2025.02.04 – PANTERA – Kraków, Tauron Arena

250204-Pantera-krk

Wtorkowy występ grupy Pantera w krakowskiej Tauron Arenie to już druga wizyta Amerykanów w naszym kraju na przestrzeni ostatnich dwóch lat. Cieszy fakt, że ojcowie groove metalu wpisali Polskę na listę miejsc, do których warto przyjeżdżać. A tym bardziej – warto tu wracać. Nieprzebrany tłum fanów ciężkiego grania stanowił wystarczający dowód na to, że polscy słuchacze są wciąż nienasyceni obecności legendarnego już zespołu. Zwłaszcza, że nie mieli okazji nacieszyć się grupą w latach jej największych sukcesów. U schyłku ubiegłego wieku o przyjeździe Pantery do Polski można było co najwyżej pomarzyć. Potem natomiast nastąpił ciąg tragicznych zdarzeń, który na wiele lat przekreślił szansę na powrót zespołu do aktywności koncertowej.

No właśnie. Reaktywacja grupy oraz jej obecny skład wciąż budzi wiele kontrowersji w gronie najbardziej zagorzałych czcicieli formacji. Bo czy wypada używać ikonicznego szyldu, gdy w zespole brak jest obu jego współzałożycieli? Zarówno perkusista Vinnie Paul Abbot jak i jego młodszy brat – gitarzysta „Dimebag” Darrell Abbott – już nie żyją. Aktualne wcielenie obejmuje więc pozostałą dwójkę najsłynniejszego składu – wokalistę Phila Anselmo oraz basistę Rexa Browna. Zaprosili oni na pokład dwóch niezwykle cenionych instrumentalistów. Za perkusją zasiadł Charlie Benante, znany głównie z bębnienia w Anthrax. Posadę gitarzysty objął natomiast nie kto inny jak sam Zakk Wylde, szef Black Label Society i wieloletni nadworny wioślarz Księcia CiemnościOzzy’ego Osbourne’a! Jeśli jest na tej planecie ktokolwiek, kto mógłby godnie zastąpić nieodżałowanego Dimebaga, to Zakk z pewnością wydaje się być najlepszym kandydatem na to stanowisko.

Zgodnie z ustaleniami artystów przywrócenie zespołu do życia ma mieć wyłącznie charakter sceniczny. Tym samym wykluczono ewentualność publikacji nowej płyty z premierowym materiałem. Poniekąd pretekstem powrotu Pantery na scenę była chęć uczczenia pamięci braci Abbot, aczkolwiek niebagatelny aspekt finansowy całego przedsięwzięcia nie był tu zapewne bez znaczenia. Faktem jest, że zarówno pierwsza wspólna trasa sprzed dwóch lat – jak również ta bieżąca – cieszą się ogromnym zainteresowaniem. Przestronna krakowska hala Tauron wypełniła się niemal po sufit. Wśród przybyłych dostrzec można było zarówno takich, dla których Pantera jest miłym wspomnieniem licealnych czasów, jak również tych, którzy poznali twórczość amerykańskiego bandu całkiem niedawno. Czyli zrobiło się międzypokoleniowo i sentymentalnie. Na plus odnotować muszę selektywne nagłośnienie podczas imprezy. Wprawdzie po koncercie spotkałem się z różnymi opiniami na ten temat, aczkolwiek ja absolutnie nie mam tutaj żadnych zastrzeżeń. Może to kwestia miejsca, z którego oglądało się występ. Z mojego krzesełka wszystko brzmiało wybornie.

Jako rozgrzewkę przed pojawieniem się gwiazdy wieczoru przewidziano występ aż dwóch grup supportujących. Niestety – nie jestem w stanie napisać nic dobrego ani złego na temat pierwszej z nich. Krakowskie służby drogowe skutecznie opóźniły moment mojego wkroczenia do sali koncertowej i w tym czasie amerykańska punk metalowa formacja Child Bite schodziła właśnie ze sceny. A szkoda, bo wcześniejsze zaznajomienie się z ich dokonaniami studyjnymi sugerowało, że mógł to być interesujący pokaz. Tymczasem nazwę Child Bite zapamiętam głównie z koszulki Phila Anselmo, jako że frontman Pantery dumnie prezentował się w Krakowie w takim właśnie t-shircie.

Nieco więcej mogę za to wspomnieć o drugim z zespołów poprzedzających danie główne. Był nim pochodzący z Teksasu thrash metalowy Power Trip. Ta istniejąca od kilkunastu lat grupa ma z Panterą oprócz miejsca pochodzenia jeszcze jeden wspólny mianownik – również usiłuje się otrząsnąć po tragicznej śmierci kolegi ze składu. Obecna trasa koncertowa to ich pierwsze publiczne występy po stracie wokalisty Ryley’a Gale. Tymczasowo zastępuje go Seth Gilmore. Na niespełna czterdziestominutowy set Power Trip złożyły się głównie kompozycje z ich drugiego i jak dotychczas ostatniego albumu „Nightmare Logic”. Było zatem ciężko, szybko i dziko, co potęgował złowieszczy growling nowego frontmana. Ochoczo zachęcał też fanów pod sceną do pogowania, co spotkało się z pozytywnym odzewem tychże.

Wreszcie punktualnie o 21:00 na scenie zainstalowała się Pantera. Zaprezentowany tego wieczoru zestaw utworów stanowił wybór najbardziej znanych dokonań Teksańczyków. Nikogo nie zdziwiło zapewne, że najwięcej reprezentantów miał tu album „Vulgar Display Of Power”. Wszak to on właśnie uczynił z Pantery w latach 90-tych mega gwiazdę gatunku. Już na otwarcie popłynął więc „A New Level” a tuż po nim „Mouth For War”. W dalszej kolejności zabrzmiały „Strength Beyond Strength” i „Becoming” z pamiętnego krążka „Far Beyond Driven”. I taka właśnie żonglerka pomiędzy tymi dwoma płytami obowiązywała już do końca koncertu, z rzadka doprawiana czymś z pozostałych późnych albumów – gdyż grupa nie ma w zwyczaju sięgać do repertuaru ze swych lat szczenięcych.

Pantera w wydaniu współczesnym to wciąż sprawna maszyna koncertowa. Charlie Benante serwuje precyzyjne rytmy, Rex Brown tworzy gęste basowe tło pod szybkostrzelne solówki i ultra-ciężkie riffy gitarowe Zakka Wylde’a. A Phil Anselmo? No cóż, w jego głosie słychać nieubłaganie, że od złotej epoki zespołu dzieli nas trzydzieści lat. Wciąż potrafi wprawdzie mocno zakrzyknąć, gdy wymagają tego bardziej drapieżne partie wokalu, ale w momentach czystego śpiewu znacznie odstaje to od dźwięków, które pamiętamy z płyt. Z groźną miną na twarzy nadal pozuje jednak na największego łobuza w okolicy. I jest w tym całkiem autentyczny – jak na gościa dobiegającego powoli sześćdziesiątki.

Miłym akcentem podczas numeru „Floods” było wyświetlenie na telebimie specjalnie spreparowanego kolażu ujęć nieobecnych braci Abbot. Phil poprosił potem o wielką owację dla Dimebaga i Vinniego. Często wchodził zresztą w interakcję z publicznością, zachęcając do skandowania refrenów. Tak było chociażby w słynnym „Walk”. Po nim usłyszeliśmy jeszcze „Domination” oraz ikoniczne „Cowboys From Hell” i był to zarazem koniec zasadniczej części ich występu. Na bis przewidziano pamiętny „Fucking Hostile” oraz sporadycznie wykonywany na tej trasie „Yesterday Don’t Mean Shit”. Wydłużyli tym samym swój zwyczajowy czas występu. Najwyraźniej musieli bawić się w Krakowie równie dobrze, co tłum po drugiej stronie barierek.

Tekst: Michał Kass

Zdjęcia: Michał Kass, Piotr Spyra, Marek Toma.

Dodaj komentarz