Kato Blues Faces to miejsce niezwykłych wydarzeń. Ten niewielki, usytuowany w samym centrum Katowic obiekt coraz mocniej walczy o palmę pierwszeństwa wśród śląskich klubów muzycznych. Mimo iż – de facto – klubem nie jest. Już drugi sezon dzielnie łączy rolę multimedialnej wystawy upamiętniającej ikony rodzimej sceny bluesowej z placówką, gdzie historia ta ma swój ciąg dalszy w formie dla muzyki najwłaściwszej – koncertów na żywo.
W ciepły, środowy wieczór u progu kwietnia miejsce to odwiedził sam maestro Jerzy „Keta” Piotrowski. Legendarny perkusista najbardziej kojarzony jest oczywiście z grupą SBB, ale ma on na koncie współpracę z tak ogromną rzeszą innych polskich artystów, że samo ich wymienianie wypełniłoby resztę niniejszego tekstu. Bez wątpienia postać wielkiego formatu i ciesząca się zasłużonym szacunkiem słuchaczy oraz ludzi z branży muzycznej. Czasem lubi się nam pokazać od mniej oczywistej strony. W gościnne progi Kato Blues Faces zawitał już zresztą po raz drugi. Poprzednią okazję do spotkania z Mistrzem mieliśmy w połowie listopada ubiegłego roku. Oba wydarzenia mają kilka elementów wspólnych – ale też kilka różnic. Nic dwa razy się nie powtarza. Jak to w życiu bywa.
Na pewno najważniejszą różnicą między koncertem listopadowym a kwietniowym jest lepsze wyważenie proporcji części słownej w zestawieniu z częścią muzyczną. Event jesienny był niestety trochę „przegadany”. Sympatyczna skądinąd pani redaktor Ola Szatan prowadząca wówczas spotkanie z artystą postawiła akcent na pierwszy składnik wieczoru, czyli wywiad z panem Jerzym. W efekcie niewiele zostało już czasu na to, co fanów interesowało bardziej, czyli możliwość posłuchania perkusisty w akcji. Tym razem zachowano na szczęście zdrowy umiar. Zarówno otwierająca wydarzenie Beata Cieślak jak również przepytujący naszego gościa dr Jacek Kurek ograniczyli swoje wypowiedzi do niezbędnego minimum. Niepodzielnie królowała zaś muzyka.
Oczywiście występ Jerzego Piotrowskiego to nie tylko sama perkusja. Nasz bohater najlepiej czuje się w otoczeniu innych muzyków. Wspólnym elementem obu koncertów w Kato Blues Faces był więc udział basisty Mirosława Rzepy i gitarzysty Grzegorza Kapołki – aczkolwiek ten drugi pojawił się jako niezapowiedziany wcześniej gość i to dopiero w drugiej części występu. Bardzo istotnym dodatkiem podczas recitalu kwietniowego było pojawienie się w składzie dwóch panów Krzysiów – Krzysztofa Głucha na klawiszach i jego syna Krzysztofa Głucha Juniora na gitarze. A już absolutna wisienka na torcie to – nomen omen – „łapiąca” za mikrofon Agnieszka Łapka. Iście gwiazdorska konstelacja czołowych postaci regionalnej sceny bluesowej.
Skład ten uprzyjemnił nam wieczór aż trzykrotnie. Ich aktywność sceniczna przedzielona została rozmową z panem Jerzym, podczas której pojawiła się też możliwość zadawania pytań z sali. Słuchanie wypowiedzi Piotrowskiego to taka sama przyjemność, jak podziwianie jego popisów za bębnami. Ujmująca kultura osobista, skromność, celne spostrzeżenia i dowcipne puenty. Urodzony gawędziarz!
Powód drugiej pauzy między muzykowaniem był natomiast bardziej smakowity – i to całkiem dosłownie! Oto bowiem przy gromkim odśpiewaniu okolicznościowego „Sto Lat” w ręce Jerzego Piotrowskiego trafił imponujący tort. Tak się wszak sympatycznie złożyło, że kilka tygodni wcześniej nasz zasłużony instrumentalista obchodził swoje urodziny. Aż trudno uwierzyć, że już siedemdziesiąte piąte! Wzruszony jubilat pokroił tort i mogę zaświadczyć, że wystarczyło po kawałku dla każdego z obecnych na koncercie.
Część muzyczna początkowo oscylowała – znowu mimowolna zbieżność słowna – z dźwiękami uprawianymi na co dzień przez grupę Oscilate, której członkami są obaj panowie Głuch i Agnieszka Łapka. Pan Jerzy z miejsca wpasował się w ten klimat. Im dłużej jednak grali, tym bardziej dźwięki zaaranżowane ustępowały miejsca żywiołowej improwizacji. Jej apogeum nastąpiło zaś z chwilą dołączenia Grzegorza Kapołki. Przez niemal 70 minut muzykowania obcowaliśmy z mieszanką bluesa, jazzu, rockowej awangardy – i kto wie czego jeszcze – na światowym poziomie. Niewątpliwie jesteśmy szczęściarzami, mając takich artystów na przysłowiowe wyciągnięcie ręki. Takie rzeczy – tylko w Kato Blues Faces!
Michał Kass
