPIAN, a od pół roku Nowherenowhere zespołu MONO. Ja
zresztą nie słucham ostatnio zbyt wiele muzyki, zastępując ją stopniowo
ciekawymi audiobookami. W itunes’ie mam obecnie zapisanych raptem 14
wykonawców i może 30 albumów…
Chciałem Was zapytać o przygodę z telewizją publiczną. Muszę się
przyznać, że nie śledziłem Waszych poczynań w popularnym programieMust
Be The Music. I kiedy wybrałem się na mójpierwszy Wasz koncert (z
zespołem Spiral w katowickiej „Korbie”), byłem bardzo zdziwiony
frekwencją. Podobnie było zresztą, z koncertami łódzkiej formacji Tune.
Jak wspominacie ten epizod z historii zespołu po latach? Czy
powtórzylibyście tą decyzję dzisiaj , by chociaż na chwilę poczuć
komercyjny sukces, tej mało komercyjnej muzyki, jaką jest post rock?
A.Ł: Pamiętam ten koncert i super energię pomimo
gęstego dymu papierosowego 🙂 Co do MBTM – dla mnie była to fajna i
przede wszystkim ciekawa przygoda. Nawet jeśli uznać, że taki występ
pozbawił nas jakiejś undergroundowej otoczki, to egoistycznie powiem:
uważam, że warto było. Wiem, że w żadnej innej opcji nie miałbym
możliwości ani zobaczyć od kulis takiej „produkcji”, ani wystąpić na
„Sylwestrze w Polsacie”, bo najzwyczajniej nie miałbym ku temu innej
okazji. Patrząc od strony zespołu – warto było wystąpić, bo kupiliśmy
sobie lepszy sprzęt i pograliśmy przy okazji w wielu fajnych i czasami
kultowych miejscach. I w zasadzie tyle. Dzisiaj to wszystko nie ma
znaczenia, markę musimy budować cały czas i w ogóle mało kto pamięta o
tym naszym występie.
P.Ś-K: Zdecydowanie nie żałuję tej naszej decyzji. Był
to po prostu bardzo dobry kop promocyjny dla nas – dzięki temu nasza
muzyka trafiła do o wiele większej liczby osób niż przed programem –
główny cel został zrealizowany. Nie musieliśmy wymyślać jakichś łzawych,
dziwnych historii, nie dobierano nam repertuaru – po prostu wyszliśmy i
pokazaliśmy czym jest zespół Besides. Dzięki temu poznało nas wiele
osób, które teraz przychodzą na nasze koncerty, słuchają muzyki i z
którymi po prostu mamy kontakt. Jeżeli zbulwersowało to kogoś – trudno,
widocznie nie muzyka była dla niego najważniejsza.
Długo kazaliście sobie czekać na kolejne wydawnictwo bo aż 5 lat. Czym było to spowodowane?
A.Ł: Prozą życia. Nowymi dziećmi, zmianami pracy tej
tzw. zarobkowej-codziennej, przeprowadzkami itd. W międzyczasie
pracowaliśmy nad nowymi utworami (notabene jeden wypuściliśmy jako
singiel w 2018 roku) i ustalaliśmy koncepcję wydania albumów. Nad
Bystanders pracowaliśmy dosyć długo może też z powodu zmieniających się
wizji samego wydawnictwa, oprawy koncertowej, udziału gości. Jeśli
nałożymy na to wszystko o czym wspomniałem jeszcze granie koncertów z
poprzednim materiałem, to w zasadzie i tak jesteśmy zadowoleni z tempa
prac – mogło być gorzej 🙂
P.Ś – K: Nowa płyta, która właśnie wydaliśmy to było w
sumie wyzwanie – długo nad nią pracowaliśmy, nie wszystko od początku
podobało nam się, zmienialiśmy aranże, wyrzucaliśmy utwory, które nie
przekonywały nas do końca. Praca nad koncept albumem i to jeszcze o
takiej tematyce okazała się trudniejsza niż przewidywaliśmy. Do tego nie
chcieliśmy tracić kontaktu z graniem na żywo – zrobiliśmy 2 trasy
zagraniczne, graliśmy też koncerty w Polsce. Plus jak Artur wspomniał –
proza życia. Niemniej, założenie było też takie, że nie śpieszymy się –
robimy tak, by być zadowolonym z finału.
Nie jesteście pierwszym zespołem, który w swej twórczości sięga
po trudne karty naszej historii . W ubiegły roku koncept album „Iskry w
Popiele”,poświecony Powstaniu Śląskiemu, nagrał lider formacji Walfad
Wojciech Ciuraj. W tym roku Wy wydajecie album inspirowanyhistoriami
więźniów Auschwitz i losami mieszkańców okolicznych ziem, żyjących w
cieniu obozu podczas II wojny światowej. Tematyka Holokaustu nigdy nie
była najprostsza. Skąd pomysł na taki właśnie temat?
A.Ł: W zasadzie chciałem trochę już nawiązać do korzeni
przy pierwszym pytaniu o nasze miejsce w Europie. Do tego, że być może
nasze położenie w tej części Europy jest słyszalne w muzyce jaką
tworzymy. Wierzę, że te korzenie, że jakiś lokalny czy regionalny duch
nadaje pewien styl w kompozycjach. Z drugiej strony bliskość tych miejsc
zagłady, to jakie piętno odbiły na mieszkańcach tych terenów, w ich
świadomości, w naszej świadomości– chcieliśmy spróbować zmierzyć się z
tym co każdy z nas o tym miejscu słyszał też w dzieciństwie, z
opowiadaniami, różnymi historiami, czasem bohaterskimi, ale też czasem
haniebnymi. To taki nasz wkład w zachowanie pamięci o pewnych
wydarzeniach poprzez te parę opowiadań i poprzez formę muzyki, którą
gramy, a która potrafi plastycznie przedstawić emocje w dodatku
eksponując te nasze lokalne korzenie kulturowe.
PŚ – K: Dla mnie dwa czynniki są związane z wyborem
tematu. Po pierwsze – mieszkam w Brzeszczach, miejscu które znajduje się
w pobliżu Oświęcimia. My na co dzień stykamy się z tymi historiami,
mijamy miejsca pamięci. W jakimś sensie cień tej tragedii towarzyszy nam
od dziecka – można przechodzić wobec tego obojętnie oswajając historie,
ale można również próbować odpowiedać sobie na pytanie : Dlaczego?
Oczywiście odpowiedzi nie usłyszymy, ale sam fakt, że przepracowujesz
ten temat, ma znaczenie. Nasz płyta ukazała się 27 stycznia to w tym
dniu Marian Turski podczas obchodów wyzwolenia obozu powiedział te słowa
: „Auschwitz nie spadło z nieba”. Trzeba o tym pamiętać i robić
wszystko, by ta pamięć nie wyblakła, jeżeli coś takiego mogło mieć
miejsce – może się powtórzyć. To też jest przesłanie tej płyty – wiem,
nie jest to popularne i modne w dzisiejszych czasach – ale taką mieliśmy
potrzebę.
Koncept album to zawsze wyzwanie, któremu nie zawsze dany zespół podoła.
Wam się ta sztuka udała. Wszystko jest spójne i oddaje klimat
poruszonej tematyki. Muzyka post rockowa przeważnie kojarzy się z
przestrzenią, a okazuje się, że idealnie oddaje również klimat odwrotny
do przestrzeni – zniewolenia. Jak Wam się ta sztuka udała?
PŚ-K: Być może dlatego, że wchodziliśmy w te historie na
różnych płaszczyznach. Czytaliśmy, oglądaliśmy, zwiedzaliśmy – potem
staraliśmy się wczuć w daną sytuacje, w emocje jakie mogą temu
towarzyszyć – a to przechodziło w muzykę. To nie był jednorazowy zryw –
robimy koncept album o takiej tematyce i tyle. To była praca –
merytorycznie otrzymaliśmy wsparcie od Renaty Koszyk – przewodnia
Państwowego Muzeum Auschwitz – Birkenau oraz Fundacji Pobliskie miejsca
Pamięci Auschwitz– Birkenau – zapoznawaliśmy się z poszczególnymi
historiami, odwiedzaliśmy miejsca z tym związane. To też miało wpływ na
tak długi czas powstawania albumu.
A.Ł: W zasadzie sporo wyjaśniłem przy poprzednim
pytaniu. Ja myślę, że to kwestia emocjonalności tej muzyki. Przestrzeń
kojarzona z tym gatunkiem pozwala dotrzeć głębiej. Osobiście uważam, że
idealny utwór właśnie, który bym ocenił jako „przestrzenny” to byłby
taki, którego bym nie słyszał. W sensie, który od pierwszych dźwięków
wprawiłby w odpowiedni stan emocjonalny (trans?). Muzyka post-rockowa
właśnie posiada takie cechy.
Po
raz pierwszy w swojej historii zaprosiliście do swej muzyki sekcję
smyczkową i pianino. Skąd pomysł na wprowadzenie tych instrumentów?
A.Ł: Długo pracowaliśmy nad koncepcją tego albumu.
Natomiast kwartet smyczkowy był jednym z pierwszych pomysłów.
Szczególnie w utworze o Szymonie, ostatnim Żydzie z Oświęcimia. Trudno o
lepsze instrumentarium do zobrazowania tej historii. Smyczki też
kojarzą się z muzyką klezmerską, choć pojawiły się niej dopiero w
obecnych czasach. Naszą ideę podchwyciła Daria i chętnie zaaranżowała
kwartet, co w naszym odczuciu idealnie dopełniło muzycznie ten album.
P.Ś-K: Dodam, że według mnie, smyki w bardzo dobry
sposób potrafią oddać te emocje, o które chodziło nam przy komponowaniu.
Więc wybór nie był trudny.
Jak zmiana w składzie zespołu wpłynęła na Waszą muzykę? Co nowego do zespołu Besides wniósł Janusz Bińkowski?
A. Ł: Jeśli napiszę odrobinę szaleństwa, to tak jakbym Pawła
(którego Janusz zastąpił) nazwał nudziarzem 🙂 Janusz wnosi wiele, w
zasadzie bardzo wiele. Nie jest nową osobą w zespole. Nagrywał nam wraz z
Adamem Celińskim dwa pierwsze albumy, kręcił nas na trasach
zagranicznych, czasami zastępował Pawła na koncertach. Natomiast jest to
osoba bardzo pozytywna z ogromnym optymizmem. Jest też niesamowicie
utalentowanym multiinstrumentalistą. Jego gusta muzyczne są
najdziwniejsze z jakimi się spotkałem :), ale może przez to jest w
stanie wrzucać swoje ciekawe pomysły w tą muzykę. Poza tym jeździ
Lanosem, czym wzbudza szacunek!
PŚ – K: Dodatkowo Janusz odpowiedzialny jest za
nagranie albumu i jego miks – ja jestem bardzo zadowolony z efektów jego
pracy. Podczas produkcji i nagrań miałem okazje przyglądać się jego
podejściu do muzyki – nie idzie na skróty, próbuje różnych rozwiązań i
cały się temu poświęca – polecam :).
Skąd pomysł na strukturę klamrową płyty „Bystanders”? Ostatnio
już coraz rzadziej stosuje się ten rodzaj nagrywania a Wy jednak go
użyliście i to z piorunującym skutkiem.
A.Ł: No właśnie, czy wszystko ma swój początek i
koniec, czy wręcz zatacza koło. Może to trochę pesymistyczne spojrzenie w
kontekście znaczenia choćby słowa „bystanders” w odniesieniu do takich
wydarzeń. A może to rodzaj apelu. Apelu o to, żeby nie pozostać „tym
który stoi obok”.
Większość post rockowego rynku, to muzyk instrumentalna. Nie
kusiło Was może i czy nie macie planów aby w przyszłości nagrać muzykę z
wokalami jak zrobiły to np. takie formacje jak MOGWAI czy LONG DISTANCE
CALLING?
A.Ł: Nie wykluczamy. Na pewno byłoby to ciekawe
doświadczenie. Natomiast nie jestem w stanie sobie wyobrazić jakby to
miało się odbyć. To znaczy w jaki sposób mielibyśmy rozpocząć granie
takiej muzyki. No i skąd się bierze takich wokalistów 🙂
PŚ- K: Wszystko musi mieć swoje uzasadnienie. Jeśli wyczujemy,
że wokal w tym i w tym miejscu jest nieodzowny – pewnie to zrobimy.
Natomiast przy Bystanders nie wyobrażałbym sobie wykorzystywanie wokalu,
który miałby słowami podawać jakąś treść. Nie ta wrażliwość. Był pomysł
na zastosowanie krótkiego utworu wokalnego wykonanego w nieistniejącym,
podskórnym języku artysty, ale współpraca nie doszła do skutku.
Myśleliśmy też o chórze w utworze Christmastree, ale wycofaliśmy się z
pomysłu po nagraniach próbnych – jednak nie to.
Skoro ta płyta to hołd złożony więzionym w obozie Auschwitz
Birkenau to czy jest szansa aby tę muzykę usłyszeć na żywo w tym
miejscu?
A.Ł: Nie jest to prosty temat. Oczywiście rozważaliśmy
takie możliwości, natomiast jest bardzo wiele różnych czynników, które
należałoby brać pod uwagę. Szczerze mówiąc – nie wiem czy tak do końca
byłoby to możliwe. Natomiast jest realna szansa na zagranie w miejscu
mocno związanym z obozem. W kantynie. Kantyna stanowi odrębny budynek, w
zasadzie przylegający do obozu Auschwitz, zbudowany przez więźniów dla
obsługi obozu. To było miejsce, gdzie po „pracy” obsługa mogła udać się
napić piwa, potańczyć, zrelaksować. Miejsce jest niesamowite, ma
niebywałą akustykę oraz samo w sobie jest bardzo dobrym projektem
architektonicznym (co ciekawe – spełniającym większość obecnych norm
wymaganych dla nowobudowanych budynków). Tam właśnie nagrywaliśmy część
ujęć do naszego teledysku „Ich bin wieder da” i tam może łatwiej byłoby
zorganizować koncert. Natomiast nie byłoby to prędko, bowiem obecnie w
budynku prowadzone są prace remontowe i konserwatorskie.
PŚ- K: Kantyna jest obecnie pod opieką Fundacji
Pobliskie Miejsca Pamięci Auschwitz – Birkenau – docelowo ma być centrum
kulturalnym poruszającym się w obszarze historii, holokaustu, praw
człowieka i zajmować się dialogiem międzykulturowym. Trwają starania o
pozyskanie środków na ten cel. To będzie idealne miejsce na tego typu
przedsięwzięcia.
Jakie są ogólnie tegoroczne plany koncertowe zespołu? Gdzie i
kiedy w najbliższym okresie, będzie można zobaczyć i usłyszeć Was na
żywo?
A.Ł.: Oczywiście. Dopinamy wszystko. Będzie można nas
usłyszeć i zobaczyć w większych miastach Polski. Szczegóły już wkrótce
na naszym fanpage’u i stronie internetowej.
Pytał: Marek Toma i Michał Majewski.