2025.04.03 – SBB – Siemianowice Śląskie, SCK

SBB się nie starzeje. Dla muzyków tworzących skład grupy czas najwyraźniej stanął w miejscu. Wciąż grają z energią godną dwudziestolatków. Zupełnie jak pół wieku temu – u progu kariery. Jak oni to robią? Mógłbym wysnuć tezę, że panowie artyści podpisali w młodości przysłowiowy pakt z diabłem – ale akurat w przypadku zespołu pod kierunkiem uduchowionego Józefa Skrzeka możliwość cyrografu jest wykluczona już na wstępie. Niewątpliwie członkowie SBB posiedli moc niedostępną dla zwykłych śmiertelników. I taka właśnie jest ich twórczość – niezwykła.

Niespełna rok temu scena Siemianowickiego Centrum Kultury była świadkiem jubileuszowego koncertu, który miał na celu upamiętnienie 50-lecia publikacji debiutanckiej płyty SBB. Tym razem występ zespołu nie wiązał się z żadną szczególną rocznicą. Nie ma potrzeby stwarzania pretekstu. Obecnie każda okazja do posłuchania grupy na żywo jest wydarzeniem wyjątkowym. Aktywność formacji uzależniona jest wszak od terminarza przylotów Jerzego Piotrowskiego z USA. Zresztą pozostała dwójka też pozostaje aktywna zawodowo. Zarówno Józef Skrzek jak i Apostolis Anthimos nie narzekają na brak propozycji w ramach swoich projektów indywidualnych. Spotkanie całej trójki to sentymentalna przygoda koleżeńska. Ale dla fanów legendy – święto.

Jedną z cech, które czynią ten zespół wyjątkowym jest nieprzewidywalność repertuarowa. SBB nie ma w zwyczaju układania stałej „set listy” na całą trasę. Trio nigdy nie zagrało dwóch identycznych koncertów. Siemianowicki występ otwarła zatem spontaniczna, kilkunastominutowa improwizacja oparta na kosmicznym motywie klawiszowym. Chwilę później lider sięgnął już po gitarę basową. Wybrzmiał ikoniczny „Odlot”, zwieńczony dziką solówką przesterowanego basu. A skoro już instrument był w użyciu, logicznym następstwem okazało się wykonanie „Rainbow Man”. W kilku ciepłych słowach Józef Skrzek wyraził radość z występowania „na ojcowiźnie”, po czym powrócił za klawiaturę. Suita „Going Away” zaprezentowana została w całości – od delikatnego wprowadzenia „Freedom With Us” aż do jazgotliwego solo na mini-moogu w zamykającym dzieło motywie „(Żywiec) Mountain Melody”. Pozostając przy żelaznej klasyce zespół wyciągnął po chwili kolejnego asa z rękawa – „Memento z banalnym tryptykiem”. Apostolis Anthimos nie odgrywa na koncertach słynnej solówki z finału kompozycji w wersji płytowej. Za każdym razem tworzy ją od nowa. Tak było również tym razem.

Nie można wyobrazić sobie recitalu SBB bez długiej solówki perkusyjnej Piotrowskiego. Pan Jerzy znów udowodnił, że w swoim fachu jest niedoścignionym wzorem. Po kilkunastu minutach solo przerodziło się w duet. Za stojącym z boku sceny mniejszym zestawem bębnów zasiadł bowiem Apostolis. To już taka tradycja. Panowie trochę się wymieniają, trochę uzupełniają a na końcu grają jeden wspólny rytm. Wreszcie dołącza Skrzek. Następuje największa niespodzianka repertuarowa wieczoru – piosenka „Follow My Dream”, dawno nie wykonywana na żywo, tutaj w dodatku zaaranżowana w rytmie ocierającym się o reggae. Powrotem do bluesowych korzeni zespołu jest z kolei „Born To Die”. Potem ikoniczny motyw klawiszowy na moogu, czyli „Walking Around The Stormy Bay”. Wielki finał to oczywiście „Z których krwi krew moja”.

Na koncert zjechali fani z różnych stron kraju. Żarliwe oklaski i owacja na stojąco to w tej sytuacji rzecz oczywista. W efekcie SBB bisuje aż trzykrotnie. Wpierw kolejna dynamiczna improwizacja, następnie ballada „Pieśń stojącego w bramie”. Trzecim bisem – i tym razem już naprawdę zamknięciem koncertu – okazał się być spontaniczny motyw z wykorzystaniem często przywoływanego przy improwizacjach tekstu „Red Joe”. W grze muzyków nie wyczuwa się rutyny. A nawet jeśli zdarzały się drobne wpadki – praktycznie ledwo wyczuwalne dla mniej osłuchanych fanów – to dodawały tylko temu występowi autentyzmu. Podnosiły jego wiarygodność. Tu nikt nie wspomaga się samplami i innymi bezdusznymi wynalazkami współczesnej technologii. Tu wszystko jest prawdziwe.

Dwie i pół godziny obcowania z niełatwą, ale przez to ujmująco piękną muzyką upłynęło jak przysłowiowe mgnienie oka. Trudno pisać o tak niezwykłym koncercie bez popadania w patos. Tym razem też się nie powstrzymam. SBB to perła rodzimej kultury. Kolektyw niezwykłych artystów. Dostąpiłem zaszczytu podziwiania tej nietuzinkowej grupy wielokrotnie. Chciałbym wierzyć, że siemianowicki występ w SCK był tylko kolejnym przystankiem na długiej drodze, którą ten wybitny zespół ma jeszcze przed sobą.

Michał Kass

Składam specjalne podziękowania dla szefostwa Siemianowickiego Centrum Kultury za możliwość uczestnictwa w tym wyjątkowym koncercie.

Dodaj komentarz