Bydgoska „Kuźnia” powoli staje się monopolistą w dziedzinie organizacji koncertów spod znaku ambitnej rockowej klasyki. Doprawdy trudno zliczyć, ilu ciekawych artystów mieliśmy już okazję obejrzeć w ostatnich miesiącach – właśnie za przyczyną tego promotora. Warto wspomnieć chociażby o Soft Machine, Focus, SBB czy David Cross Band, ale było tego dużo więcej. I równie wiele widnieje jeszcze w zapowiedziach. Tymczasem do listy legendarnych nazw dopisujemy właśnie Gong.
Zaliczana do nurtu „brytyjskiej sceny Canterbury” grupa zaskarbiła sobie szacunek głównie wśród fanów niekomercyjnego podejścia do sztuki. Istnieje – z przerwami oczywiście – ponad pół wieku! W tym czasie przewinęło się przez jej skład wielu cenionych instrumentalistów. Miłośnicy rocka progresywnego upodobali sobie zwłaszcza okres, gdy z zespołem współpracował gitarzysta Steve Hillage.
Założycielem oraz głównym twórcą repertuaru był nieobliczalny wizjoner – wokalista i gitarzysta Daevid Allen. Niestety od niemal dekady artysty nie ma już pośród żywych. Przed śmiercią zdążył jednak wyrazić życzenie, aby grupa istniała nadal. Członkowie ostatniego składu towarzyszącego Allenowi kontynuują zatem jego dzieło. Obecnie pod szyldem Gong udzielają się: gitarzysta i wokalista Kavus Torabi, basista Dave Sturt, saksofonista Ian East, gitarzysta i wokalista Fabio Golfetti oraz perkusista i wokalista Cheb Nettles. Zamiast osiąść na laurach i odtwarzać na żywo stary materiał cały czas komponują i nagrywają płyty wypełnione premierową, intrygującą muzyką. I właśnie w ramach promocji najnowszego albumu „Unending Ascending” pojawili się na czterech koncertach w naszym kraju.
Katowicki występ w Kinoteatrze Rialto był ostatnim przystankiem polskiego etapu bieżącej trasy koncertowej. Komfortowa sala nie zgromadziła niestety tym razem kompletu publiczności. Cóż, niedzielny listopadowy wieczór nie każdego wszakże potrafi zmotywować do opuszczenia ciepłego mieszkanka. Ci, którzy jednak zdecydowali się pofatygować, na pewno nie pożałowali swojej decyzji.
Punktualnie o 20:00 na ogromnym ekranie za sceną rozbłysły fantazyjne iluminacje a z garderoby wyłoniła się piątka muzyków. Bez hucznych zapowiedzi – za to przy gromkich brawach – przystąpili do działania. Na niemal dwie godziny zabrali nas w prawdziwą psychodeliczną podróż do krainy światła i dźwięku. Uwagę przykuwał zwłaszcza – pełniący obecnie obowiązki nowego szefa zespołu – pełen wigoru Kavus Torabi. Z wyglądu łudząco przypomina on Syda Barretta z czasów, gdy pierwszy lider Pink Floyd nie zdążył jeszcze pogrążyć się w narkotycznym samozatraceniu. Inspiracji Barrettem i szalonymi dźwiękami rodem z „The Piper At The Gates Of Dawn” szukać należy także w obecnie proponowanej przez Gong muzyce. To akurat tłumaczyłbym z kolei obecnością w składzie drugiego z gitarzystów – pana Fabio Golfetti’ego. Może nie wszyscy wiedzą, ale przez wiele lat współtworzył on brazylijską grupę Violeta de Outono, która specjalizowała się w odtwarzaniu na koncertach dorobku wczesnego wcielenia Pink Floyd, zdominowanego kompozytorsko właśnie przez Syda Barretta. No i teraz wszystko jasne!
Na plus dla członków obecnej wersji Gong trzeba dopisać, że podczas koncertów skupiają się głównie na prezentacji materiału współczesnego. Lwią część katowickiego koncertu wypełniły bowiem utwory z „Unending Ascending”. Już na otwarcie popłynęło „My Guitar Is a Spaceship” a chwilę potem również „All Clocks Reset”. Silną reprezentację miał także pierwszy nagrany po śmierci Allena album „Rejoice! I’m Dead!”, z którego usłyszeliśmy nie tylko numer tytułowy ale też dynamiczny „Kapital” i tajemniczy „Through Restless Seas I Come”. No dobrze – a co z dawnym Gongiem? Też był. Porywająca mantra i moment, gdy część słuchaczy powstała z krzeseł, aby poruszać się do szalonego rytmu, to właśnie „IAO Chant and Master Builder” z pamiętnego albumu „Gong est Mort”. Emocje zawędrowały niemal pod sufit.
Kavus Torabi dowcipnie wspomniał między utworami zeszłoroczny przyjazd grupy na Summer Fog Festival do Spodka. „Wtedy było ciepło, dzisiaj jest zimno”. Miał oczywiście na myśli kwestie meteorologiczne. Bo wewnątrz Rialta było bardzo ciepło! Wręcz niesamowicie gorąco! Temperaturę podtrzymały kolejne dźwięki z ostatniej płyty – „Ship of Ishtar” i zagrany na zamknięcie setu podstawowego „Choose Your Goddess”. Rozochocona publiczność szybko wywołała artystów na bis. Zespół zakończył więc spotkanie z nami przy dźwiękach „Insert Yr Own Prophecy”.
Był to koncert z gatunku wyjątkowych. Popis niezwykłych umiejętności wirtuozerskich poparty doskonałą akustyką obiektu i zmysłową grą świateł. Prawdziwe święto dla fanów rockowej sztuki nieoczywistej. Jeśli ktoś jeszcze powątpiewa, czy sens ma działalność zespołu Gong pomimo nieobecności jego założyciela – katowicki spektakl stanowił jedyną słuszną odpowiedź.
Michał Kass
Organizatorem koncertu była firma Kuźnia https://www.klubkuznia.pl/