Scenariusz jak z katastroficznego filmu! Coś tak maleńkiego, niewidzialnego ludzkim okiem, a na dodatek tak bezlitosnego i okrutnego, opanowało świat! Owe „Coś” pozbawiło również szansy zorganizowania w ubiegłym roku planowanego festiwalu. Choć to maleńkie, wredne paskudztwo nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa, na szczęście tym razem INO ROCK mógł się odbyć.
Tradycyjnie do Inowrocławia w ostatnią sobotę sierpnia, z całej Polski (nie tylko z Polski), ściągnęła spora grupa sympatyków na wskroś nie komercyjnej muzyki. Ludzie stęsknionych nie tylko odbiorem muzyki na żywo, ale również tego wyjątkowego festiwalowego klimatu, przyjacielskiej atmosfery, wspólnych rozmów i po prostu możliwości bycia razem i przeżywania razem.
Inowrocławski festiwal kojarzony jest przede wszystkim z muzyką progresywną, jednak w tym przypadku jest to dosyć szerokorozumiane określenie. Dowodem na to jest zespół który otwierał tegoroczne koncerty. Trójmiejska formacja OBRASQI szturmem zdobywa popularność. Choć w kwestii muzycznej ich debiutancki album „Dopowiedzenia”, to istna kraina łagodności, na scenie pokazali jednak bardziej rockowy pazur. Oprócz elektroniki znalazło się miejsce na przesterowane gitarowe dźwięki. Świetny wokal Moniki Dejk-Ćwikła, ciekawe teksty ubrane w niebanalną warstwę dźwiękową, to wizytówka tego młodego zespołu. Jako grupa otwierająca festiwal, grali oczywiście przy dziennym świetle, a muzyka jaką wykonują (o czym wspominałem w recenzji ich płyty), zdecydowanie bardziej smakuje po zmroku, cytując fragment tekstu: „wokół ciemność nie ma blasku tylko czerń…” Oprócz materiału ze wspomnianej debiutanckiej płyt, zagrali również cover, który z pewnością ucieszył wielu spośród zebranej publiczności, ciekawie zaaranżowany utwór grupy RUSH „Nobody’s Hero”.
Organizatorzy Ino Rocka, firma Rock Serwis przyzwyczaili nas już do tego, że lubią żonglować różnorodnością muzycznych klimatów przeplatając łagodniejsze dźwięki, z muzyką zdecydowanie ostrzejszą. Kolejny zespół, pochodzący z Olsztyna FRONTAL CORTEX , to najostrzejszy brzmieniowo, festiwalowy punkt programu. Mają na swoim koncie również, jeden debiutancki album – „Passage”, wydany w 2018 roku, dobrze przyjęty przez rodzimych fanów muzyki progresywnej zakorzenionej w ostrzejszych, metalowych brzmieniach. Obecnie pracują nad kolejną płytą. Mogliśmy usłyszeć obiecującą próbkę nowego materiału. Olsztynianie gościli już na wielu progresywnych festiwalach, jednak wystąp na Ino Rocku, to z pewnością dla nich duży prestiż i wyróżnienie.
Pora na gości z zagranicy. Niemiecką grupę RPWL przedstawiać raczej nie trzeba, to ceniona i bardzo lubiana w naszym kraju formacja. I vice versa, zespół lubi koncertować w Polsce, co czyni ku uciesze fanów nader często. Zespół wpadł na pomysł aby uczcić 20 rocznicę, wydając na nowo swój debiutancki album „God Has Failed”, w formie koncertowej. Z wiadomych przyczyń koncerty nie mogły się odbyć, więc nagrali ten materia na żywo bez udziału publiczności. Dopiero teraz mogli naprawdę poświętować jak należy, mając naprzeciw siebie entuzjastyczne grono oddanych fanów, bardzo żywo reagujących na ich muzykę. Podczas koncertu zabrzmiał oczywiście w całości materiał z płyty „God Has Failed -Live & Personal”, ale nie zabrakło również (chyba można tak powiedzieć), największego przeboju – kompozycji „Roses”.
Dużą wartością tegorocznej edycji Ino Rocka, były bez wątpienia świetne kobiece wokale. Na początku swoim głosem oczarowała nas Monika Dejk-Ćwikła, to samo można powiedzieć o zagranicznej gwieździe, która pojawiła się na scenie – EIVØR. Eivør Pálsdóttir, to pochodząca z Wysp Owczych artystka: wokalistka, gitarzystka, autorka tekstów i kompozytorka. Ze swoim zespołem tworzy muzykę, wymykającą się jednoznacznym klasyfikacjom, mieszając ze sobą elementy popu, elektroniki, rocka i folku. To był bardzo żywiołowe, świetne sceniczne show, obok którego nie można było przejść obojętnie. Artystka promowała swoją najnowsza, ubiegłoroczną płytę „Segl”.
Tegoroczny festiwal, to czas jubileuszy, 20-lecie RPWL i taka też liczba na koncie naszej sztandarowej, prog rockowej formacji RIVERSIDE. Występ w Inowrocławiu był przedłużeniem ich trasy koncertowej obejmującej: Gdańsk, Warszawę, Wrocław i Kraków. Warszawska formacja występowała na Ino już kilkakrotnie. I chyba należałoby się zastanowić nad zmianą nazwy z RIVERSIDE na Replacement, bo jak zauważył lider zespołu Mariusz Duda (kierując żartobliwy przytyk w stronę organizatorów), praktycznie za każdym razem grali tutaj w zastępstwie. Jak było w tym roku? Każdy wie ?. Jakkolwiek określenie to będzie się kojarzyć, w tym przypadku była to naprawdę dobra zmiana. Czym różnił się Inowrocławski koncert, od pozostałych? Zapytałem o to osobę , która miała przyjemność przeżywać praktycznie wszystkie koncerty tej trasy. W kwestii repertuaru, tym razem nie zgrali próbki swojej nowej twórczości, kompozycji która tak naprawdę nie ma jeszcze swojej nazwy. W kwestii atmosfery, byli chyba najbardziej wyluzowani, jakby stres związany z koncertową trasą po pandemicznej przerwie, całkiem prysnął. Jeszcze jedna ważna kwestia, zawsze pamiętają o Piotrku Grudzińskim, starając się jego ducha przywołać na scenę. Temu miał właśnie służyć sentymentalny rekwizyt. Maciek Meller, w dwóch kompozycjach zagrał na gitarze Piotrka Grudzińskiego!
INO ROCK FESTIWAL kolejny raz dostarczył nam niezapomnianych przeżyć. Nic tylko, życzyć organizatorom, uczestnikom (w tym również samemu sobie), niezamąconej cykliczności, oraz poziomu, którego zawsze był gwarantem i jak się okazuje nadal jest. Oby doczekał się swojego 20 letniego jubileuszu, podobnie jak RPWL i RIVERSIDE.
Tekst: Marek Toma
Zdjęcia: Jan „Yano” Włodarski
[supsystic-gallery id=36]