Późne niedzielne, gorące popołudnie. Z zatłoczonej starówki przeniosłem się w peryferyjne przestrzenie starych magazynowych powierzchni. Metalowymi schodkami wbiegłem na betonową rampę, aby dostać się do nie mniej gorącego wnętrza klubu HYPE PARK. Tutaj schłodzić można się było, chyba w jedyny, słuszny i możliwy tego wieczoru sposób.
Okazuje się, że tego wieczoru towarzyszyć nam będą jedynie dźwięki, bez zbędnych słów. Wszystkie trzy formacje prezentują bowiem formę muzycznego wyrazu, pozbawioną wokali. Muzyczna ekspresja i dźwiękowe bogactwo bez wątpienia rekompensowały ową wokalną absencję. Wiedziałem czego mogę spodziewać się po wybornym, australijskim daniu głównym, PLINIM. Nie miałem natomiast większego pojęcia, jaki posmak będą miały przystawki, zaserwowane tego wieczoru, przez organizatora koncertu, firmę Knock Out Productions.
I już na samym wstąpię muszę zdradzić, że obie smakowały wybornie! Formacje, które supportowały Pliniego, prezentują bowiem wyjątkowo oryginalną muzykę, która wymyka się jednoznacznej, gatunkowej klasyfikacji, co bez wątpienia ma duży wpływ na jej atrakcyjność. Na atrakcyjność wszystkich trzech koncertowych setów wpływ miało również świetne nagłośnienie.
Jako pierwszy zaprezentował się pochodzący z Perth w zachodniej Australii tercet YOMI SHIP. Zespół oryginalnie występuje w składzie: Jarred Osborne (gitara), Jade Champion (bas), Nick Osborne (perkusja). Tym razem przyjechali z Alexem O’Toole, który zastąpił za perkusją, borykającego się z urazem Nicka. Oryginalna muzyka jaką serwują, posiada niewątpliwie elementy rocka progresywnego, post rocka i psychodelii. Zagrali spory fragment z całkiem świeżego, wydanego w czerwcu tego roku , koncepcyjnego albumu „Fest Eternal”, który można było nabyć przy stoisku z merchem. Okładka zdobiąca to wydawnictwo idealnie oddaje ich barwną i odjechaną muzykę. Taki był właśnie ich niespełna godzinny set. Prawdziwa muzyczna hipnoza.
Kalifornijczycy z NIGHT VERSES, byli bez wątpienia najostrzej brzmiącą tego wieczoru formacją. Ich muzyka również jest wypadkową wielu stylów: prog metal, post rock, metalcore… Muzyczna energia, potrafiła skutecznie wyrwać publikę z hipnotycznych dźwięków poprzedniej formacji, chociaż również Amerykanie potrafią łączyć metalowa moc, z bardziej przestrzennym klimatem.
Pora na danie główne, którego główną składową jest gitarowa maestria, pochodzącego z Sydney muzyka, artysty, a przede wszystkim gitarzysty, funkcjonującego w muzycznym świecie jako PLINI. Jego wirtuozeria nie przytłacza karkołomnymi gonitwami po gitarowym gryfie. Wprost przeciwnie, gitarową finezją i klimatem potrafi połączyć świat prog metalu z bardziej jazzowym fussion. Zachwalać grę jedynie samego Pliniego, byłoby grzechem. Zgromadził on wokół siebie grupę świetnych muzyków, a towarzyszący mu drugi gitarzysta, zasługuje na nie mniejsze uznanie. Koncert zakończył się sporą niespodzianką, bo tego wieczoru na scenie pojawił się trzeci gitarzysta! Był nim nasz rodak, kolejny gitarowy magik, Jakub Żytecki!
Pozytywne wrażenia mojej pierwszej wizyty w krakowskim HYPE PARKU, pozwala rokować nadzieję, że miejsce to, będzie częstym celem, koncertowych wypadów.
Tekst: Marek Toma
Zdjęcia: Michał Majewski: https://majmusic.com.pl/