ALEX SKOLNICK – gitarzysta thrashowego TESTAMENT tym razem w
nieco innej odsłonie. Zapraszamy do dość nietypowego wywiadu, który
udało nam się przeprowadzić przy okazji NAMM SHOW i występu ALEX
SKOLNICK TRIO.
Wszyscy znają Cię przede wszystkim jako metalowego gitarzystę
Testamentu, niestety nie każdy jest świadom istnienia Twojego jazzowego
trio. Twój zespół Alex Skolnick Trio został założony w 2002 roku i od
tego tego momentu regularnie nagrywacie albumy i gracie koncerty. Jak to
się wszystko zaczęło? Co skłoniło Cię do stworzenia tego projektu?
Założyłem ten zespół podczas mojej przerwy w graniu z Testamentem.
Przeprowadziłem się do Nowego Jorku i wiedziałem, że chcę grać innego
rodzaju muzykę. Chciałem na chwilę poeksperymentować. Wiedziałem
również, by grać, tak jak chcę, muszę tak naprawdę zacząć wszystko od
początku i wrócić na akademię. I to było naprawdę jak zaczynanie
wszystkiego od nowa, łącznie ze zdobywaniem tytułu akademickiego. Było
tam kilku studentów, z którymi połączyła mnie więź. Jednym z nich był
Matt Zebroski, perkusista Alex Skolnick Trio i zacząłem razem z him
grać. Miałem pomysł, by zrobić covery heavy rockowych kawałków, bo nie
słyszałem wielu jazzowych gitarowych zespołów, które to robiły (covery
Scorpions i Kiss – przypis autora). Matt był bardzo otwarty na mój
pomysł, więc od razu zaskoczyło między nami. Zaczęliśmy grać razem w
Nowym Jorku i po raz pierwszy odkąd opuściłem Testament, poczułem, że
jestem gotów, by nagrać album pod własnym nazwiskiem i poczułem się z
tego powodu dumny.
Nie tylko album, ale również zespół pod własnym nazwiskiem, zgadza się?
Również i zespół, to prawda. Miałem kilka innych zespołów przed AST
(Alex Skolnick Trio), ale po prostu nie znalazłem, tego z czym czułbym
się dobrze. Najpierw zmierzałem bardziej w kierunku progresywnego rocka,
tego typu, jak w połowie lat 90., a z czasem jak zacząłem coraz
bardziej interesować się jazzem, grałem więcej elektrycznego jazzu.
Jednak to trio było moją pierwszą próbą grania akustycznego,
tradycyjnego jazzu. Może nie tradycyjnego, ale bardziej klasycznego
z kontrabasem i poczułem, że to jest to to, bo brzmiało to naprawdę
dobrze. W związku z czym był to dla mnie znak, bo zwyczajnie czułem się z
tym dobrze.
Można więc powiedzieć, że ten zespół jest dla Ciebie swojego rodzaju dzieckiem?
Dokładnie, tak właśnie jest.
A jak to było z Nathanem, waszym basistą?
Nagraliśmy nasz pierwszy album z innym basistą (John Davis). John
również jest bardzo dobrym muzykiem, ale nie chciał z nami jeździć na
trasy i jest też wielkim fanem indie rocka, grup takich jak, Radiohead,
więc tak naprawdę, chciał grać tego typu muzykę i zajmować się produkcją
muzyczną. W związku z czym potrzebowaliśmy nowego basisty i Nathan Peck
okazał się być starym znajomym Matta. Nathan dopiero co przeprowadził
się do Nowego Jorku, a my naprawdę potrzebowaliśmy kogoś szybko, bo John
poinformował nas, że opuszcza zespół, a my mieliśmy już potwierdzone
datz koncertów, w planie było kilka wspólnych koncertów z Martym
Friedmanem, więc musieliśmy dać radę. Potrzebowaliśmy basisty na już, a
Nathan pasował jak ulał.
O to i jest obecny skład AST! Wracając do Twojej muzycznej
edukacji, trochę poszperałam tu i ówdzie, i jestem zaskoczona
informacją, że złapałeś za gitarę dość wcześnie, bo w wieku około 9 lat,
tak?
Około 10, tak. Myślę, że miałem 10 lat wtedy, może 9 lub 10.
Co zainspirowało Cię do gry na gitarze? Którzy artyści byli wówczas Twoją największą muzyczną inspiracją?
Cóż, miałem wtedy 10 lat, byłem wielkim fanem rock & rolla,
wczesnego rock & rolla, z wczesnych lat 50., w szczególności fanem
Chucka Berry’ego i bardzo lubiłem też The Beatles. I ogromnie lubiłem
Kiss, bo oni byli dla mnie jak sylwetki super bohaterów. To Kiss tak
naprawdę sprawił, że chciałem grać na gitarze. Oczywiście miałem
również bardzo dobrego nauczyciela, byłem już dobrze ukształtowanym
gitarzystą i nauczyłem się grać Chucka Berry’ego, wszystkie te kawałki z
wczesnych lat 50. i utwory The Beatles. Wtedy nie grałem jeszcze gitary
prowadzącej przez kolejne kilka lat, ale potem tacy muzycy jak Van
Halen czy Randy Rhoads, sprawili, że chciałem zostać gitarzystą
prowadzącym.
Od samego początku brałeś więc lekcje gry na gitarze, zgadza się?
Tak, brałem lekcje, ale odkąd nauczyłem się jak grać, byłem w dużej
mierze samoukiem. I myślę, że najbardziej wartościowym był dla mnie
modelem, była właśnie samonauka. Z drugiej strony miałem Joe Satrianiego
jako nauczyciela, zanim jeszcze stał się bardzo znany.
Dokładnie, to było właściwie moje kolejne pytanie. Chciałam się dowiedzieć, jakie to było dla Ciebie doświadczenie?
To było niesamowite. Nie był wtedy bardzo znany na świecie, ale był już
znany pośród wszystkich gitarzystów i był naprawdę wymagającym
nauczycielem, takim, który sprawia, że dużo ćwiczysz i to było dokładnie
to, czego potrzebowałem. Był z pewnością pierwszą osobą, z którą
studiowałem jak z poważnym muzykiem.

Najlepsze wspomnienie z tamtego okresu?
Tak, pamiętam radę jakiej mi udzielił, by nigdy nie starać się kopiować
najsławniejszych gitarzystów wszech czasów. To zabawne, bo kilka lat
później, on sam stał się jednym z najsławniejszych gitarzystów.
Na pierwszym albumie, który nagrałeś z Alex Skolnick Trio,
„Goodbye to Romance: Standards for a New Generation”, wspaniale
wykonałeś covery Black Sabbath, Scorpions i mój ulubiony Kiss „Detroit
Rock City”, to znakomity numer. Na nowym albumie „Conundrum” pojawiły
się przede wszystkim Twoje własne kompozycje. Za wyjątkiem Erika Satie i
jego „Gymnopédie No. 1”. Zastanawiam się, jak wygląda proces
kompozycyjny dla Twojego trio? Czy to Ty piszesz cały materiał i
prezentujesz go zespołowi, czy jest to też bardziej organiczny i
zespołowy proces?
Myślę, że po części jedno i drugie. Zwykle to ja zaczynam pisać dla
zespołu i potem jest całkiem sporo utworów, nad którymi pracuję wspólnie
z Mattem. Matt jest świetny jeśli chodzi o aranżację. I tak też Matt
skomponował utwór do tego albumu, „Dodge the Bambula”, Nathan napisał
„Protect the Dream”, a z kolei inne utwory takie, jak „Conundrum”,
„Django Tango” zostały skomponowane przeze mnie. Więc tak, naprawdę
chcemy skupić się na oryginałach, graliśmy covery przez tyle lat. Mamy z
tego wiele frajdy, wciąż gramy covery na żywo, ale okazuje się, że
nasz poprzedni album, „Veritas”, na którym pojawiły się nasze kompozycje
poza jednym coverem, i tak skupił calą uwagę magazynów muzycznych
właśnie na tym coverze. To był numer zespołu Metallica. Chciałem zagrać
kawałek Metalliki, ale potem nagle wyszło na to, że jesteśmy zespołem,
który zajmuje się graniem Metalliki, więc zdecydowałem, ok, nigdy
więcej (śmiech).
I wydaje mi się, że to właściwy kierunek, czyż nie?
I ja również tak myślę. Wolę komponować i myślę, że znaleźliśmy swoją
osobowość jako zespół, znaleźliśmy styl dla swoich kompozycji.
Zwłaszcza, jeżeli pasujecie do siebie osobowościowo, to znacznie ułatwia cały proces.
O tak, myślę, że granie coverów naprawdę pomogło nam odnaleźć właściwy dla nas styl.
No i przede wszystkim gratuluję nowego albumu!
Dziękuję!
To naprawdę znakomita płyta! Jak długo zajęła Ci praca nad tym
albumem, zważywszy, że skupiłeś się na nagraniu własnych kompozycji?
Myślę, że zajęło to jakieś półtora roku. Właściwie to zrobiliśmy przed
tym nagranie na żywo. Kilka utworów zagraliśmy najpierw na żywo. Było
tyle nowych kierunków, w których zmierzaliśmy, że granie na żywo
naprawdę nam pomogło. W momencie kiedy weszliśmy do studia, już
wiedzieliśmy jak grać te numery. To po prostu bardzo nam pomogło.
Czy to właśnie Ty zadecydowałeś, w porządku, to jest kierunek, w
którym odtąd zmierzamy, czy też była to wspólna decyzja zespołu?
Wspólnie zdecydowaliśmy. Mimo że w nazwie zespołu widnieje moje
nazwisko, to wciąż jest jednak zespół. I wiesz, jeśli coś się chłopakom
nie podoba, to nie będziemy tego robić. Oni muszą lubić to, co robią. I
co ważne, ja również im ufam, więc wiem, że jeśli coś im się podoba, to
będzie dobrze.
A jakie są plany na trasę koncertową z tym albumem?
Już zagraliśmy kilka koncertów promujących album w Nowym Jorku, Chicago i
Los Angeles. Właśnie graliśmy w Nowym Jorku, Pensylwanii i Bostonie.
Przez tydzień byliśmy w Teksasie. Naszym kolejnym przystankiem jest
Europa w marcu i będziemy tam przez większość marca, łącznie z występem
na festiwalu gitarowym w Larvik w Norwegii.
Więc grasz pełną trasę po Europie?
Tak, na to wygląda.
Świetna wiadomość! Chciałabym się dowiedzieć, jakie były Twoje
wczesne jazzowe inspiracje? Którzy artyści sprawili, że zainteresowałeś
się jazzem?
Zainteresowałem się Milesem Davisem. Odkryłem ten jego elektryczny styl z
lat 80. i była tam niesamowita rockowa energia. Zdawałem sobie sprawę,
że aby to zagrać lub nawet tylko nauczyć się fragmentów jego muzyki, tak
naprawdę musisz wiedzieć, jak grać jazz. Jak grać straight-ahead jazz.
Ja jednak uwielbiałem jego muzykę tak bardzo, że nawet zdając sobie
sprawę, iż zbudowanie pewnej bazy jazzowej potrwa lata, to jednak było
warto, bo na tyle uwielbiałem tę muzykę. I potem poprzez Milesa Davisa
zainteresowałem się innymi artystami, którzy z nim grali. Tak więc na
początku byli to John Coltrane i Bill Evans, a potem w latach 60. Herbie
Hancock, Wayne Shorter. Zwłaszcza późne lata 60., wczesne lata 70. mnie
zafascynowały, gdy Miles Davis grał z takimi artystami, jak Chick
Corea, Dave Holland czy Keith Jarrett, a do tego doszli inni jazzowi
muzycy rockowi tacy, jak John McLaughlin, który też grał z Milesem
Davisem. Potem pojawił się Chick Corea ze swoim „Return to Forever”, na
którym grał Al Di Meola i tak też odkryłem muzykę Al Di Meoli. To jest
jak drzewo, poznajesz coraz więcej i powoli zaczyna się rozrastać. No i
później w latach 80. John Scofield, który grał z Milesem Davisem i Mike
Sternem. Tak bardzo wielu artystów mnie zainspirowało.
Jaki jest Twój ulubiony album Milesa Davisa?
„Kind of Blue” jest teraz moim ulubionym, na mojej liście albumów na bezludną wyspę, o tak.
Również uważam, że Miles Davis był znakomitym artystą…
Tak, nawet jego obrazy…
Tak, czy nawet ścieżki dźwiękowe do filmów, takich jak „Siesta…
O tak, po prostu jedna z największych jazzowych legend…
Słyszałam również, że jesteś wielkim fanem Allana Holdswortha, mam rację?
Tak, odkryłem muzykę Allana Holdswortha, właściwie zanim zacząłem grać
jazz. Wielu muzyków, którzy mnie zainspirowali, to muzycy rockowi, tacy
jak Eddie Van Halen, jeden z moich ulubionych gitarzystów.

Najlepsze wspomnienie z tamtego okresu? Czy w związku z tym można usłyszeć inspirację Allanem Holdsworthem w Twojej muzyce?
Nie wydaje mi się, że możesz ją tak naprawdę usłyszeć, ale ta inspiracja
tam jest. Wiesz, nawet kilka drobnych fragmentów muzyki Allana
Holdswortha, kilka akurdów tu i ówdzie. Inspiracja czy pomysł na to, jak
ja mógł bym zagrać ten sam akord. Ale bardzo trudno jest grać tak jak
on, tylko Allan Holdsworth, mógł grać jak Allan Holdsworth.
Oczywiście, ale Ty wciąż radzisz sobie świetnie, jesteś przewspaniałym gitarzystą jazzowym!
Dziękuję, bardzo Ci dziękuję.
Zastanawiam się jakiej muzyki słuchasz w domu, czy jest to w
dalszym ciągu jazz czy też skłaniasz się w kierunku innych gatunków
muzycznych?
Słucham jazzu, ale ostatnimi czasy słucham dużo klasycznego pianina.
Pewnie dlatego, że wciąż gram muzykę i często rozgrzewam się do muzyki
jazzowej, więc czasem dla relaksu, chcę oczyścić umysł i posłuchać
dźwięku klasycznego pianina. I w ten właśnie sposób zająłem się
aranżacją Erika Satie, bo był to jeden z klasycznych utworów na pianino,
którego słuchałem. Nawet jeśli nie planowałem, by to wpłynęło na moją
muzykę, tak się mimo wszystko stało! (śmiech).
Myślę, że to niesamowite! Większość gitarzystów metalowych nie
słucha w domu metalu, bo potrzebują swojego rodzaju przestrzeni, racja?
Tak, absolutnie. Jest tylu metalowych muzyków, którzy wcale nie słuchają tak dużo metalu.
Nie, większość z nich słucha w domu jazzu.
Zgadza się!
Jestem również ciekawa, czym się zajmujesz, kiedy nie grasz na
gitarze? Jakim innym pasjom poświęcasz się w wolnym czasie, o ile masz
wolny czas?
Nie mam zbyt wiele wolnego czasu, ale lubię czytać. Jestem zapalonym czytelnikiem.
Jakiego typu literaturę?
Lubię dobrą literaturę. Wielkich pisarzy, a jest ich tak wielu. Ostatnio
czytałem Don DeLillo, on jest naprawdę świetny. Kurt Vonnegut, William
Gaddis. Staram się być dobrze oczytany. I śledzę bieżące wydarzenia,
poświęcam dużo uwagi polityce, nie chciałbym być zaangażowany w
politykę, ale jestem nią zafascynowany.
A więc literatura i polityka zajmują Cię poza muzyką, tak?
O tak, absolutnie.
Doszły mnie słuchy, że wino jest również Twoją wielką pasją?
O tak, kocham wino. Tak, naprawdę kocham dobre wino. Zwłaszcza czerwone.
W szczególności pełne wino?
Tak, pełne dobrze zbudowane wino. Francuskie, chilijskie.
Hiszpańskie również?
O tak.
Brzmi pysznie! Czy jest coś, co chciałbyś powiedzieć od siebie fanom Alex Skolnick Trio i czytelnikom portalu RockArea?
Och, jestem wdzięczny fanom, bez naszych fanów gralibyśmy do pustych
sal. A fani w Polsce w szczególności sprawiają, że czujemy się w domu!
Czy to gramy z AST, czy z Testamentem, zawsze serdecznie nas witają i
uwielbiamy tam wracać!
Więc będziesz ponownie grać też w Polsce?
Nie tym razem niestety. Ale graliśmy w Polsce poprzednim razem i było
naprawdę świetnie. Mam nadzieję, że wkrótce zawitamy ponownie! Myślę, że
następnym razem, jak będziemy grać w Europie, co miejmy nadzieję,
nastąpi wkrótce.
W takim razie do zobaczenia w marcu w Europie!
Tak, do zobaczenia w marcu!
Rozmawiała/zdjęcia: Katarzyna Kozioł