„Płoną łąki, płoną lasy, płonie cały świat
Płoną góry i doliny, płoniesz Ty i ja…”
Te początkowe wersy utworu „W ogniu świat” grupy Łysa Góra idealnie wpasowuje się w atmosferę krakowskiego koncertu w ramach trasy promującej najnowsze folk- metalowe oblicze zespołu. To właśnie Królewskie Miasto Kraków dnia trzeciego lutego 2024 roku miało zaszczyt być tym pierwszym na trasie, gdzie zaprezentowano zupełnie inne brzmienie od tego znanego do tej pory, nawet jeśli weźmie się wersję studyjną krążka „W ogniu świat”. Koncertowy skład nieco się zmienił, ale o tym za chwilę, bowiem w klubie Zaścianek zaprezentowała się nie tylko łysogórska Wiedźma, ale i cieszyński Velesar oraz warszawska Runika. Warto dodać, że Velesar i Runika podczas trasy na przemiennie ustępują miejsca na scenie grupom Czarny Bez i Likho. Tak więc to folk-metalowe trio miało sprawić, że podczas tego chłodnego lutowego wieczora w klubie będzie gorąca słowiańska atmosfera. Czy tak było?
Na pierwszy ogień gdy klub był już mocno wypełniony słuchaczami ruszył Velesar. I zaczęło się istne szaleństwo zarówno na scenie jak i wśród publiczności. Ta znana w kręgach metalu słowiańskiego sprawiła, że tak naprawdę podczas tego wieczoru nie ma jednego lidera, a trzy równych sobie kapele. Podczas trwającego godzinę czterdzieści minut występu septet zaprezentował przekrój swojej twórczości z dwóch ostatnich płyt, a także premierowe kompozycje, które znajdą się niebawem na trzecim krążku pt. „Pogorzelisko”. Często brakowało tchu i orientacji czy patrzeć na doskonale grający zespół, w którym pomiędzy metalowymi skakańcami, zwinnie poruszały się dziewczyny grające na skrzypach i flecie poprzecznym niczym pewien minstrel.
Drugą kapelą, która zaprezentowała się tego wieczora była Runika. Był to bardzo dobry wybór, by to ten zespół wystawić jako drugi, ponieważ nie dość, że kontynuowała ona diabelskie i słowiańskie harce, ba, nawet uważam, że robiła to znacznie lepiej niż i tak bardzo dobry Velesar, to w dodatku jeszcze zgrabnie tekstowo się wszystko łączyło z występującą po niej Łysą Górą. Bywa czasami tak, że w oczekiwaniu na występ głównej gwiazdy wieczoru słuchając jakiegoś supportu, zbiera się z wrażenia szczękę z podłogi. Tak było i tym razem. Runika zaprezentowała dość krótki, bo pięćdziesięcio- minutowy set, lecz tak bogaty w swej muzyce, że aż żal było, że musieli ustąpić miejsca łysogórskim wiedźmom. Co sprawiło, że ten występ tak bardzo pozytywnie wrył mi się w pamięć? Po pierwsze niesamowity głos wokalistki Adrianny „Aminae” Janusz. Nie przypuszczałem , że w tym kraju ktoś potrafi śpiewać barwą tak zbliżoną do Miry Kubasińskiej, Karin Stanek czy Ady Rusowicz. Niski, mocno przymglony głos idealnie wpasowuje się w te ostrzejsze numery, jak i piekielnie dobry „Sabat”. Jeśli do tego weźmiemy hipnotyzującą perkusję Jacka Telejko (polecam wpatrzeć się w jego grę podczas „Ciszy przed burzą”) i doskonałe gitary Piotra Raksimonowicza, Janka Stemplewskiego i Krzysztofa Łukomskiego to możemy mieć gwarancję, że słuchanie Runiki będzie czystą przyjemnością i doskonałą zabawą zarówno w pierwszych rzędach jak i we młynie.
I oto nadeszła ta chwila kiedy na scenie zabrzmiała wiedźma z Łysej Góry. Nie sama, a w nieco większym towarzystwie niż podczas tworzenia płyty „W ogniu świat”. Grającą tam na skrzypcach Sylwię Biernat zastąpiła znana z między innymi grupy Jaśmin Karolina Sienkiewicz. Drugim nowym nabytkiem podczas trasy jest przepiękna wiolonczelistka Klaudia Fedyryszyn. Reszta muzyków pozostała bez zmian. I jak zabrzmiała Łysa Góra po raz pierwszy na metalowo? Z początku miałem wrażenie, że wiedźma Dorota „Doris” Filipczak- Brzychcy pomimo rzucania wiedźmowych zaklęć i póz ma lekką tremę. Czy to był efekt doskonałych dwóch wcześniejszych zespołów, czy obawa jak nowe oblicze zostanie odebrane? Nie wiem, ale w pewnym momencie zauważyłem ten spadający z serca kamień, który nieco ciążył i zaśpiewała pełną swą mocą, co również znacznie przełożyło się zarówno na grę grupy, jak i na odbiór przez publiczność. I od razu dało się zauważyć, że obie nowe dziewczyny w niesamowitych kreacjach również zaczęły się doskonale bawić i grać tak, że aż się zapominało o stricte metalowej atmosferze. Magicznie zabrzmiała „Morowa dziewica”. Ciarki na plecach pojawiły się przy „W ogniu świat”, nie zabrakło także wspólnego gwizdania przy „żołnierzu”. W ten sposób upłynęło godzinę dwadzieścia minut bardzo dobrego folk- metalowego grania zwiastującego, że pozostała część trasy będzie równie dobra jak ten krakowski koncert.
Mariusz Fabin
Velesar setlista:
- Intro
- Zew Arkony
- Ostatnia Kupalnocka
- Czas Sabatu
- Taniec Diaboła
- Polny Wiatr
- Klątwa
- Szczodre Gody
- Ślad Swarożyca
- Ognie Swaroga
- Krwawy Los
- Stos
- Swaćba
- Plony
- Śpiew Juraty
Runika setlista:
- Wiking
- Czarownica
- Wodnik
- Jaryło
- Cisza Przed Burzą
- Słowianie
- Biesiada
- Naznaczony
- Pieśń O Nowiu
- Wojownicy Chmur
- Vanir
- Sabat
- Egzorcysta Z Wojsławic
Łysa Góra setlista:
- Sztoj Pa Moru
- Wiedźma Bimbrownica
- Oj Dolo
- Oj Na Stawu
- Wolność
- Morowa Dziewica
- W Ogniu Świat
- Wino Porzeczkowe
- Wdowa
- Siadaj Nie Gadaj
- Kupalinka
- Idzie Żołnierz
- Lipka
