AMARYLLIS (08.12.2009)

AMARYLLIS- Inquietum Est Cor

Zespół AMARYLLIS, a w zasadzie jego muzyka, jest zjawiskiem unikalnym na scenie rockowej w Polsce. Mariaż muzyki wieków średnich z rockiem progresywnym, to najbardziej ogólne określenie, tego co znajdziemy na Inquietum Est Cor. Po zaznajomieniu się z muzyką siłą rzeczy do głowy przychodzi wiele pytań – zadaliśmy je członkom Amarylis…


Nazwę zespołu wymyśliła wokalistka grupy… ale jaka jest geneza nazwy? Jej środkowa część jest sugestywna dla fanów rocka progresywnego… Jednak tak naprawdę to nazwa kwiatu… czy takie skojarzenia są prawidłowe?

Marek Domagała: W tym zespole wydarzyło się już dużo dziwnych rzeczy, które jak się później okazało miały swój głęboki sens. Tak właśnie było z nazwą „Amaryllis”. Na początku naszej drogi powiedziałem Ewie mniej więcej tak: „musimy wymyślić taką nazwę zespołu, która będzie kojarzyła się z czymś pięknym i osobliwym…” No i Ewa wymyśliła. I myślę, że trafiła w sedno.

Ewa Domagała: Szukałam słowa o wielu znaczeniach, które byłoby proste w brzmieniu i miało związek z muzyką dawną. Nie braliśmy tego pod uwagę, że środkowa część Amaryllis to nawiązanie do nazwy wielkiego, progresywnego zespołu Marillion.

Marek Domagała: Oczywiście uwielbiam Marillion, ale skłamałbym jeśli powiedziałbym, że chcieliśmy iść dokładnie w jego ślady. Amaryllis to raczej szukanie nowych ścieżek niż chodzenie bezpiecznymi, progresywnymi szlakami. Nie wiedzieliśmy również, że Amaryllis to także figura retoryczna w muzyce dawnej. Tam gdzie w pieśniach pojawiało się to imię, imię pięknej kobiety, wykonawcy głosili tym samym (nie wprost oczywiście) swoistą postawę melancholii. Była to bardzo znana w średniowieczu postawa dystansu wobec przemijającej teraźniejszości. Słowo „amaryllis” wyraża także nieszczęśliwą, niespełnioną miłość. I tego wszystkiego dowiedzieliśmy się później od naszego lutnisty, Henryka.

Album pełen jest skrajności. Z jednej strony elektryczne gitary, elektronika, czy sample, (dźwięki helikoptera, strzały), z drugiej stronie plamy klawiszowe, pasaże dźwięków – i charakterystyczne wokalizy i teksty… Skąd wziął się pomysł połączenia muzyki nowoczesnej z muzyką wieków średnich?

Marek Domagała: Pomysł na to połączenie przyniosło samo życie. Ja całe życie pałałem miłością do rocka progresywnego, i od zawsze słuchałem tej muzyki. Nie tylko słuchałem, ale i grałem w różnych, progrockowych formacjach. Ewa z kolei, na jakimś etapie swojego rozwoju zachwyciła się muzyką dawną. Zaczęła się kształcić w tym kierunku, uczęszczać na kursy oraz wykonywać średniowieczne pieśni w zespołach muzyki dawnej. Po prostu wpadłem na szalony (mimo wszystko) pomysł, żeby połączyć nasze pasje. Oryginalność tej muzyki nie jest więc konsekwencją abstrakcyjnych, marketingowych sztuczek. Wypływa z naszych prawdziwych zainteresowań.

Nie kusi was, aby w aranżach pójść głębiej w rozbudowanie wokaliz? Może jakieś wielowarstwowe chóry? Czy takie elementy pojawią się w waszej muzyce?

Henryk Kasperczak: Owszem kusi i to coraz bardziej a nasz Kacper marzy by zaistnieć w chórkach i jeszcze bardziej skomplikować rzeczywistość koncertową wokół siebie. Dodam, iż będąc w trasie śpiewamy na głosy nasze utwory a to już zapowiedź naszej nowej płyty z pogranicza VoxAnimallis. Ale jak do tej pory singiel Prologos i płyta IestC zawiera kontrapunktowane frazy czy wręcz polifonizacje i w tych chórkach udziela się jedynie Ewa. Nie wątpię, że przy odpowiedniej desperacji i na męską barwę możemy liczyć w przyszłości.

Ewangelia wg Św. Łukasza, Psalmy Dawida, średniowieczne teksty są punktem wyjścia do Waszych tekstów, co było genezą takich a nie innych zainteresowań ?

Henryk Kasperczak: Piękne poezje i sekwencje przyciągają a samo obcowanie ze słowem upiększa duszę i czyni życie bardziej znośnym. Dla twórcy sztuk wszelkich bywa natchnieniem i kierunkowskazem działań. I tak również bywało z naszymi kompozycjami. A prawda o przebojach dawnych czasów jest taka, iż Kościół jako mecenas sztuki miał pieniądze by zamawiać u najlepszych kompozytorów utwory, które z racji zamówień były pisane z tekstami łacińskimi. Czyli nie tematyka religijna jest naszym głównym celem ale przede wszystkim piękno wynikające z „dawnej” kompozycji.

Marek Domagała: Quot capita tot sententiae (tyle zdań ile głów)! Na ten temat w zespole każdy ma swoje zdanie. Dla mnie osobiście aspekt religijny nie jest produktem ubocznym naszych działań. Wręcz przeciwnie, jest ważnym elementem przekazu. Duchowość chrześcijańska wpisana w dawne dźwięki, które przetwarzamy na muzyczny język naszych czasów nie ma dla mnie jedynie formalnego znaczenia. Wyraża moją chrześcijańską postawę, która ukształtowała zarówno mój światopogląd jak i artystyczną wrażliwość. Uważam, że głęboka, autentyczna duchowość i prawdziwe piękno są ze sobą ściśle powiązane.

Czy liczycie na to, że słuchacze będą chcieli dowiedzieć się o czym opowiadają teksty waszych utworów? Czy oprócz struktury tekstów – ich treść jest dla was ważna?

Marek Domagała: Ciągle zastanawiamy się nad tym, czy na naszej stronie nie umieścić tłumaczeń tych łacińskich tekstów. Jakoś się z tym nie spieszymy. Budując aurę tajemniczości w sferze dźwięków tworzymy ją również w warstwie tekstowej. Łacina to relikt przeszłości, ale jakże drogocenny relikt! Może my współcześni w większości jej nie rozumiemy, ale mimo to ją szanujemy. W końcu ten język zbudował całą naszą zachodnią cywilizację. Większość powstających w średniowieczu tekstów miało sakralny cel. Służyły one głównie liturgii kościelnej. Jednak trzeba wiedzieć, że równolegle do nich powstawały również teksty o tematyce świeckiej i takie też wykorzystujemy w naszym repertuarze. Oczywistym pozostaje fakt, że dla mnie, współczesnego chrześcijanina teksty te są ogromnie ważne. To nie tylko jakiś średniowieczny bełkot dobrze pasujący do naszej muzyki. Nikomu jednak nie narzucam ich religijnego przekazu. Staramy się o to, o co najbardziej powinien starać się każdy artysta (bez względu na to, czy jest, czy też nie jest chrześcijaninem), a mianowicie o przekaz piękna w jego możliwie najbardziej czystej formie. Jeśli komuś zależy na zgłębieniu znaczenia tych tekstów łacińskich, na pewno znajdzie odpowiednie materiały – chociażby w Internecie.

Wasz album zaopatrzony jest w booklet z grafikami ilustrującymi poszczególne utwory… jaki te obrazy mają związek z treścią?

Marek Domagała: Każda ilustracja obrazuje to, co dźwiękowo dzieje się w łącznikach. Te krótkie „przerywniki” pomiędzy właściwymi utworami snują (na zasadzie pewnego słuchowiska) opowieść poprzez całą płytę. Jest w nich wiele symboliki, przeplatających się dźwięków drugiego i trzeciego planu… to wszystko ma wzmacniać wrażenie w słuchaczu jakby siedział na sali kinowej i oglądał jakiś tajemniczy, intrygujący film. Każdy powinien odczytać swoją, niepowtarzalną opowieść. My mamy swoją, ale nikomu jej nie narzucamy.

Do kogo adresujecie waszą płytę? Czy macie określony typ odbiorcy waszej muzyki? Czy przez szerokie spektrum zawartości muzycznej staracie się ogarnąć jak najszersze audytorium?

Ewa Domagała: Płyta skierowana jest do wszystkich tych, którzy lubią świadomie słuchać i nie zadawalają się serwowaną nam zewsząd muzyczną papką. Nasze dźwięki to ogromna przestrzeń, w której można odnaleźć nowe brzmienia, harmonie, melodie… Muzyka Amaryllis przenosi w zupełnie inny muzyczny wymiar, dlatego nie chcemy w żaden sposób szufladkować jej odbiorców.

Jak myślicie – kogo najłatwiej będzie zainteresować muzyką Amaryllis?

Henryk Kasperczak: Najłatwiej słuchacza, następnie oglądacza a na końcu zbieracza. Amaryllis przyciąga ciekawskich, odważnych, być może bardziej samotnych, tych ze schorowaną duszą lub zardzewiałą. Słuchanie naszej muzyki może poruszyć ale i zirytować. Co niektórych obrazić a innych oświecić. Ten dualizm rozwiązań ciągnie się za nami od pierwszych koncertów (Konin!!!). Słuchacze zaczynają wariować, wpadają w spazmy, bulgoczą i coś miłego wykrzykują i to pewnie pod naszym adresem. To akuratnie widownia frontowa. Ale są i tacy którzy przycupnięci gdzieś w kącie grozy przeżywają całym sobą kreowaną przez nas rzeczywistość i to co pozostaje po nich to przyjacielskie gesty i słowa. Rozpracowujemy publiczność w mgnieniu oka i tak jak na koncercie w Częstochowie sterujemy tłumami wydzierając spazmy z ich gardeł.

Widziałem billboardy z reklamą waszego albumu… Czy to zasługa waszego wydawcy? Czy może stoi za Wami jakieś lobby? 😉

Marek Domagała: Nasz wydawca i manager w jednym, deCor – Piotr Jackowiak zaangażował cały marketingowy team, aby stworzyć to, co widać na ulicach, portalach internetowych, w telewizji i słychać w radio o „Inquietum Est Cor”. Nawiązał współpracę z firmą adStone, która stworzyła specjalnie dla zespołu przykuwający uwagę wizerunek medialny. Promocja, podobnie jak muzyka jest absolutnym eksperymentem i tak naprawdę nie wiemy jaki odniosła rzeczywisty skutek. Gdybyśmy mieli mierzyć jej skuteczność ilością sprzedanych na ten moment płyt musielibyśmy ocenić ją dość surowo. Wierzę jednak, że wszystkie te działania przyniosą w końcu pożądany efekt, chociażby w poszerzającym się gronie naszych fanów, którzy będą regularnie chodzić na nasze koncerty. Mamy jednak świadomość, że na tę chwilę stadionu raczej nie zapełnimy !

Album ukazał się najpierw w sprzedaży internetowej, recenzje zaczęły się pojawiać w magazynach online. Zapewne wraz z pojawieniem się płyty na półkach sklepowych, będziecie chcieli poszerzyć promocję… Jakie są wasze plany związane z promocją płyty.

Marek Domagała: Na pewno nie zakończymy promocji internetowej. Do końca grudnia 2009 mamy podpisaną umowę patronacką z portalem Allegro, który organizuje właśnie promocję naszego albumu mającą ruszyć lada dzień, promocję zakrojoną na dużą skalę. Potem naszą płytę będzie można kupić w każdym, dobrym sklepie muzycznym. Staramy się nawiązywać stałą współpracę z większymi portalami rocka progresywnego w Polsce i jak na razie wszystko jest na dobrej drodze. Ważnym elementem naszej promocji jest także pierwszy, inauguracyjny koncert w Poznaniu, który ma być prawdziwym wydarzeniem na scenie muzycznej naszego miasta. Poza tym nasza uwaga skierowana jest na zachodni rynek muzyczny skąd docierają do nas coraz bardziej pozytywne sygnały. Mamy więc nadzieję, że i one przerodzą się w jakiś konkret. Nie mając za plecami żadnej, dużej i znanej wytwórni wszystko musimy wykuwać własnymi rękoma. Prawda jest taka, że gdyby nie osobista pasja, ryzyko i serce naszego managera, Piotra Jackowiaka, włożone w Amaryllis to już dawno by tego zespołu nie było. On też jest pomysłodawcą trasy koncertowej w Polsce jako ważnym elemencie promocji płyty „Inquietum Est Cor”. Kiedy do niej dojdzie? Nie umiem powiedzieć.

Jeśli mowa już o promocji – przyznam, że pozytywnie zaskoczył mnie wasz teledysk. Jego jakość… Jakie są kulisy jego powstania? Kto jest autorem scenariusza i oczywiście jaki związek ma obraz z tekstem?

Marek Domagała: „Abyssus” to moje dziecko. Jestem autorem muzyki, tekstu jak i również scenariusza. Tak się składa, że oprócz komponowania i grania zajmuję się także zawodowo montażem filmowym. Pisząc scenariusz teledysku do tego utworu miałem ten komfort, (z racji bycia jego twórcą) że dobrze wyczuwałem jego klimat muzyczny jak i przesłanie w warstwie tekstowej. Abyssus to „przepaść”, „otchłań”. Tekst jest bardzo poetycki, mowa jest tutaj o „przepaści motylich szeptów”, „przepaści śpiewających ptaków”. Moim zamiarem nie była dosłowna interpretacja tekstu przełożona na język obrazów teledysku, ile raczej posłużenie się dalekimi, poetyckim skojarzeniami. Taki też ostatecznie jest clip: pełen mroku tajemnicy, swoistego surrealizmu. Najważniejsze jednak przesłanie jest takie, że pomimo otaczających nas „przepaści” mroku, zwątpienia i zakłamania można odnaleźć swoją duszę (symbol świetlistego motyla) i podążać za jej głosem.


Zakładka „Koncerty” na waszej stronie internetowej jest niestety pusta. Czy będzie zatem szansa zobaczyć Amarylis na żywo?

Ewa Domagała: Zakładka jest pusta, bo całą uwagę skierowaliśmy na promocję płyty. Wychodzimy z założenia, że dopóki zespół Amaryllis (i jego debiutancka płyta „Inquietum Est Cor”) nie jest wypromowany na tyle, żeby zapełnić sale koncertowe nie ma co na siłę tych koncertów organizować. Obecnie nasz manager uwija się przy organizowaniu przyszłej trasy koncertowej. Według dużego prawdopodobieństwa pierwszy koncert zagramy w Poznaniu już w styczniu 2010.

Jak będą wyglądały wasze koncerty, czy dacie radę pogodzić akustyczną przestrzeń i powiedzmy – sample podczas występów? Czy może wersje koncertowe utworów będą się nieco różnić od studyjnych?

Marek Domagała: Chociaż w utworach jest dużo możliwej przestrzeni improwizacyjnej to jednak chcemy, aby wykonanie koncertowe zabrzmiało identycznie jak studyjne. Wynika to przede wszystkim z gatunku „Inquietum Est Cor” należącego do nurtu tzw. albumów koncepcyjnych. Słuchacze gustujący w tego rodzaju płytach oczekują raczej wiernego odtworzenia znanych sobie utworów, niż improwizacji. Oczywiście termin „wierne odtworzenie” nie oznacza wcale braku ekspresji i żywych emocji podczas koncertowania.

Henryk Kasperczak: Koncertowe zagęszczenie wrażeń będzie się potęgowało. Celem jest bombardowanie widzów wizualizacjami, światłami i mdlącą czystością muzyki. Wprowadzimy mimów i statystów. Wystrzelimy w kosmos Łukasza a Ewa niczym anioł przeleci nad głowami słuchaczy. Stroboskopy przepchną widzów w otchłań wrażeń a drogi ewakuacyjne wyścielimy różami. Marek twierdzi, że na tę chwilę stadionu raczej nie zapełnimy ale strach sprawi, że stadiony będą pełne. Nadciąga Amaryllis, po wysłuchaniu którego nic już nie będzie takie same…

Jakie są inspiracje muzyczne członków zespołu albo po prostu czego najchętniej słuchacie w wolnych chwilach?

Ewa Domagała: Każdy z nas jest inną osobowością muzyczną i trudno mówić o inspiracjach całego zespołu. Wspólne słuchania muzyki odbywają się często podczas podróży i wtedy lubimy porównywać brzmienie „naszej płyty” z gwiazdami takimi jak Dream Theater, Porcupine Tree, ale i tak są to dość odległe porównania stylistyczne. Marek słucha dużo rocka progresywnego ale także muzyki filmowej i średniowiecznej. Ja osobiście słucham wszystkiego po trochę. Lubię takich wykonawców jak Pearl Jam, Seal, słucham także muzyki dawnej i klasycznej.

Jakie są dalekosiężne plany Amaryllis? Czy macie zamiar kontynuować podjętą konwencję? Czy może pokusicie się w ramach określonego stylu zaprezentować np. własne teksty? Czego możemy się spodziewać?

Marek Domagała: Teksty, a właściwie jeden tekst, już zaprezentowaliśmy. Jest to tekst do utworu „Abyssus”, o czym już wcześniej wspominałem. Słowa oczywiście napisałem po polsku, które przetłumaczyliśmy na łacinę. Być może w powstającym, nowym materiale nie będziemy stronić od tego rodzaju zabiegów. Wszystko jest możliwe. Nie umiem dokładnie sprecyzować w jakim muzycznym kierunku pójdziemy. Na pewno będziemy nadal czerpać pełnymi garściami z wieków średnich inspirując się zarówno pięknymi melodiami jak i tekstami. Ale również zaprezentujemy utwory będące całkowicie naszego autorstwa, nawiązujące do muzyki dawnej jedynie wykorzystaniem historycznych instrumentów. Mamy również w planach użycie nowych instrumentów w naszych aranżacjach, nie chcę jednak zdradzać jakich. Ci, którym uda się dotrzeć do Poznania na nasz koncert inauguracyjny na własne oczy i uszy przekonają się, co to będą za instrumenty. Przygotowujemy bowiem małą niespodziankę dla naszych fanów.

Dziękuję za poświęcony czas i życzę powodzenia w imieniu ekipy serwisu Rock Area.

Marek Domagała: Również bardzo dziękuję za rozmowę oraz wszystkim czytelnikom portalu RockArea za poświęcony czas i uwagę. Podsumowując mogę powiedzieć, że mamy nadzieję, iż pomimo dość eksperymentalnej formy, Amaryllis przypadnie do gustu większej części rockowej, czy progrockowej publiczności w Polsce. Pozdrawiamy absolutnie wszystkich fanów muzyki!

Pytania: Piotr Spyra i Marek Toma

Dodaj komentarz