Tag: thrashmetal
ANNIHILATOR – 2020 – Ballistic, Sadistic
Czuję, że sporo z tych utworów pozostanie w sferze ulubionych każdego fana zespołu. „Ballistic, Sadistic” może być wizytówką ANNIHILATOR. Nie trzeba wracać do pierwszych płyt, żeby pojąć co zespół ma do powiedzenia, bo nowa płyta jest kwintesencją jego stylu.
ANNIHILATOR – 2017 – Triple Threat
Całość? Warto mieć. Warto wracać. Nawet jeśli będziecie kręcić nosem na niektóre aspekty wydawnictwa – inne nadrobią niedoskonałości.
ANNIHILATOR – 2015 – Suicide Society
Jeff Waters napisał i nagrał kolejną świetną płytę. Na jak długo wystarczy mu energii aby ten wózek ciągnąć samemu? Czas pokaże. Każde rozwiązanie przyjmę z pokorą, Watersowi po prostu należy zaufać.
ANNIHILATOR – 2014 – Feast (DVD edt.)
Jeśli jesteście zwolennikami Kanadyjczyków – musicie mieć tą wersję. Tym bardziej, ze poprzednie wydanie specjalne było trudne do zdobycia i niezbyt tanie. Jeśli już uszczuplić budżet o większą kasę, to niech to będzie coś mega wypasionego – jak potrójny pakiet „Feast”. Ja jestem zachwycony!
ANNIHILATOR – 2013 – Feast
„Feast” powinien przypaść do gustu nie tylko fanom zespołu, ale również każdemu kto lubi melodyjny thrash. Twórcy kultowego „Alice In Hell” pokazali, że wciąż czują się na siłach by porządnie dopierniczyć.
ANNIHILATOR – 2009 – Live at Masters of Rock (DVD+CD)
Jeśli ktoś chciałby się naładować pozytywnie przed koncertem Annihilator – Live At Masters Of Rock jest ku temu idealną okazją… Jest to wprawdzie wydawnictwo koncertowe, ale swobodnie potraktować je można w kategoriach best of – i polecić osobom, które nie znają repertuaru grupy.
ANNIHILATOR – 2005 – Schizo Deluxe
Poprzedni album ze względu na zmianę składu buńczuczne zapowiedzi – i wydaną wcześniej darmową koncertową EPkę, wydaje mi się płytą bardziej wyczekiwaną. „Schizo Deluxe” to pójście za ciosem, ale i kompozycje są trochę bardziej prostolinijne.
ANNIHILATOR – 2003 – Double Live Annihilaton
Całość rozważań nad tym niezwykle udanym materiałem chciałbym podsumować stwierdzeniem, że warto mieć je w swojej płytotece ze względu na czas, skład, brzmienie i klimat.
ANNIHILATOR – 1997 – Remains
Przyznać muszę, że połowa lat dziewięćdziesiątych i wiele eksperymentalnych albumów pomogło poszerzyć moje horyzonty. Dzięki „Remains” właśnie przestałem stronić o dźwięków bardziej nowoczesnych.
ANNIHILATOR – 1994 – King of the Kill
W 1994 roku Jeff Waters ugruntował pozycję ANNIHILATOR na scenie heavy, ale zagorzali fani pierwszych dwóch produkcji mieli prawo poczuć się spotwarzeni. U mnie – ówczesnego nastolatka – ten materiał trafił na podatny grunt
ANNIHILATOR – 1993 – Set The World on Fire
Płyta zasłużyła sobie na renomę albumu najbardziej przystępnego i melodyjnego w historii Annihilator. Z biegiem lat – myślę, że chętnie wracają do niej również bardziej ortodoksyjni fani.
ANNIHILATOR – 1990 – Never, Neverland
Na dwójce zespół to już bardziej oszlifowany diament, brzmieniowo słychać sporą poprawę (a można domniemywać, że w parze szedł większy budżet na sesję). Ale wrócę do komplementowania utworów – po prostu są o ligę lepsze.
CHAOS SYNOPSIS – 2017 – Gods of Chaos
Nie taki death metal straszny. Trzeba go tylko umiejętnie zagrać oraz nagrać. Przykładem może być nowy album prosto z brazylijskiego piekła.
CHAINSAW – 2009 – Evilution
Ciekawe partie wokalne, wiele fascynujących solówek, mnóstwo energii i muzycznych smaczków, sprawiają że płyty „Evilution” słucha się z ogromna przyjemnością.