ANOTHER PINK FLOYD – Andrzej Łakomy, Piotr Myjak, Wiktor Janusz (18.12.2012)

ANOTHER PINK FLOYD

Another Pink Floyd to polski tribute band legendarnego angielskiego zespołu. Krakowska grupa proponuje na swoich koncertach trzy godziny magicznej podróży w świat dźwięków rodem z „Dark Side of The Moon”, „The Wall”, „Wish You Were Here” „Animals”, czy „The Division Bell”. Dotychczas miałem okazję zobaczyć i posłuchać na żywo The Australian Pink Floyd Show oraz RPWL na specjalnej trasie, podczas której wykonywali wyłącznie repertuar Floydów. Jak w porównaniu z nimi wypada rodzimy APF? Naprawdę nie mamy się czego wstydzić… Przed występem w chorzowskiej „Leśniczówce”, który kończył tegoroczny sezon koncertowy zespołu była okazja, by zamienić kilka słów z Andrzejem Łakomym (instrumenty klawiszowe, saksofon), Piotrem Myjakiem (gitara) oraz Wiktorem Januszem (wokal).


– Kiedy zaczęła się Wasza fascynacja zespołem Pink Floyd?

Wiktor: – Miałem wtedy trzynaście lat.
Piotr: – Ja miałem lat naście, ale nie pamiętam dokładnie kiedy. Generalnie można powiedzieć, że było to w czasach szkolnych. Nasi rodzice słuchali dużo muzyki, wśród płyt pojawił się również Pink Floyd.
Wiktor: – A ja z kolei słuchałem Floydów na przekór rodzicom.


– Mieliście kiedyś okazję zobaczyć Floydów na żywo?

Piotr: – Niestety nie. Podczas naszych koncertów poznaję dużo ludzi, którzy chwalą się tym, że byli na koncercie w Pradze. Koncertów Pink Floyd nie widzieliśmy, ale część z nas widziała na żywo solowe występy Watersa i Gilmoura.


Pewnie ciężko było zebrać osiem osób, chętnych do grania tego repertuaru…

Piotr: – Nie było to łatwe, ponieważ ten zespół tak naprawdę powstał w momencie, kiedy pokończyliśmy już naszą edukację, wszyscy pracowali i ciężko wtedy znaleźć ludzi, którzy mają ochotę, czas i jeszcze podzielają taką fascynację. Ale na szczęście przypadek sprawił, że jakoś odnaleźliśmy się. To chyba naprawdę było jakieś szczęśliwe zrządzenie losu…
Andrzej: – Pomysł założenia zespołu zrodził się w 2008 roku. Najpierw w wąskim gronie, a dziś Another Pink Floyd tworzy 9-osobowa ekipa. Dotychczas przez grupę przewinęło się także wiele osób.


– Którą płyta Pink Floyd należy do Waszych ulubionych?

Andrzej: – „Najbardziej lubimy „Dark Side of The Moon”, na koncertach wykonujemy ją w obszernych fragmentach, włącznie z kobiecą wokalizą w „The Great Gig In The Sky”.


– „Rozpracowanie” którego utworu sprawiło Wam najwięcej trudności?

Andrzej: – Jak do tej pory „Echoes”. Z tego co pamiętam, jego przygotowanie zajęło nam najwięcej czasu, zanim odważyliśmy się go zagrać.
Piotr: – Myślę, że tak. „Echa” są dla nas ciągłym wyzwaniem.


– W przeciwieństwie do The Australian Pink Floyd Show, gdzie nawet wokalistki ruszają się przy mikrofonach identycznie jak na koncertach oryginału, Wy gracie też kompozycje mniej ortodoksyjnie…

Piotr: – Na pewno.
Wiktor: – Jest ten luz. Pozwalamy sobie na jakieś zmiany. Nie jest to takie sztywne.
Piotr: – Uważam, że ścisłe trzymanie się tego, co już było odbiera przyjemność z grania. A im więcej można dać od siebie, tym więcej swoich emocji „sprzedać” – i to jest w sumie najcenniejsze.


ANOTHER PINK FLOYD

– Australijscy Floydzi regularnie zapełniają największe hale w Polsce. Nie jest trochę tak, że „cudze chwalicie, swego znacie”?

Wiktor: – Ale Polacy pewnie się jeszcze o nas dowiedzą.
Piotr: – My też zapełniamy największe kluby muzyczne, które znajdują się w centrum Chorzowa, na przykład „Leśniczówka” (śmiech).


– W klubie trudno jednak oddać wizualny rozmach koncertów Pink Floyd.

Wiktor: – Zgadza się. To jest jednak zupełnie inny poziom produkcyjny, te koncerty Australijczyków kosztują pewnie organizatorów niemal tyle, co prawdziwi Floydzi.
Andrzej: – Ale nas nie można porównywać do The Australian Pink Floyd Show zarówno ze względu na różnicę w budżetach, jak i widowiskowość, oprawę świetlną, wizualizację i tak dalej… Ale jeśli prześledzić nasz profil na Facebooku i wpisy ludzi, których zdaniem kierujemy się tworząc setlistę i przygotowując nasze koncerty, bardzo wiele mamy takich opinii, że Australian Pink Floyd to jest właśnie wielka oprawa, wielki budżet, a ten zespół jest niedostępny: gra za fosą, gdzieś daleko od widowni… A my wychodząc na scenę w takim klubie jak „Leśniczówka” – gitarzysta może „przybić piątkę” z widzem z pierwszego rzędu, co automatycznie wytwarza inny klimat. Nie jesteśmy zespołem, który wizualnie odwzorowuje Floydów, natomiast myślę że muzycznie wychodzimy obronną ręką.


– Niemcy z RPWL zaczynali jako cover band Floydów, by z czasem zacząć grać własne kompozycje. Nie myślicie o pójściu podobną drogą w bliższej lub dalszej przyszłości?

Andrzej: – Są takie pomysły, ale na razie nie chcemy zapeszać…


– Ostatnie słowo należy do Was…

Andrzej: Zapraszamy na naszą stronę internetową www.anotherpinkfloyd.pl oraz profil na Facebooku http://www.facebook.com/AnotherPinkFloyd. Znajdziecie tam wszystkie bieżące informacje o koncertach.

rozmawiał: Robert Dłucik
zdjęcie: profil Facebook zespołu

Dodaj komentarz