Są takie chwile w historii zespołu, gdy pozornie wydaje się, że nic się nie dzieje. Na zewnątrz nie wypływają żadne informacje… Dla zespołu nieobecność zespołu na scenie czy na rynku może oznaczać ryzyko zapomnienia przez fanów. Albion jest doskonałym przykładem zespołu, który pozornie był nieobecny przez niemal dekadę. W momencie kiedy jednak się pojawił, ponownie okazał się kopalnią świetnych pomysłów… Nieco o historii, o nowym albumie i planach na przyszłość zespołu Albion możecie przeczytać w poniższym wywiadzie z gitarzystą grupy – Jurkiem Antczakiem
Co się działo z zespołem przez dziesięć lat od 1995 do 2005?
Przez pierwsze trzy lata przygotowywaliśmy materiał na nową płytę,
nagraliśmy demo, z którego parę utworów (ale już w bardzo zmienionych
aranżacjach) pojawiło się na płycie „Wabiąc Cienie”. Poza tym koncerty,
których zagraliśmy sporo tu i ówdzie. Ważnym dla nas wydarzeniem było
odejście od nas Grześka Olszowskiego, którego zastąpił Rafał Paszcz.
Wiele dobrego działo się w zespole. Dużo ćwiczyliśmy, wiele pracy
poświęciliśmy na komponowaniu i doskonaleniu aranżacji. Moim zdaniem
bardzo się rozwinęliśmy. Lata 96-97 to czas doskonałego zgrania zespołu.
Naprawdę tworzyliśmy dobra kapelę, muzycy wyczuwali się doskonale, na
scenie był ten rodzaj chemii, który sprawiał, że potrafiliśmy
improwizując rozwijać koncertowe wersje utworów do bólu. I to bez
żadnych wcześniejszych ustaleń. Dobrze nam szło. Te koncerty będę
pamiętał zawsze.
Niestety, w ślad za rozwojem zespołu nie szły żadne poważne kontrakty.
Mało która (czytaj: żadna) duża wytwórnia nie była zainteresowana
progrockiem, a małych wydawnictw wystrzegaliśmy się jak ognia.
Chcieliśmy po prostu czegoś więcej niż obietnicy nagrania kolejnej płyty
bez żadnych gwarancji na promocję. Niestety, mimo prób, nie udało się.
Po latach okazało się to dla nas zbawienne, bo dziś, w dużej mierze
dzięki Lynx Music, możemy realizować nasze pomysły bez uczucia, że się
sprzedaliśmy, bez żadnych nacisków na terminy, kasę itp. Dla muzyka to
ważne… Ale wracając do tamtych czasów – brak propozycji ze strony firm
nagraniowych sprawił, że straciliśmy poczucie sensu tego co robimy. Mimo
ciągłych prób kontynuowania działalności nie udawało nam się pogodzić
naszego zajęcia z życiem, czyli pracą, nauką, rodzinami, dziećmi itp.
Wówczas wydawało mi się, Albion to zakończony etap w moim życiu.
Jakie były kulisy zmian personalnych w zespole? W bio czytamy, że
podczas sesji nagraniowej do „Albion” zmieniła się sekcja rytmiczna. A w
jakich okolicznościach nastąpiła zmiana za mikrofonem?
Co do odejścia Tomka Kaczmarczyka – wyrzuciliśmy go haniebnie z zespołu,
bo widzieliśmy, że podczas sesji nie wyrabia. Na próbach nie było tego
słychać, w studiu wszystko wylazło „na wierzch”. W konsekwencji partię
basu nagrał… perkusista. Ale do końca to nie tak, Paweł tak naprawdę był
basistą skazanym przez nas na bębny – zagmatwane to. Ale tak było… Był w
każdym razie czas, w którym Paweł był człowiekiem-orkiestrą. Doszło
nawet do tego, że nagrał partię gitary (mały fragment) w utworze „Shout”
– informacja, której nie uświadczysz na okładce kasety.
Anna Batko – talent, którego nie potrafiłem „ugryźć”. Dziewczyna miała
(ma!) świetny głos, ale praca z nią była katorgą. Nieobecności na
próbach, spóźnienia, bierność w komponowaniu, dziwne (co było
odczytywane przez publiczność jako ekstrawaganckie) zachowanie na
koncertach – to rozwalało kapelę. Śmieszna sprawa. To był moment, w
którym zaczął się dla Albionu „dobry czas”. Rozwijaliśmy się, a Ania
była wciąż w miejscu. Nie potrafiłem z nią pracować. Przyszedłem z tym
do chłopaków, powiedziałem, że mam dość. Decyzję podjęliśmy wspólnie.
Później znaleźli się tacy, którzy nam to wypominali. Powiedziałem sobie –
trudno, albo robimy coś na serio albo ta zabawa nie ma sensu. Pojawiła
się Kasia. Wielu fanów nie chciało słyszeć o zmianie. A my odżyliśmy.
Oto pojawia się za mikrofonem ktoś, kto bez żadnych większych ceregieli
łapie o co w tej grze chodzi i to mimo tego, że wcześniej śpiewał
zupełnie inny rodzaj muzyki. I to słychać w nagraniach demo z tamtych
czasów. Kasia nie była jeszcze gotowa na śpiewanie do naszej muzyki. Ale
szybko nadrabiała. Bardzo się tym cieszyliśmy. Od tej pory każdy z
członków zespołu stał się w pełni samodzielny, skupiony na własnym
graniu, a nie na zamartwianiu się czy wokal wejdzie „na raz” albo czy w
ogóle pojawi się na scenie.
Albion
to kawał historii polskiego rocka. Swego czasu wydawało się, że sukces
jest na wyciągnięcie ręki – a jednak tak się nie stało. Jak myślicie,
dlaczego?
Przesada! Bez fałszywej skromności – znamy nasze miejsce w szeregu. Nie
należymy do czołówki. Sukces mógł być. Zabrakło dobrego managementu – to
jest przyczyna. Sami nie chcieliśmy kierować zespołem, dla nas liczyła
się muzyka. Byliśmy zafascynowani faktem, że w końcu mamy dobry skład,
wszystko między nami dobrze się układa, jesteśmy zgrani itp. Za diabła
nie chcieliśmy się mieszać w „papierkową robotę”. To był błąd. Dużo w
tym naszej winy. Trzeba było pchać ten wózek na całego. Zespoły, które
wypłynęły w latach 90-tych mają dziś renomę. Dziś jest dużo trudniej.
Ciężko wydać płytę, bo kto to kupi w dobie mp3? Nikt Cię nie wypromuje,
bo liczy się już tylko komercja. Puszczenie jednego kawałka w radiu o
drugiej w nocy nie stanowi żadnej promocji dla zespołu. Owszem, nisza
załapie, odnotuje – „jesteś ten i ten” i grasz „tak i tak”. Ale to
wszystko. Zresztą, nawet w tej niszy liczy się już tylko kasa. A może to
ja, mimo dobijania do czterdziestki, dalej zbyt naiwnie i wręcz
romantycznie podchodzę do tych spraw. Może dalej, zamiast bić się o jak
najwyższe miejsce w rankingach i rozsiewać płyty promocyjne na wszystkie
cztery strony świata, dalej sobie myślę, że fajnie jest rozkręcić na
full piec i wycisnąć z instrumentu riff albo solo?
Czy wiecie może co porabiają byli członkowie zespołu? Czy nadal parają się muzyką?
Krótko – Anka Batko gdzieś tam śpiewa, Grzesiek Olszowski – prowadzi
biznesy w działce IT, Paweł Konieczny – jest pracownikiem naukowym na
jednej z krakowskich uczelni, Tomek Kaczmarczyk – ślad po nim zaginął.
Pozostaje jeszcze Rafał Paszcz – niby poza kapelą, ale jednak zagrał na
ostatniej płycie. Nie wiem co porabia, ale chciałbym jeszcze mieć kiedyś
możliwość z nim zagrać.
Ostatnio urzekło mnie wznowienie Waszych dwóch pierwszych albumów
czyli „Remake”. Czy obecnie gracie te utwory na żywo? Jeśli tak, to jak
Kasia czuje się w tamtym repertuarze?
Nie wracamy do starych spraw. Jesteśmy nimi zmęczeni. Decyzja o
wznowieniu starego materiału była dla mnie trudna. Przy dzisiejszych
standardach, pod względem techniki nagrania, nadaje się ono do kosza.
Mimo prób rasowania nagrań ze strony wydawcy Lynx Music, ciężko było coś
z nich wycisnąć. Wytwórnia bardzo chciała to mieć w swojej ofercie,
więc zgodziliśmy się. Ale nie bez oporów. Dziś jesteśmy na zupełnie
innym etapie, inaczej myślimy, inaczej postrzegamy kompozycję. Po
prostu, było-minęło.
Skąd się bierze to że nagrywacie raz album polskojęzyczny, kolejnym razem angielskojęzyczny?
Nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie. Dużo w tej sprawie mam do
powiedzenia ja. Ale to już nie są czasy mojego despotyzmu w „naszej
firmie”. O wszystkim decydujemy wspólnie. Z założenia Albion miał grać i
śpiewać po polsku. Ale.. może chcieliśmy „uderzyć” w rynki poza Polską?
A może dlatego, że już nikt (z małymi wyjątkami) u nas nie robi
polskiego materiału? Sam nie wiem. Nowa płyta jest po angielsku… i już.
Znakiem rozpoznawczym Albion są przejmujące teksty. Jak powstają? Skąd czerpiecie inspiracje?
Inspiruje nas wszystko co nas dotyczy, czym żyjemy, jacy jesteśmy, jaki
jest ten świat, jaki nasz cel i o co w ogóle chodzi w życiu. Nie
układamy historyjek, które zaczynając się w punkcie A i kończą w punkcie
B, a pomiędzy tym jest masa wydarzeń, które bohater albumu przeżywa i
snuje z tych przeżyć wnioski. Nasze teksty to proste obserwacje, opisy,
które nie niosą za sobą żadnych morałów. Niech każdy kto ich słucha lub
czyta sam podejmie decyzję jak urobić sobie naszą wizję świata. Staram
się, aby to były „dzieła” otwarte. Tak naprawdę nasze teksty to spora
porcja smutków i zmartwień i próba wykrzyczenia tego wszystkiego, co
boli. Ale nie skarżymy się, ani nie buntujemy. Nie walczymy z
wiatrakami, nie chcemy naprawiać świata. Po prostu wylewamy w nich z
siebie to co na co dzień musimy dusić. Czyżby to miała być forma
spowiedzi? Nie wiem…
Wasza muzyka często jest porównywana do Marillion. Czy zgadzacie się z takimi porównaniami? Jakie zespoły są dla Was wzorami?
Obecnie bardzo mało słucham. Kiedyś, owszem, Marillion był dla mnie –
obok Pink Floyd, Yes, LED Zeppelin, numer jeden. To na pewno we mnie
gdzieś siedzi i wyłazi gdy chwytam za instrument. Nie przeszkadzają mi
żadne porównania. Ba! Nawet bawią. Np. dziwne wydają mi się porównania z
zespołem Quidam. Nie wydaje mi się, żebyśmy grali podobną muzykę –
nawet jeśli biorę na tackę starsze ich dokonania. To chyba bardziej
wynika z faktu, iż fani muszą „zapchać dziurę” po zespole, w którym
kiedyś śpiewała dziewczyna. My dalej trzymamy się żeńskiego wokalu i
dlatego jesteśmy – w mniemaniu słuchaczy – tacy jak… Quidam
Z jakim przyjęciem spotkało się „Broken Hopes”? Jesteście zadowoleni z recenzji, z wyników sprzedaży?
Płyta jest chwalona, ma dobre recenzje, trochę nakładu zeszło. I to bez żadnej większej promocji. Więc chyba nie jest źle.
Czy macie jakieś plany koncertowe związane z promocją albumu?
Na razie żadnych.
Nie myśleliście o zarejestrowaniu koncertów na potrzeby DVD?
Plany są. Ale jak zwykle wszystko rozbija się o pieniądze. Ciężka sprawa, trzeba wyłożyć kasę, żeby potem odnaleźć materiał… na torrentach i innych „osiołkach”. Może się żalę, ale taka jest prawda. Ponieważ muzyka stanowi dla nas przede wszystkim pasję a nie zawód, bardzo ostrożnie podchodzimy do tego typu inwestycji.
Czy jeszcze na to za wcześnie, czy może są już jakieś plany związane z kolejnym albumem studyjnym?
Nie ma między nami jeszcze żadnych ustaleń. Osobiście marzy mi się muzyka filmowa, ale jakoś propozycje nie napływają (ha ha ha).
Co chciałbyś przekazać na zakończenie Waszym fanom / czytelnikom Rock Area?
Podziwiam Was za to, że chce się Wam szukać, że nie toniecie w morzu komercji, że dla Was muzyka nie jest jedynie dodatkiem, a stanowi wartość samą w sobie.
Serdecznie pozdrawiam.
Rozmawiał Piotr Spyra