Od premiery nowego albumu Evergrey upłynęło już nieco czasu, ale jak się okazało polskich fanów w dalszym ciągu elektryzuje to wydarzenie. Drugi z polskich koncertów obecnej trasy odbył się we wtorkowy wieczór w krakowskim Kwadracie, a klub nawiedziła publiczność głównie poubierana w odzież z logo szwedzkiego zespołu. Pierwsze pozytywne zaskoczenie to wyposażenie stoisk z merchem. Zarówno fani gwiazdy wieczoru mieli okazje uszczuplić portfele (a ceny tak po prawdzie były okazyjne), ale suporty też przywiozły ze sobą nieco gratów. U nich na stoiskach ruch zagęścił się tuż po występach.
Pierwszą kapelą, która pojawiła się na scenie tego wieczoru był prog/power metalowy Virtual Symmetry. I dla jednych może był to występ sztampowy dla gatunku, ale mnie ich muzyka bardzo przypadła do gustu. Chłopaki byli naprawdę nieźle nagłośnieni, scena z dwoma zainstalowanymi telewizorami robiła robotę. A na nich pojawiały się wizualizacje i fragmenty klipów. Całkiem przyzwoicie jak na otwieracz.
Zreflektowałem się że znam z widzenia lidera formacji… po zajrzeniu w archiwa okazuje się że Marco Pastorino znany jest przecież z Temperance, oraz jeśli o moje klimaty chodzi – to były wioślarz Secret Sphere. Wracając do koncertu. O ile jeszcze przy pierwszych dźwiękach ich koncertu na sali hulał wiatr, tak zwabieni fajnymi utworami słuchacze schodzili się z biegiem setu. Ja byłem na tyle ukontentowany, że niezwłocznie po koncercie udałem się na zakupy na stoisko zespołu. Zespół promował przedpremierowo nową płytę, którą można było tego wieczoru nabyć i uzyskać autografy.
Klogr z kolei zaprezentował się od strony wizualnej i koncepcyjnej o jeden, a może i dwa poziomy wyżej. Może ich muzyka nie porywała mnie tak bardzo jak poprzedników, ale robili wrażenie. I wizualizacje na wspomnianych telewizorach były bardziej okazałe i chłopaki wyglądali „bardziej”. Ich występ wydawał się misternie przygotowany i bardziej poważny, bo utwory traktowały o problemach społecznych, ekologii… i poparte były szokującymi obrazami. Sprawiło to, że ich nazwa na dłużej zagości w świadomości wielu słuchaczy. Może to ich zasłucha, a może nieuchronna bliskość koncertu gwiazdy wieczoru, ale pod sceną znacznie się zagęściło podczas drugiego koncertu.
Evergrey nie bez powodu w czasówce koncertowej miał trochę więcej czasu na przemeblowanie. Faktycznie scena zmieniła się nie do poznania. Spore ekrany tworzące tryptyk, które wyświetlały momentami jeden obraz w innych chwilach osobne napisy, lub robiły za dodatkowe oświetlenie – sprawdziły się kapitalnie. Klawisze i perkusja ustawione bokiem do publiczności to również swego rodzaju niespotykany zabieg. A pojawienie się kapeli na scenie spowodowało wybuch euforii. Nieprawdopodobne było zaangażowanie publiczności w odśpiewywanie i skandowanie chórów. A utworów z tego typu zabiegami było tego wieczoru co nie miara. Nawet w pewnym momencie zacząłem podejrzewać, że to było jedno z kryteriów doboru setlisty. Właściwie nie powinienem być zdziwiony, kiedyś nawet rozmawiałem o tym z Tomem Englundem. Zespół po pandemii chyba odbudowuje popularność najnowszych albumów, ponieważ to głównie z ostatnich (powiedzmy) pięciu płyt ułożony był set. I niby świetnie się bawiłem ale w sumie byłem tym doborem rozczarowany. Kiedy bis rozpoczął „Touch of blessing” – z jakimś dyskotekowym raczej rytmem za wstępniaka, na ekranach pojawiły się wizualizacje z pierwszych płyt – i wówczas zacząłem sobie wyobrażać czego zabrakło tego wieczoru na scenie. I niby liczyłem na sięgnięcie w archiwa w ramach bisów… ale czy „King of Errors” można traktować jak klasyk?
Evergrey zagrał przyzwoite półtorej godziny. Ich oprawa sceniczna była kapitalna, ale obiektywnie rzecz biorąc, nie byli zbyt dobrze nagłośnieni. Przyznam ze suporty brzmiały bardziej selektywnie. Tutaj sekcja robiła zbyt dużą ścianę. Zaskakująco dobrze było słuchać solówki, ale gitary rytmiczne i klawisze już mniej.
Jako fan zespołu muszę przyznać, że biorę taki stan rzeczy w ciemno. Czy zespół zaserwuje przekrojówkę, czy skupi się na jakimś wycinku twórczości – ja bardzo chętnie zawsze wybiorę się na ich koncert. Bywałem też na gorzej nagłośnionych koncertach Evergrey. Ten wieczór zostawił trochę niedosytu. Ale możliwe że że finałem historii jest to, że tym chętniej będę czekał na ich kolejną wizytę w naszym kraju.
Piotr Spyra