ANDAREDA – Piotr Skałka (17.10.2011)

ANDAREDA - W Pobliżu Rzeczywistości

Istniejecie od dobrych 15 lat. Jak to się wszystko zaczęło?

Pomiędzy Katowicami a Krakowem żył pewien młody ambitny chłopiec z głową pełną marzeń. W szkole podstawowej wysłano go do szkoły muzycznej, bo przejawiał chęć i zdolności muzyczne. Tam spędził kilka lat na akordeonie i fortepianie. Jednakże ani fortepianu ani specjalnie 120 basowego akordeonu nie dało się łatwo przytaszczyć na ognisko i pograć z przyjaciółmi. Zaczął więc sam uczyć się grać na gitarze i do niej śpiewać. Hahaha Mówię oczywiście o Jaworznie i wokaliście, Piotrku Skałka , czyli o sobie. Wiele lat potem na mojej drodze życia spotkałem Pawła Stósa obecnego klawiszowca, potem drobnym epizodem miał się okazać gitarzysta klasyczny, który dla potrzeb zespołu wziął w swoje ręce gitarę elektryczną, Arkadiusz Jóźwik. Na szczęście ten epizod trwa do dziś. Dopiero kiedy do zespołu dołączył Remigiusz Szewczyk, skład się ustabilizował. Ja zaczynałem od poezji śpiewanej, a Paweł grał Scotta Joplina. Arek całe życie ćwiczył grę klasyczną, a Remik walił rockowe rytmy.
To była nietypowa mieszanka i nie wiedzieliśmy czego tak naprawdę się spodziewać.
I tak wspólnie eksperymentowaliśmy z rockiem progresywnym, potem z ciężkimi brzmieniami i potężnym ciężarem na wolnych obrotach, aby po latach dotrzeć tu gdzie muzycznie jesteśmy.

Przez wszystkie te lata przewinęło się przez zespół sporo różnych muzyków. Kiedy ustabilizował się właściwy „stan osobowy” grupy?

Zawsze mieliśmy problem z basistą. Może trudno im było zrozumieć ideę zespołu. W końcu graliśmy naprawdę skrajnie różne gatunki i trzeba było nie lada płynności, aby szczerze oddawać konkretne klimaty w które zapuszczał się zespół. Ale wspólnie z pozostałymi muzykami gramy od prawie 15 lat.

Andareda, a właściwie jeszcze Blockheads powstała w 1995 a pierwsza płyta powstała w roku 2003. Dlaczego tak długo to trwało? Co działo się w międzyczasie?

Nie łatwo jest zespołowi spoza Warszawy wydać płytę. Zwłaszcza w tamtych czasach. Poza tym zawsze trudno było nas klasyfikować. Co to właściwie za gatunek muzyczny? Niby w okolicach rocka, ale dziwnie to jest wszystko grane. Nagrywaliśmy pojedyncze utwory, ale najczęściej koncertowaliśmy. W 2003 uznaliśmy że najwyższy czas wydać jakąś spójną myśl, choć zespół wciąż poszukiwał własnego stylu wypowiedzi. Stąd tytuł „Zmierzam”. Jednocześnei wydaje mi się mniej istotne jak często zespół wydaje płyty, tylko jak dobre 🙂

Kto wymyślił nazwy zespołów? Najpierw Blockheads, później Andareda. Co właściwie oznaczają? Czy w ogóle coś znaczą?

Blockheads był w pewnym sensie odzwierciedleniem zagubionych chłopców, którzy swoje młodzieńcze lata poświęcili na granie i ćwiczenia z tym związane, a jednocześnie nie mogących odnaleźć się w trudnej rzeczywistości nastawionej na konsumpcjonizm i walkę na każdej płaszczyźnie życia. Taki zakute pały hahaha nazwa trochę świadczyła o dystansie jaki do siebie mieliśmy.
Andareda to już dojrzały zespół, który nie dba o poklask. Andare, czyli pójść, iść , zmierzać w jakimś kierunku. Przetrwaliśmy przeróżne czasy i mamy już własny system wartości, nie łatwo nas złamać i nie łatwo omamić.

Do kogo kierujecie swoją muzykę? Do jakiej grupy ludzi?

Nasza muzyka jest uniwersalna. Nie jest do nikogo konkretnie kierowana, no chyba że do mądrych ludzi. Nie jestem zwolennikiem gatunkowania muzyki. W ogóle wspólnie uważamy, że muzyka jest jedna, a formy wypowiedzi nieograniczone. Dla mnie taki sam ładunek energetyczny ma King Crimson co Tchaikovsky. Reasumując naszej muzyki może słuchać każdy kto wymaga od niej trochę więcej niż rytmu do pobujania się na parkiecie. Nasza muzyka zmusza do myślenia (jeśli chcesz ją odbierać w pełni). Tak więc nasza muzyka zaboli pewnie każdego kto nie lubi się wysilać podczas słuchania.

Dlaczego zdecydowaliście się akurat na taki gatunek muzyki. Chociaż właściwie jak określilibyście gatunek w którym się poruszacie?

No i właśnie dotykamy sedna, które pokrótce starałem się przedstawić wcześniej.
Nie było czegoś podobnego co zrobiło wiele zespołów. Spotkali się ludzie i wyrazili chęć grania np. metalu, lub innego gatunku który miłowali. Nie decydowaliśmy się na żaden gatunek i nie deklarowaliśmy żadnego trendu czy kierunku, pozwoliliśmy muzyce rozwijać się samej i nie przeszkadzać w tym procesie. My po prostu chcieliśmy grać i nie zakładaliśmy na wstępie niczego, a zwłaszcza niepotrzebnych ograniczeń jakie daje określony styl. Obecnie mamy taka maksymę „kieruj się dobrem utworu”. Co to naprawdę oznacza? Nie staraj się pokazać siebie z jak najlepszej strony w każdym utworze, nie rób skomplikowanych solówek jeśli tam np. nie pasują, nie graj tylu przejść na perkusji i nie wal aż tak dużo w twoje nowe talerze, bo to kompletnie nie pasuje w tym numerze. Rozumiesz? Kieruj się zawsze dobrem tego utworu, wsłuchaj się w niego i daj mu tyle ile on potrzebuje żeby był jak najlepszy. Nie mniej ani nie więcej – dokładnie tyle ile potrzebuje. Próba określania i przyporządkowywania konkretnego gatunku była by raczej nieporadnością a nawet niekompetencją. Skoro czerpiemy z bardzo różnych gatunków muzycznych w zależności od potrzeb danego utworu, to całość zawsze będzie jakąś wypadkową. To jest właśnie Andareda.

Często spotykam się z opiniami, że wasza twórczość przypomina stary dobry Abraxas. Nie denerwuje Was to porównanie?

Jeśli porównują nas do kogoś dobrego, to może nas to tylko cieszyć. A Abraxas na pewno był dobrym zespołem. Nie denerwuje mnie to. Jeśli pojawia się coś nowego, to najczęściej naturalnym odruchem jest klasyfikowanie tego, najchętniej za pomocą porównań. To nic złego. Mam nadzieję że kiedyś będą porównywać do nas 🙂

Czy ktoś z was ma wykształcenie muzyczne? Brzmicie świetnie. Zwłaszcza gitarzysta potrafi nieźle „wymiatać”. Jego solówki są niewątpliwie ozdobą „W pobliżu rzeczywistości”.

Na to pytanie częściowo odpowiedziałem powyżej. Ale w istocie, Paweł uczęszczał do szkoły muzycznej na fortepian, ja na akordeon i fortepian, Remik był w klasie instrumentów perkusyjnych, a Arek uczył się prywatnie przez lata na gitarze klasycznej. Ale nie ma się co łudzić, wykształcenie muzyczne w żaden sposób nie gwarantuje ci potem swobodnej pracy w zespole. Pewnie że warsztat bardzo pomaga, ale musisz się rozwijać dalej i bardzo dużo ćwiczyć . Co do solówek masz rację, Arek bardzo dużo czasu poświęca na szukanie tej właśnie najlepszej, ale to co dzieje się niejednokrotnie w drugim czy trzecim planie z gitarką, to lubię najbardziej, to wymaga nie tylko umiejętności ale przede wszystkim takiej twórczej intuicji. Bardzo lubię z nim pracować, jest świetny ale jednocześnie skromny i nie narzuca na siłę swoich rozwiązań. To dojrzały muzyk.

Pierwszą płytę wydaliście własnym sumptem, kolejną już wydaje Wam Metal Mind. Jak doszło do tej współpracy?

Otóż banalnie prosto 🙂
W MMP jest taki facet który wyszukuje i wykopuje spod ziemi różnych ciekawych wykonawców. Zwyczajnie trzyma rękę na pulsie jeśli chodzi o muzykę tzw. niezależną. My wydaliśmy własnym sumptem singla z 3 utworami który dostał się w jego ręce. Skontaktował się ze mną z pytaniem czy mamy tego więcej, i kto nam to wydaje. Potem podesłałem mu jeszcze dwa utwory. Finał znacie, muzyka obroniła się sama. Tam naprawdę zgłasza się mnóstwo ludzi i setki projektów. Wystarczy że spodobasz się firmie i masz kontrakt w ręce 🙂

Zapewne obserwujecie krajowy rynek muzyczny. Jaki gatunek muzyki szczególnie zwraca waszą uwagę? Macie jakieś ulubione zespoły?

Z uwagi na fakt iż każdy z nas ma swoje indywidualne preferencje tych zespołów będzie na pewno kilka i będą się od siebie różnić. Ja obecnie jestem zafascynowany tym co robi Komanderek. To totalny pozytywny szaleniec. Widziałem fragmenty jego koncertów, byłem w szoku i widzę ile pracy przed nami i jak wiele jeszcze jest do zrobienia w muzyce. Jednakże osobiście uważam polską scenę muzyczną za ubogą (mówię oczywiście o tej oficjalnej scenie, o promowanych wykonawcach). Czasem nie odróżniam jednej płyty od drugiej i nie wiem po co ją nagrano skoro jest identyczna jak poprzednia, poza drobnymi zmianami w tekstach. Inna sytuacja jest w muzyce klasycznej, tam mamy naprawdę wielkich artystów np. Górecki, Kilar czy Matuszkiewicz w jazzie i muzyce filmowej. Czasem boli, kiedy słyszę jak bardzo ktoś się stara na płycie lub innym muzycznym wydawnictwie, przypodobać jak najszerszej grupie odbiorców. Choć dotyczy to tylko nielicznych. Krajowy rynek muzyczny jest bardzo trudny zwłaszcza dla ambitnych zespołów. Co wcale nie oznacza, że należy rezygnować ze swoich pasji i miłości do muzyki. Przeciwnie, należy iść pod prąd.

Jak zamierzacie promować nową płytę? Szykujecie jakąś trasę koncertową?

Jeszcze nie opadły emocje związane z nagrywaniem płyty i wydawnictwem, a już wzięliśmy się do ustalania koncertów. Dzisiaj już znam daty koncertów w Jaworznie 29 października 2011, we Wrocławiu w klubie Medness 3 listopada 2011, na pewno odwiedzimy Katowice, Kraków, Warszawę, Rzeszów i Tarnów. Planujemy też koncerty w Trójmieście, Toruniu i zobaczymy co dalej.
Szczegóły będą podawane na www.andareda.pl.

Z perspektywy tych wszystkich lat które gracie co dla was jest największym sukcesem a co największą porażką?

Myślę że największym sukcesem jest to iż przetrwaliśmy razem, robiąc wciąż i niezmiennie to co kochamy. W myśl zasady „Tylko martwi płyną z prądem. Żywi – płyną pod prąd” graliśmy tak aby zawsze patrzeć w lustro z podniesioną głową. To trudna decyzja, często życie zmusza muzyków do dramatycznych decyzji artystycznych i muszą podlizywać się publiczności lub mediom poprzez granie czegoś wstydliwego. Ale wiem że często nie mają wyboru, bo popadali by z głodu. Oczywiście są też inni którzy świadomie grają kiełbasiane produkcje bo kupują kolejny dom lub samochód. Tak czy inaczej właśnie- To- uważam za nasz sukces największy, choć kosztowny.
Jeśli chodzi o porażki, hmmmm może fakt iż przekonanie do siebie wytwórni zajęło nam aż 15 lat hahaha….. myślałem że to będzie szybciej.

Któremu z Was tak podpadł przełożony? O kim mowa w „Fabryce Robotów” I kto to jest Habibi?

Widzisz, pomysł na płytę był następujący. Opisać same autentyczne wydarzenia lub historie których najczęściej byłem świadkiem lub słuchaczem. Ewentualnie obserwatorem. A do tych historii napisać muzykę.
Jest taki facet którego znam osobiście. Pracował kiedyś przez długi czas w fabryce samochodów. Ta praca totalnie mu nie odpowiadała. Czuł jak bardzo się uwstecznia, a obsługując linię montażową czuł się jak robot powtarzając w kółko te same czynności. Miał jednak tyle odwagi w sobie by pewnego dnia podczas pracy powiedzieć: DOŚĆ. I zwyczajnie wyszedł. Nikt nie mógł go zatrzymać prośbą ani groźbą. Nikt nie miał w tym momencie nad nim żadnej władzy. To było naprawdę coś. Tak mnie ujęła ta historia że postanowiłem ubrać to w słowa a potem w muzykę. Oto „Fabryka robotów”.
Z Habibi było trochę inaczej. Morze czerwone, afrykański piasek, temperatury powyżej 40 stopni, i niemiecka para która wyjechała na wakacje życia, ratując swój związek. Oto geneza tego utworu. Miejsce całej historii, jak pewnie słychać, miało spory wpływ na klimat utworu i perskie oddźwięki. Reszta dosadnie opisana w utworze. Ile możesz zrobić aby ratować siebie? Ile żeby ratować nas? To była piękna walka o siebie. A ja byłe jej świadkiem.

Pochodzicie z Jaworzna. Czy miasto wspiera jakoś Was w tym co robicie? Możecie liczyć tam na czyjąś pomoc „z góry” czy też raczej musicie liczyć na siebie i przyjaciół?

Pamiętaj że naprawdę jesteś tyle wart ile sam potrafisz albo ile sami potraficie w przypadku zespołu. Pozostała część to przeszacowanie. Więcej nie będę komentował, bo chce zachować klasę.

Czego możemy Wam życzyć, i czego chcielibyście życzyć tym wszystkim, którzy przeczytają ten wywiad?

Wszystkim tym którzy czytają ten artykuł życzę mądrości takiej, która uczyni was większymi przez duże „W”. Niech moc będzie z Wami, a zdrowie was nie opuszcza.
Sami potrzebujemy tylko spokoju i zdrowia więc tego nam życzcie. Pozdrawiam.

Bardzo dziękuję za rozmowę i do zobaczenia na koncertach.

Wielkie dzięki. A na koncerty serdecznie zapraszamy.

Pytał Irek Dudziński

Dodaj komentarz