ATME (05.11.2015)

ATME

Polska rockowa scena muzyczna wzbogaciła się o kolejny ciekawy zespół. Nazywają się ATME, stacjonują we Wrocławiu i stamtąd ruszają na podbój światowych scen. Na razie muzyczną krucjatę rozpoczynają wraz z wydanym 30 października br. singlem „Forgiving Myself”, po przesłuchaniu którego w mojej głowie pojawiła się myśl: szkoda że tylko tyle… Mocna, klimatyczna rzecz. I właśnie o ich muzyce, a także o początkach, o planach porozmawialiśmy wspólnie pewnego jesiennego wieczoru.


Jesteście młodym zespołem, który wchodzi na scenę, aczkolwiek już ze sporym doświadczeniem. Na początek opowiedzcie, jak powstał zespół ATME?

Piotr Guliński:Zaczęło się od tego, że każdy z nas wysłał myśl w eter, wibrację o częstotliwości, która czekała na inne, aby spotkać się na, zaaranżować jakieś wydarzenie i wybrać właściwy moment. Skracając myśl – każdy z nas mógłby z własnego punktu widzenia opowiedzieć swoją ciekawą, odmienna historię. Wszystko zaczęło się, kiedy spotkałem Artura (Langner – przyp. WZ) – osobę, która już z nami nie gra, ale tworzyła ten zespół. Chwilę później spotkaliśmy Łukasza i przez jakiś czas „ciągnęliśmy” to w trójkę, rodząc różne pomysły i eksperymentując. Pół roku później, kiedy krystalizowala się wizja jak zespół ma wyglądać, nagle cudem pojawili się jednocześnie Adrian i Paweł. Od pierwszej próby wiedzieliśmy, że to jest to. Nasze wysyłane w kosmos częstotliwości spotkały się.

Każdy z Was ma takie same spostrzeżenia dotyczące powstania zespołu?

Łukasz Pawełoszek: Jak już Piotr wspomniał – każdy z nas mógłby przedstawić to ze swojej perspektywy, ale każdy wysyłał informację w celu przyciągnięcia osób, z którymi mógłby tworzyć coś wartościowego.

Jakie macie doświadczenia zanim powstał zespół ATME, jako muzycy oczywiście?

Łukasz Pawełoszek: Graliśmy już w innych składach, ale podążanie tamtymi ścieżkami nie dawało nam satysfakcji. Dopiero ATME daje nam to, czego oczekujemy od muzyki, aczkolwiek – nie należy też niczego oczekiwać.

Kiedy będzie już sławni, to pytanie będzie Was zapewne drażnić, jako że jesteście na początku swojej kariery zapytam bez mrugnięcia okiem : skąd wzięła się nazwa zespołu ATME? Wiem już, że nie ma to związku z nazwą wioski w Północnej Syrii?

Łukasz Pawełoszek🙁 śmiech 🙂 Nie. Może kiedyś będzie to miało jakieś powiązanie, na razie nie wiemy, jakie. Samo wyjaśnienie nazwy, czy genezy jej powstania mam wrażenie, że się teraz nie uda. Zbyt długo trzeba by o tym mówić. Natomiast wszystko jest w książkach, w wiedzy, po którą można sięgnąć. Mogę wyjaśnić, co ma symbolizować nazwa zespołu. ATME ma przede wszystkim inspirować do poszukiwań, ma symbolizować przepływ energii, mieć w swoich podstawach pewną wolność myśli i wolność idei. Takie są założenia nazwy, a w zasadzie założenia nasze, jako grających w tym zespole pod szyldem ATME.

Na Waszym profilu facebookowym można przeczytać : „Reaching as far as can be, we try to find ourselves in this ocean of thoughts…stay calm and just keep breathing. Trochę to mickiewiczowskie, pachnie „Odą do młodości”. Chcecie sięgać, jak najdalej się da. Właśnie, jaki cel chcecie osiągnąć, jako zespół?

Piotr Guliński: Chcemy inspirować, ale przede wszystkim też rozwijać siebie. Przez rozwój siebie i dawanie sobie pewnej wolności ekspresji artystycznej chcemy rozwijać się, jako ludzie, „docierać się” jako artyści. Wspaniale jest wyjść z tym gdzieś dalej, pokazać to szerszej publiczności i usłyszeć, że dzięki nam ktoś może mieć swoje przemyślenia i doznania. Dobrze jest dostać informację zwrotną, że ktoś nas słucha, a słuchając czuje, myśli lub po prostu dobrze się spędza czas. To jest piękne i to nas napędza.

Docierają do Was takie informacje zwrotne?

Paweł Zborowski: Docierają. Po ostatnim koncercie pewna kobieta powiedziała, że czuła się, jak byśmy zatrzymali czas, poruszaliśmy się na scenie tylko my, a publiczność zamarła. Tak było podczas koncertu w Kaliszu.

Najpierw były krótkie formy, takie grunge’owo – stoner’owe. Teraz dodajecie rozbudowane, progresywne formy i tajemniczość – takie odnoszę wrażenie po wysłuchaniu materiału, który tu zaprezentujecie. Co Was inspiruje do tworzenia muzyki?

Paweł Zborowski: Inspirujemy się sami nawzajem. Inspirują nas improwizacje, które są początkiem większości naszych utworów.

Piotr Guliński: Czasem jest to przyświecająca któremuś z nas idea, która drąży, nie daje spokoju. Wtedy ktoś z nas mówi : – „Słuchajcie, można zrobić o tym utwór ”. Bywa, że najpierw jest tytuł, a potem utwór. Idea podpowiada, w jakim kierunku należy „rzeźbić” utwór wokalnie i instrumentalnie, ale zdarza się i tak, że tytuł rodzi się z wyśpiewywanych totalnie spontanicznie słów. Wracając jednak do wspomnianych przez Ciebie pierwszych grunge’owych form muzycznych chciałbym to sprostować i poświęcić temu trochę czasu. Pierwszy zagrany przez nas utwór nie miał nic z grunge’u, stoner’owe, czy typowo rockowego grania. Był właśnie progresywny. To utwór, który nazywa się „(un)cut Thoughts”. Grany jest na koncertach, jest nawet nagrany, ale gdzieś tam leży w czeluściach i czeka na lepsze dni. W naszym repertuarze każdy utwór jest inny, a ich wspólnym mianownikiem jesteśmy my i to, jak czujemy i interpretujemy muzykę. Formy, jakimi się posługujemy są naprawdę różnorodne.

Łukasz Pawełoszek: Nie chcemy się ograniczać, a to, co na nas spływa chcemy przetransponować na muzykę.

Piotr Guliński: Ważne jest, że oprócz wspólnych zainteresowań muzycznych każdy z nas ma też inne, swoje podejście do muzyki. Ta różnorodność dodaje pikanterii, jest jak garść orientalnych przypraw.

Macie, każdy z Was swoją własną wizję muzyczną. Podczas nagrywania zgadzacie się, czy zdarzają się walki w obronie swojego pomysłu ?

Paweł Zborowski: Dobrze się złożyło, bo jesteśmy właśnie w pomieszczeniu, w którym tworzymy. Kiedy rozglądam się po nim, przychodzi mi na myśl tyle rozmów czy niedomówień. Tak, bywały dni niezgody, ale tak się buduje utwory.

Piotr Guliński: Bywało tak, że przez rok grania jeden z nas mówił : – „Nie, tu coś jest nie tak”. W końcu siadaliśmy, rozkładaliśmy otwór na czynniki pierwsze, robiliśmy „przemeblowanie” i nagle okazywało się, że jest dobrze i wszystkim się podoba. Tworzenie to trudna droga, zwykle widać tylko efekt końcowy, ale każdy kto się zajmuje muzyką wie jaka to długa droga żeby coś „wyrzeźbić” w kilka osób mających różne pojęcie o tym wszystkim.

Kiedy będzie można usłyszeć Wasze utwory na płycie, kupić je? Jak to wygląda w Waszym kalendarzu?

Łukasz Pawełoszek: Możemy ogłosić, że planujemy wydanie naszego singla „Forgiving Myself” 30 października.
A co z płytą?

Łukasz Pawełoszek: Jest w planach. Mamy oczywiście materiał na longplaya, ale czekamy na odpowiedni moment.

Co to znaczy : „ odpowiedni moment” ?

Łukasz Pawełoszek: Jeszcze nie wiemy. Singiel, który niedługo się ukaże jest debiutem, chcemy zobaczyć, jak będziemy oddziaływali na słuchaczy. Jesteśmy zadowoleni z efektów nagrania.

Czy dobrze rozumiem, że odbiór Waszego singla jest punktem odniesienia do Waszych dalszych działań?

Łukasz Pawełoszek: Nie, to nie jest punkt odniesienia. Najważniejsze jest to, jak sami będziemy się z tym czuć. Niemniej, jest to wyjście z ukrycia, z cienia. Spotykamy się w sali prób od 2 lat, gramy dzieląc to z innymi obowiązkami – singiel jest dla nas momentem przełomowym.

Dziękuję za rozmowę

Rozmawiał: Witold Żogała
Korekta: baKsik
Foto: Krzysztof Mokanek

Dodaj komentarz