Po dwuletniej nieobecności Wrocław ponownie gościł ikonę amerykańskiego death metalu Cannibal Corpse. Już poprzedni występ ekipy zza oceanu zapełnił klub A2 po brzegi, lecz tym razem towarzyszyli jej inni, wyborni przedstawiciele ciężkiego grania, czyli Immolation, Municipal Waste i Schizophrenia. W tym czerstwym koncertowo mieście, impreza tej rangi wzbudziła olbrzymie zainteresowanie, zwłaszcza, że ten skład zawitał tylko na jeden koncert w Polsce. Nic więc zatem dziwnego, że bilety dość szybko się skończyły, wprawiając wielu fanów w rozpacz i zakłopotanie.
Pierwsze, co rzucało się w oczy po wejściu do niemałej hali A2, to ogromna i omalże nieruchoma kolejka do merchu, sięgająca prawie stanowiska tzw. gałkowego na środku sali. Przyznam się szczerze, że tak długiej kolejki jeszcze tutaj nie widziałem, a w dodatku trwała praktycznie do końca imprezy. Co zaś się tyczy dostępnego towaru, było w czym wybierać, choć nie przesadnie dużo.
Punktualnie o 18.30 na scenie zameldowała się Schizophrenia i nie marnując czasu zabrała się do roboty z pełną mocą. Ta całkiem sprawna maszyna koncertowa, zaprezentowała szybki, rasowy thrash. Ciężki i brudny jak death metal ma sterydach w oldschoolowym stylu. Belgowie od początku do końca, grali w szybkim tempie, dziarsko przy tym ganiając po scenie, czym skutecznie rozkręcali zebrany tłum do dobrej zabawy. Pod sceną rozkręcił się solidny mosh, co tylko potwierdziło, że występ trafił w gusta fanów ciężkiego grania. Aczkolwiek brzmieli trochę słabo, przynajmniej pod sceną. Miałem wrażenie, że nagłośnienie wokalu, mówiąc kolokwialnie momentami kulało. Tak czy inaczej, zaserwowali mocny start.
Zegar na scenie nieubłaganie odliczał czas do zakończenia intensywnego setu, a to nastąpiło już o 18.58. Jeszcze tylko wspólna fota z publiką i niestety koniec. Schizofrenia zagrała bardzo dobrze i rozgrzali fanów przed dalszą częścią imprezy. Gdyby zagrali dłużej, część z nich mogła by nie dotrwać do jej końca. Belgijska ekipa okazała cię całkiem miłym zaskoczeniem i dowodem na to, że czasem warto obejrzeć pierwsze supporty.
Po chwili przerwy, o 19.15 z głośników rozbrzmiało „Abandoned”, potężne intro z albumu „Act of God”. Zapowiadało nieuchronne nadejście totalnego zniszczenia w wykonaniu Immolation, promującego w trasie tenże album. Atmosfera gęstniała, a ludzi przybywało coraz więcej. W końcu to zespół o ugruntowanej pozycji w świecie, który nie nagrywa słabych płyt, ani nie gra słabych koncertów. Aż dziwne, że mimo swojego statusu, nie występowali tuż przed Cannibal Corpse, lecz jako pierwszy „poważny” suport. Co do samego występu, w zasadzie, nie ma tu za bardzo nad czym się rozpisywać. Ross Dolan z kolegami zaprezentował death metal w czystej, doskonałej postaci. Potężny, ciężki, dynamiczny i nieco majestatyczny, a przede wszystkim perfekcyjnie wykonany – słowem pełen profesjonalizm pod każdym względem. Naprawdę mocno dołożyli do pieca, grając przekrojowy materiał z różnych płyt. Jak zaznaczył Dolan – „some new, some old stuff”. Jedyną wadą był rozczarowująco krótki czas, jaki nowojorczycy mieli do wykorzystania. Tylko 40 minut. Nie było zatem zbyt wiele zbędnej konferansjerki, poza podziękowaniami za możliwość grania w Polsce, ukłonami dla towarzyszy trasy i nieobecnego Erika Rutana. Zrobili swoje jak należy i zeszli ze sceny bez bisów, pozostawiając olbrzymi niedosyt. Jednak, te 40 minut wystarczyło, by pokazać, że Immolation to jeden z potężnych filarów światowego death metalu.
Wybiła 20.20, zatem kolej na Municipal Waste, czyli zmiana klimatu na weselszy i pozornie lżejszy, a jak wiadomo pozory mylą. Krótkie intro, przywitanie z publicznością i ostra jazda zarówno na scenie, jak i pod przez cały czas. Ogólnie, to ogień i czyste szaleństwo, którego nie dało się zatrzymać. Thrashowy crossover z przymrużeniem oka, daleki od posępności Immolation i brutalnej agresji Cannibal Corpse, rozkręcił przednią zabawę na totalnego maxa. Cóż, muzycy mają już trochę lat na karku, a grali tak szybko, że od samego patrzenia na nich można było się zmęczyć. Stanie w bezruchu też do łatwych nie należało. W środku, co chwilę rozkręcał się solidny circle pit, do którego usilnie nawoływał Tony Foresta. Zasługiwał on na szczególną uwagę i uznanie, bo swoją ogromną charyzmą rozpętał piekło w środku A2, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. To prawdziwe sceniczne zwierzę, a publika po prostu jadła mu z ręki. Co chwilę podejmował interakcje ze zgromadzonym tłumem, bawiącym się równie świetnie, jak on sam. Z jego twarzy biła autentyczna radość, a brawami nagrodził również ochronę pod sceną. Nie zabrakło również stwierdzeń, że to najlepsze show jakie zagrali na trasie i innych mu podobnych. Trudno się z tym nie zgodzić, bo koncert był super i emanował niesamowitą energią.
Wspólne skandowanie „Municipal Waste is gonna fuck you up!” rozpoczęło „Born to Party” – niestety ostatni z utworów jaki zespół miał w zestawie na ten wieczór. O 21.10 scena opustoszała, a techniczni szykowali scenę gwieździe wieczoru.
W tym momencie, ludzi w A2 chcących zobaczyć popis ekipy z Buffalo było już naprawdę dużo i z dużym trudem dało się przedrzeć przez gęstniejący tłum w którąkolwiek stronę. O ile podczas gry Municipal Waste próba przedarcia się pod samą scenę mogła skończyć się urazem lub kontują, o tyle teraz, ze względu na ilość zgromadzonych osób, graniczyło to praktycznie z cudem. Zbliżała się już wyczekiwana przez wszystkich godzina 21.40, a zamiast Kanibali, na scenie wciąż krzątali się technicy majstrujący przy sprzęcie Rob Barretta przy akompaniamencie Maidenów z „Piece of Mind”. Obsuwa na koncertach to rzecz normalna, ale już po 10 minutach dało się wyczuć narastające zniecierpliwienie publiki. I nagle weszli Oni. Na widok posiadacza najszerszego karku wśród muzyków, znów w koszulce „Respect The Neck”, euforia sięgnęła zenitu. Całe zniecierpliwienie ustąpiło miejsca czystej radości.
Uderzeniem pierwszych riffów „Blood Blind” rozpoczęło się wyczekiwane death metalowe szaleństwo. Tłum szalał, a zespół w swoim charakterystycznym, brutalnym stylu dopełniał muzycznego dzieła kolejnymi utworami, z dość szeroko przekrojowej setlisty 16 kompozycji (*). Grał niezwykle energicznie i agresywnie oraz podobnie jak w przypadku Immolation bardzo ciężko. Cannibal Corpse się nie oszczędzali, dając z siebie dokładnie to, czego oczekiwała tłocząca się publiczność, a ta była nad wyraz z tego faktu zadowolona.
Niestety, z powodów osobistych wywołanych huraganami w USA, Erik Rutan opuścił wcześniej europejską trasę i wrócił do domu. Brak jednego gitarzysty był odczuwalny, ale nieco statyczny Rob Barrett, dawał sobie świetnie radę. George Fisher niemalże w każdej wolnej od śpiewania chwili intensywnie machał i kręcił głową, niczym wentylator w upalny dzień. Trzeba przyznać, że ma chłop zdrowie i solidny kark. Nie odmówił sobie również słownej interakcji z fanami, wesoło rzucając polskimi wulgaryzmami, ku uciesze wszystkich zgromadzonych, zwłaszcza, gdy bezlitośnie wyśmiewał jakąś łamagę, nie potrafiącą załapać rzucanej butelki wody.
Mimo braków kadrowych koncert Cannibal Corpse, stał na wysokim poziomie i dał fanom potężną dawkę death metalu w najlepszym możliwym wydaniu. Pod koniec setu, wielu z nich nie miało już po prostu siły i zmęczeni przedzierali się do miejsca, gdzie dało się złapać trochę tchu. Ktoś zemdlał i wynieśli go na zewnątrz, ktoś wycofywał się z mocno krwawiącą głową, a i ja opuszczałem A2 lekko uszkodzony. Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy i po godzinie z 15 minutami, ostatnie takty „Hammer Smashed Face” zieńczyły całość. Ekipa Corpsegrindera, zeszła ze sceny w chwale i triumfie.
To absolutnie nie miało prawa się nie podobać i bez wątpienia na długo pozostanie w pamięci tych, którzy mieli szczęście uczestniczyć w tym wydarzeniu . Kto przegapił, naprawdę ma czego żałować. Wracałem do domu zmęczony, ale syty uczuciem pełnej satysfakcji po jednym z najlepszych koncertów jakie widziałem od dawna.
Robert Cisło
(*) – setlista Cannibal Corpse
Blood Blind
Scourge of Iron
Inhumane Harvest
Chaos Horrific
Death Walking Terror
Disposal of the Body
Pounded Into Dust
Summoned for Sacrifice
Fucked With a Knife
The Wretched Spawn
Unleashing the Bloodthirsty
Pit of Zombies
Kill or Become
Staring Through the Eyes of the Dead
Stripped, Raped and Strangled
Hammer Smashed Face