BATTLE BEAST – 2013 – Battle Beast

1. Let It Roar
2. Out Of Control
3. Out On The Streets
4. Neuromancer
5. Raven
6. Into The Heart Of Danger
7. Machine Revolution
8. Golden Age
9. Kingdom
10. Over The Top
11. Fight, Kill, Die
12. Black Ninja
13. Rain Man
14. Shutdown (bonus)

Rok wydania: 2013
Wydawca: Nuclear Blast
http://www.battlebeast.fi/


Czy możliwym jest połączenie przebojowości Lordi, wojennego klimatu Sabaton, metalowego pazura Accept, zadziorności AC/DC, podniosłości Manowar z rozmachem Nightwish? Wydawać by się mogło, że taki mix należy do niemożliwych. Co więcej, próby takiego połączenia mogłyby wywołać u słuchacza ewentualnie coś na kształt zmysłowego odrzutu. Jednak w przypadku Battle Beast stało się dokładnie odwrotnie – zespół z powodzeniem połączył w/w wpływy dodatkowo namaszczając wszystko wyraźnie zarysowanym pierwiastkiem własnego oblicza. Dowód słuszności powyższej tezy stanowił debiutancki „Steel”, a najnowszy album tylko to potwierdza!

W tym miejscu należałoby napomknąć, że następca debiutu przynosi znaczące zmiany – premierowy materiał został nagrany przy udziale nowej wokalistki. Noora Louhimo, następczyni Nitte Valo, tak jak jej poprzedniczka posiada parę w głosie, ale oprócz tego może poszczycić się szerszym wachlarzem możliwości wokalnych. Potrafi zapłonąć niczym Udo Dirkschneider czy też Brian Johnson, a za moment koi nas spokojem Anette Olzon – zmiana na plus! Poza wokalistką poprawiła się również szata graficzna – nowy album posiada znacznie lepszą grafikę (debiut się chowa).

A muzycznie jak? W tej materii akurat drastycznej metamorfozy nie uświadczymy, za wyjątkiem faktu, że tym razem jest jeszcze bardziej przebojowo. „Battle Beast” to wylęgarnia metalowych hitów, które na żywo zapewne sprawdzą się rewelacyjnie. Najlepiej oddają to: wyśmienity „Out Of Control”, szybki primal – fear’owy „Raven” oraz wolniejszy „Over The Top” nawiązujący do twórczości AC/DC (szczególnie w refrenie). Króluje prosta, jasna, ale za to dobitnie klarowna siła przekazu. Nikt nie porywa się na przełamywanie muzycznych barier, odkrywania nowych lądów, wciskania miliona dźwięków i łamania rytmów ile wlezie. Zespół stawia na solidne metalowo – melodyjne hity i w tym przypadku owa formuła sprawdza się wzorowo. Co prawda momentami można poczuć powiew kiczu, szczególnie gdy na pierwszy plan wychodzą cukierkowe klawisze. Jednak i to ma swój urok – melodyjnie i przebojowo być musi, nie ma co!

Dominują raczej średnie tempa (poza małymi wyjątkami; „Raven”, niszczycielski „Fight, Kill, Die”). Poza tym nie brakuje nastrojowych wtrąceń, czego uświadczyć można przy okazji „Black Ninja” czy też filmowego przerywnika instrumentalnego „Golden Age”.

Jest wszystko, co muzyka w takiej stylistyce mieć powinna: dobre solo, precyzyjna, mocna sekcja rytmiczna, płomienny wokal, klimat, niebanalny pomysł i świetne melodie. Innym atutem „Battle Beast” jest fakt, że mimo ewidentnie przebojowego usposobienia album nie nudzi. Gdy na chwilę nasycimy się jego zawartością… nie mija dłuższy czas, a znów wracamy do punktu wyjścia – takie małe uzależnienie.

Oprócz hiciarskiego usposobienia Finowie emanują batalistyczną atmosferą, czego efekty słychać na każdym kroku. Nieważne, czy mamy do czynienia z rytmiką, melodyką – wojenna specyfika obowiązkowa. To nieodłączny atrybut Battle Beast, czego nikt nie będzie w stanie podważyć słuchając choćby takich hymnów jak „Kingdom”, „Into The Heart Of Danger”, czy „Over The Top”.

Co tu dużo prawić – „Battle Beast” potwierdza, że obecność zespołu w „stajni” Nuclear Blast nie była/jest przypadkowa. Finowie, po ciepło przyjętym debiucie poszli za ciosem wydając konkretny materiał, który kontynuując pomysły poprzednika teleportuje zespół na wyższy poziom – fani klasycznego heavy nie powinni mieć żadnych zahamowań – Battle Beast zaprasza na front!

9/10

Marcin Magiera

Dodaj komentarz