2025.03.26 – PINK FLOYD HISTORY –  Katowice. Międzynarodowe Centrum Kongresowe.

Możliwość zobaczenia oryginalnego PINK FLOYD, raczej minęła bezpowrotnie. Ostatnia taka okazja nadarzyła się 7 września 1994r. w Pradze. Do dzisiaj nie mogę sobie wybaczyć, że z tej okazji nie skorzystałem.  Co prawda widziałem muzyków Pink Floyd, czy to Rogera Watersa czy Nicka Masona grających utwory Pink Floyd, jednak trzeba przyznać że to tylko namiastka. Oczywiście namiastką (ale już nie pierwszy raz się okazało, że bardzo przyjemną), jest chłonięcie floydowej spuścizny muzycznej na żywo, dzięki tribute bandom. Jeżeli chodzi o formacje coverujące muzykę Floydów, jest ich na rynku muzycznym wyjątkowo dużo. Miałem przyjemność oglądać zarówno ten chyba największy i najbardziej popularny, czyli  Australian Pink Floyd, czy zdecydowanie bardziej kameralny niemiecki RPWL, a także nasz rodzimy Another Pink Floyd. Do tego zacnego grona, po środowym wieczorze w Międzynarodowym Centrum Kongresowym w Katowicach, mogę dopisać włoski Pink Floyd History.

Katowicki koncert był pierwszym z pięciu w naszym kraju, zorganizowanych przez bydgoską Agencję Koncertową Art Muza. Włoski zespół tegoroczną trasą koncertową zamierzał uczcić 50 rocznicę wydania albumu „Wish You Were Here”, wiec można było się spodziewać, że znaczną część koncertowej set listy, zajmą kompozycje z tego właśnie jubileuszowego albumu.  Zanim muzycy pojawili się na scenie z głośników rozbrzmiewały efekt dźwiękowe odlatującego śmigłowca, szumu fal, szczebiotu mew… Potem na charakterystycznym okrągłym ekranie pojawiła się sylwetka Syda Barretta, szalonego diamentu, bez którego nie byłoby grupy Pink Floyd.  Na początku zabrzmiały wiec pierwsze części „Shine on You Crazy Diamond”, a potem kolejno dalsze kompozycje jubileuszowego, legendarnego albumu: „Welcome to the Machine”, „Have a Cigar”, „Wish You Were Here” i finałowe części „Shine on You Crazy Diamond”. Kolejną okazją do świętowania, była 60 rocznica powstania zespołu, więc nie mogło w dalszej części koncertu zabraknąć sztandarowych pozycji z bogatej spuścizny tej klasycznej formacji. I tutaj jak dla mnie miła niespodzianka, bo Włosi sięgnęli nawet do samych początków, a wiec pierwszej płyty „The Piper at the Gates of Dawn”, by brawurowo odegrać kompozycję „Astronomy Domine”. Mocarnie  zabrzmiało również „One of These Days” i „Fearless” z „Meddle”. I powrót do  czasów bardziej nam współczesnych i kolejnej ikony rocka – „The Dark Side Of The Moon”, z którego usłyszeliśmy tego wieczoru już mniej chronologicznie: „Money”, „The Great Gig in the Sky” i „Brain Damage” i „Eclipse”. Kolejny album wzięty na tapetę to „Animals”, dzięki kompozycji „Sheep”. Nie mogło oczywiście zabraknąć fragmentów „The Wall”. Na ten wieczór Włosi wybrali: „The Happiest Days of Our Lives”, „Another Brick in the Wall, Part 2”, „Empty Spaces” i „Young Lus”. Podstawową, koncertową część zamknął „On the Turning Away”. Nie wiem czy to była sugestia, że już pora kłaść się do łóżek, jak sugeruje okładka płyty „A Momentary Lapse of Reason”? Zanim  mogliśmy się rozejść do swych łóżek, był jednak krótki bis, przed którym nastąpiła prezentacja składu Pink Floyd History a potem już finalnie zabrzmiał „Comfortably Numb”.

Duża zaletą tego muzycznego show, było to co najważniejsze – świetne nagłośnienie, jak również  aspekt wizualny. Barwne wizualizacje nie siliły się na ślepe kopiowanie tych oryginalnych, jakie pojawiały się podczas koncertów Pink Floyd. Włosi mieli tutaj własną inwencję twórczą. Przeważały wątki przyrodnicze i kosmiczne, ale znalazły się również motywy najbardziej nam współczesne, kiedy na tle działań wojennych pojawiły się sylwetki Trumpa, Putina i Zełenskiego.

Nawiązując do koncertów The Australian Pink Floyd,  które jak pamiętam, oglądało się, monumentalny pomnik postawiony tej grupie. Włosi podeszli do tematu z większym luzem. Pierwowzór oczywiście traktują z dużym szacunkiem, ale wprowadzają do swoich wersji więcej własnej inwencji, co nadaje tym kompozycjom pewnej świeżości. Oglądając Pink Floyd History na żywo ma się wrażenie, jakby wykonywali swoje własne kompozycje, a nie utwory swoich wielkich idoli. Była to czwarta wizyta włoskiego tribute bandu w Polsce, jednak po raz pierwszy mogli zagrać w Katowicach.

Marek Toma

Dodaj komentarz