Obecna trasa Udo Dirkschneidera, ma za zadanie celebrację 40-lecia wydania albumu „Balls To The Wall” ACCEPT. Zapowiadano więc, że ten album zostanie zagrany w całości przez ekipę zebraną pod nazwiskiem wokalisty. W naszym kraju zaplanowano dwa koncerty w ramach tej trasy i powiem wam, że bardzo cieszę się, że zdecydowałem się uczestniczyć w tych urodzinach.
Najpierw jednak na scenie miał pojawić się zespół All For Metal. Grupa para się powermetalem i na pograniczach pastiszu sięga do tych najbardziej obciachowych czasów. Wokaliści wypuszczeni dopiero co z siłowni, prężą muskuły, machają mieczami i młotami, ale za to dzielą miedzy sobą niskie i wysokie wokale. I robią to bardzo dobrze. Sekcja w nieco bardziej nowoczesnej, powiedziałbym industrialnej konwencji z maskami na twarzach, no i naprawdę dobre gitarzystki. Znałem ostatni album zespołu, ale to w jaki sposób wypadli na scenie był dla mnie pozytywnym zaskoczeniem. Kompletnie bez kompleksów, z luzem i przymrużeniem oka odegrali swoje misterium, a wśród publiczności mieli sporo zwolenników. Mimo tego, że nie pokazałbym się na mieście w ich koszulce (a kiedyś miałem koszulkę Manowar 😉 ) to muszę powiedzieć, że ten koncert pozostawił mnie w doskonałym nastroju.
Fiński Crownshift trochę nie pasował do tej układanki. Grają bardziej nowocześnie. Ni to metalcore, ni to melodeth. Ale fani obu tych konwencji mogli znaleźć w ich muzyce wiele dla siebie. Przygotowałem się wcześniej i również ich repertoire nie był mi obcy. Owszem, moje klimaty, ale chłopaki nie zrobili show. Grali swoje, a muzyka była naprawdę zacna. Trochę zbyt agresywne światła powodowały, że zapragnąłem mieć czapkę z daszkiem. Wokalista uskarżał się na problemy z gardłem, być może dlatego zespół zdecydował się zagrać jeden instrumental. Niezłe gitarowe granie, z nienachalnymi klawiszami (niestety z komputera), i charakterystyczny chrypiący głos. Muzycznie – nazwa warta zapamiętania. Dobry stuff – pewnie niejeden uczestnik koncertu wróci do tych utworów.
Kiedy sprzęt suportów został uprzątnięty, scenę zdominowała wielka płachta informująca o 40-leciu „Balls to the Wall”. Na szczęście stylizowana na okładkę nowej wersji (brrr, uwierzycie że to okładka sprawiała, że przez lata trzymałem się z daleka od tej płyty?). Za sceną za to ustawiono ściany reflektorów. Jeszcze przed koncertem budziły respekt. Do Udo Dirkschneidera, dołączył basista Accept Peter Baltes, niektórzy śmieją się, że więcej w nich Accept niż w oryginalnym zespole. Wsparci przez młodą ekipę, grają pod brandem nazwiska wokalisty już od jakiegoś czasu, ale mnie istnienie dwóch takich zespołów kompletnie nie przeszkadza. Może i frekwencja była nieco niższa niż podczas jesiennej wizyty Accept w Krakowie, ale powiem wam, że chyba bawiłem się jeszcze lepiej. Koncert zorganizowany jest w ten sposób, że najpierw dostajemy set typu greatest hits… i naprawdę każdy z tych kawałków powoduje chęć wyrwania się do młyna, tańczenia i skakania. Zresztą to było udziałem krakowskiej publiczności. Mosh-pit uformował się pod koniec pierwszego utworu i zelżał chyba tylko na ballady. „Metal Heart” zaśpiewane przez Udo powoduje ciarki na plecach – zawsze! Pierwszą część setu zakończyła ballada zaśpiewana przez Petera i kiedy wydawało się, że to była najlepsza część wieczoru, utwory z „Balls to the Wall” wyprowadziły wszystkich z błędu. Ten zestaw kawałków wydaje się stworzony do odegrania cięgiem. Było widać jak te kawałki krzesały energię wśród tłumu. Ale też pojawiało się wzruszenie. Na środku sali bawili się młodzi adepci metalowej sztuki, razem z tymi, którzy młodzi byli kiedy wyszedł celebrowany „Balls to the Wall”. To było prawdziwe metalowe święto. Na koniec otrzymaliśmy jeszcze trzy kawałki i ten set Accept zakończył się po niemal dwóch godzinach. Największe zaangażowanie w chórki udało się uzyskać chyba podczas „Princess of the Dawn”, rozpoczynającego bis. Ale podczas większości utworów publiczność była skora do wykrzykiwania i śpiewania refrenów. Byłem tak pozytywnie nastawiony, że miałem ochotę napisać, że to był najlepszy koncert Accept jaki widziałem (ale pewnie zaraz ktoś by mnie wypunktował ile ich widziałem 😉 ).
Jeśli jeszcze ktoś się zastanawia, czy wybrać się na dzisiejszy koncert do Warszawy, to moi mili – niech to będzie pytanie z gatunku retorycznych. Nie przegapcie tych urodzin! Wczoraj było genialnie. Chłopaki są w wyśmienitej formie, a show spełni oczekiwania każdego.
Piotr Spyra