AFTER… – Czarek Bregier (23.11.2011)

AFTER... - No Attachments

Nowa płyta, nowy wydawca, nowe oczekiwania. Włocławski AFTER… powraca ze swoim trzecim studyjnym albumem „No Attachments”. O krążku, współpracy z muzykami Pineapple Thief oraz planach koncertowych opowiada gitarzysta formacji Czarek Bregier.

„No Attachments” to kolejny krok naprzód w historii After… Jak byś ją w skrócie porównał do poprzednich wydawnictw?

Zespoły najbardziej lubią swoje najnowsze dokonania. I nie inaczej jest w naszym przypadku:) „No Attachments” to nasze najmłodsze dziecko i w tej chwili kochamy je najbardziej 🙂 Mam wrażenie, że każda z naszych płyt jest inna. Debiut jest spokojniejszy, delikatniejszy, bardziej klimatyczny; „Hideout” to płyta o cięższym brzmieniu, a przy tym także bogata w partie klawiszowe. Myślę, że „No Attachments” jest albumem najmniej progresywnym, o bardziej surowym brzmieniu, chyba również najbardziej melodyjnym. Każda z naszych płyt została nagrana w innym czasie i odzwierciedla nasze ówczesne fascynacje muzyczne. W tej chwili najbardziej opowiada nam kierunek obrany na „No Attachments”, ale nie wiadomo w którą stronę pójdziemy pracując nad następnym albumem:)

Produkcją albumu zajmował się Bruce Soord z Pineapple Thief. Jak doszło do tej współpracy i czy jesteście zadowoleni z efektu końcowego?

Miks i mastering płyty wykonali Steve Kitch i Bruce Soord z The Pineapple Thief, we współpracy z Markiem Bowyerem. Ich pracę nazwałbym bardziej postprodukcją niż produkcją, bo producent to osoba, która towarzyszy zespołowi w studiu, czuwa nad brzmieniem, aranżacjami i jest czynnie zaangażowana w proces nagrywania. My nagrywaliśmy materiał bez producenta i po prostu wysłaliśmy ścieżki do Anglii, gdzie został wykonany miks i mastering. Jesteśmy bardzo zadowoleni z efektu końcowego. Steve i Bruce mają głowy pełne pomysłów i bardzo ciekawie zmiksowali nasz materiał. Świetnie byłoby mieć ich w studiu podczas nagrywania, jednak z wielu względów było to niemożliwe.

Jak doszło do współpracy? The Pineapple Thief występowali podczas pierwszej edycji InoRocka i wtedy poznaliśmy się z perkusistą zespołu – Keithem Harrisonem. To on zasugerował zaangażowanie Steve’a do pracy nad naszym materiałem. Wkrótce dołączył do niego Bruce i tak potoczyła się dalej ta historia.


Praca Bruce’a odcisnęła pewne piętno na brzmieniu albumu. Czuć tu zapach „ananasów” 🙂

Chcieliśmy, żeby nowy album zabrzmiał inaczej od naszych dotychczasowych wydawnictw. Postanowiliśmy wyeksponować gitary, nadać płycie trochę bardziej „brytyjskie” brzmienie. Bardzo podobała nam się realizacja ostatniej płyty The Pineapple Thief – „Someone Here is Missing”. Nad jej brzmieniem pracowali właśnie Steve i Bruce. Dlatego postanowiliśmy podjąć z nimi współpracę. Jeżeli brzmienie naszego albumu przypomina Ci zapach „ananasów”, to super – bardzo się cieszymy, bo oznacza to, że osiągnęliśmy takie brzmienie, jakiego szukaliśmy dla tej płyty.


…ananasy to jednak nie wszystko. W dźwiękach zawartych na krążku słychać echa gitarowego Brit rocka a nawet post rocka.

Faktycznie pobrzmiewają takie echa:) Zapewne w jakimś stopniu stało się tak w związku z uszczupleniem naszego składu o instrumenty klawiszowe. W tej sytuacji mocniej wyeksponowane zostały gitary. Z drugiej strony, rzeczywiście, zdecydowanie bardziej interesuje nas teraz taka muzyka, niż klasyczny rock progresywny. Świadomie zdecydowaliśmy oddalić się trochę od niego, mimo, że być może jesteśmy kojarzeni z prog rockiem. Trudno mi to skomentować. To może trochę oklepane stwierdzenie, ale jednak prawdziwe – nagraliśmy po prostu taką muzykę, jaką czuliśmy.


Summa summarum jest zdecydowanie ostrzej. W porównaniu do krążka debiutanckiego wręcz „naparzacie” 😉

Tak, jest ostrzej, ale w moim odczuciu, na pewno nie ciężej niż na „Hideout”. Myślę, że „No Attachments” jest płytą brzmiącą najbardziej zadziornie, ale po raz pierwszy w studiu podczas nagrań używaliśmy bardzo niewielu mocno przesterowanych brzmień gitar. Pod tym względem płyta jest na pewno lżejsza i jaśniejsza. Na pewno jest też najbardziej zróżnicowana pod względem tempa, dynamiczna; niesie ze sobą spory ładunek energetyczny. Zgadza się, miejscami trochę naparzamy i sprawia nam to sporą radość:)


…a propos krążka debiutanckiego. Wówczas utwory After… charakteryzował nastrojowy klimat, teraz jest zadziornie i z pazurem. Nie zmieniło to jednak jednej rzeczy. Zawsze udawało Wam się komponować chwytliwe melodie. Zdradzisz tajemnicę powstawania Waszych utworów?

Naprawdę bardzo cieszy mnie, że tak uważasz:) Dla mnie, muzyka to przede wszystkim melodia. Wiadomo, jest też miejsce na ostrzejsze klimaty i psychodeliczne dźwięki, ale to melodia jest podstawą utworu. Jeżeli jest mało interesująca, to super riffy i arcyciekawe podziały niewiele pomogą. Nie chcę oczywiście tutaj narzucać zdania, że nasze utwory mają świetne melodie, bo każdy może postrzegać to inaczej i mieć zupełnie inne zdanie w tej kwestii. Ja w każdym razie jestem z nich zadowolony.
Nasze utwory powstają, powiedziałbym, dość „klasycznie”. To znaczy – na próbę trafia szkielet utworu, jakiś riff gitarowy, nad którym pracujemy zespołowo. Powstają partie pozostałych instrumentów, często zmienia się całkowicie charakter kawałka w stosunku do pierwotnej koncepcji. Krzysiu bardzo często już na próbie tworzy linię wokalną. Aby przekazać melodię śpiewa „po norwesku”, czyli używa przypadkowych słów, głosek… Dużo później powstaje właściwy tekst. Dodatkowo w domu pracujemy nad swoimi partiami, doskonalimy je, nagrywamy i przesyłamy sobie mailowo. Nie ma chyba nic niezwykłego w takim sposobie pracy nad utworami:)

After

Na polskiej scenie zaczynacie powoli ugruntowywać swoją pozycję. Trzy albumy studyjne, jeden koncertowy. Czy zakładając zespół wierzyliście, że uda Wam się nagrać trzy płyty? Czy były chwile zwątpienia?

Gdy zakładaliśmy zespół, zwieńczeniem naszych marzeń było nagranie i wydanie „prawdziwej płyty”. Wówczas nie wybiegaliśmy tak daleko w przyszłość i nie myśleliśmy o kolejnych albumach. Ku naszemu zaskoczeniu „Endless lunatic” został bardzo ciepło przyjęty, niebawem zagraliśmy pierwsze zagraniczne koncerty. Było to spełnienie naszych młodzieńczych marzeń. W tej chwili wydając kolejną płytę chcemy zrobić krok naprzód, rozwijać się – muzycznie i nie tylko. Staramy się konsekwentnie, jak to nazwałeś, „ugruntowywać swoją pozycję”. Często wymaga to pewnych poświęceń. Dojeżdżamy wiele kilometrów na każdą próbę, co nie jest łatwe, jednak nie mieliśmy chwil zwątpienia w to, co robimy.


Wróćmy jednak do nowej płyty. Sooya (wokalista zespołu – przyp. Red) udowadnia, że gardło ma nieliche. Po raz pierwszy chyba w Waszej muzyce pojawiło się tyle agresywnych wokaliz.

Czy ja wiem? Wydaje mi się, że na „Hideout” pojawiło się więcej utworów z agresywnym wokalem. Możliwe, że partie wokalne, które znalazły się na nowej płycie są mocniej wyeksponowane i brzmią bardziej agresywnie, przez co możesz mieć takie wrażenie. Choć oczywiście zgodzę się, że na „No Attachments” Krzysiu nie oszczędza się:)


„No Attachments” to Wasz debiut w nowej, większej wytwórni. Zapewne oczekiwania macie spore.

Tak, to nasz debiut w Metal Mind Productions. Do tej pory wydawał nas poznański Oskar. Bardzo cenimy sobie dobre relacje i współpracę z poprzednim wydawcą. Postanowiliśmy jednak związać się z większą wytwórnią. Liczymy, że pomoże nam to w dotarciu do większej liczby odbiorców poprzez dobrą dystrybucję i promocję. Mamy nadzieję na owocną współpracę z MMP.


Uwagę zwraca już okładka albumu. Czy to kolejne dzieło Rafała Paluszka (na co dzień klawiszowca grupy Osada Vida – przyp. Red)?

Tak, okładkę wykonał Rafał Paluszek. Jej pomysłodawcą był Wojtek, natomiast Rafał graficznie pomógł nam wyrazić tę koncepcję. Jesteśmy bardzo zadowoleni z efektu jego pracy. Na pozostałych stronach postanowiliśmy zamieścić przywołujące pozytywne wspomnienia zdjęcia, które wykonaliśmy przy okazji wyjazdów koncertowych. We wkładce znalazły się także dwa zdjęcia z sesji, którą wykonała Joanna Lubicka.


Można powiedzieć, że Rafał stał się Waszym nadwornym grafikiem.

Na to wygląda:) Rozpoczęliśmy z nim współpracę przy drugiej płycie – „Hideout”. Wtedy byliśmy w dołku, nie mieliśmy pomysłu na szatę graficzną albumu, ani osoby, która mogłaby ją przygotować. Rafał spadł nam wtedy z nieba:) Stworzył grafikę, która świetnie oddawała zarówno warstwę tekstową, jak i muzyczną. Jemu także powierzyliśmy przygotowanie okładki do „Live at Home”. I tak nasza współpraca trwa do dziś 🙂

Było o muzyce, było o grafice. Teraz pora na pytanie o koncerty. Krystalizują się może jakieś plany koncertowe? Prawdę mówiąc do tej pory zobaczyć After… na żywo to było nie lada szczęście dla każdego fana.

Rozpoczęliśmy wstępne rozmowy na temat koncertów w kilku miejscach w Polsce i za granicą, jednak w tej chwili wszystko jest na etapie planów. Sytuacja koncertowa w Polsce niestety nie przedstawia się szczególnie różowo – ale nie ma co narzekać – jesteśmy zdeterminowani i zrobimy co w naszej mocy, żeby pojawić się na scenie. Mam nadzieję, że uda nam się dotrzeć z koncertami do fanów, którzy nie widzieli nas jeszcze na żywo, jak również do tych, którzy „mieli już to szczęście”. Ty nie masz co narzekać, zagraliśmy przecież w Piekarach Śląskich 😉

Dzięki za poświęcony czas i do zobaczenia!!

Dzięki, do zobaczenia:)

Pytania: Piotr Michalski
Zdjęcie: profil Facebook zespołu, autor: Joanna Lubicka

Dodaj komentarz