2024.07.30 – KORN – Katowice

2407 Korn

Z KORNEM nie zawsze było mi po drodze. Gdybym powiedział, że to była szorstka miłość, mocno bym przesadził. Przez wiele lat ich muzyka po prostu kompletnie do mnie nie trafiała. Bywalcy serwisu, być może pamiętają, że zmieniło się to wraz z wydaniem „Path of Totality”, który owszem był kontrowersyjną płytą, ale zainteresował mnie na tyle, że sięgnąłem wstecz – i mój odbiór (kultowych już wówczas) starszych kompozycji był zgoła odmienny. Mogę zatem spokojnie stwierdzić, że jestem fanem zespołu od dobrej półtorej dekady. Od tego czasu kupowałem każdy album, bywałem na koncertach… i tegorocznego występu w katowickim Spodku też nie mogłem odpuścić.

Za to muzyka SPIRITBOX to była dla mnie nowość, Owszem już wcześniej spotkałem się z tą nazwą, ale dopiero przed katowickim występem zapoznałem się z materiałem z debiutanckiej płyty. Nie dość, że na świeżo ich twórczość przypadła mi do gustu, to jeszcze ta formuła jak najbardziej sprawdza się na żywo. Jako support, grupa miała 40 minut na rozgrzanie publiczności i pod wodzą charyzmatycznej wokalistki, wywiązała się z tego zadanie więcej niż przyzwoicie. Nie chciałbym powiedzieć że na scenie nic się nie działo, bo liderka formacji dwoiła się i troiła, a publiczność żywo reagowała na to co się działo. Ale z minimalną współpracą w tym względzie pozostałych członków zespołu i bez oprawy graficznej, wokalistka trochę skradła show. Wprawdzie za sceną logo grupy mieniło się wszelkimi kolorami w animacji, ale to muzyka zespołu mnie ujęła. I w czasach kiedy growlujące panie, już nie szokują, to kawałki z czystymi wokalizami zrobiły na mnie większe wrażenie. To naprawdę kawał dobrej rozrywki. Jestem przekonany. że gdyby scena tego wieczora należała tylko do nich – Spiritbox zmietli by publiczność!

Kiedy w przerwie przeszedłem się w okolice merchu, w celach towarzyskich i gastronomicznych, zastany po powrocie widok sceny robił spore wrażenie. Na przodzie opuszczona klatka, która na początku wydawała się częścią scenografii (być może ogrodzenia), okazała się podstawą wyświetlacza, który dzięki półprzezroczystości, wielokrotnie wprowadzał dla animacji wrażenie 3D. W połączeniu z wielkim ekranem za zespołem – i mnóstwem efektów świetlnych, show był dopieszczony. To właśnie wrażenie 3D w animacjach podobało mi się najbardziej, a każdy utwór charakteryzował się innym tłem. Od widoków burzy, gór, po 8-bitowe grafiki żywcem wyjęte z Tron. Świetnie wypadł też patent, kiedy ponownie opuszczony przedni ekran sprawił wrażenie jakby zespół był zewsząd spowity ogniem.
Zespół pojawił się na scenie i porwał publiczność do reszty – Spodek trzeszczał w szwach! Grali jak w transie, czas na rozmowy z publicznością Johnatan Davies zostawił sobie na połowę występu. Zwrócił uwagę, że zespół w tym roku świętuje swoje 30-lecie, dobór setlisty nie mógł być zatem zdziwieniem. Odniosłem wrażenie, że im starszy album tym więcej miał tego wieczoru przedstawicieli. Choćby z debiutu usłyszeliśmy cztery kawałki! Jeśli o interakcje chodzi, fajnie wypadł patent kiedy zespół zszedł pierwszy raz ze sceny – ktoś z ekipy światełkiem telefonu sprowokował publiczność do rytmicznego wymachiwania zaświeconymi telefonami. Przy zgaszonym świetle – efekt był bardzo krzepiący. Bardzo milo wspominam perkusyjne solo… i nawet wydawało mi się, że basista pokusi się o solówkę, tymczasem motyw, który mógłby się się w nią rozwinąć, to był wstępniak do utworu. Nie zabrakło utworu w którym wokalista pojawił się na scenie z dudami, a mnie urzekło również wplecenie w utwory Korn cytatów z Queen (We will Rock You) i Metalliki (One). Miłym akcentem było wyłowienie z publiczności polskiej flagi, i pozowanie z nią. A na koniec okazało się że jeden z członków ekipy obchodzi urodziny, zatem wywołano go na scenę, wręczono tort ze świeczkami i publiczność odśpiewała gromkie „happy birthday”.

Wszystko co dobre… powinno trwać. Te niespełna półtorej godziny nakręciło mnie. Wczoraj wracając z koncertu w samochodzie słuchałem – oczywiście Korna… zresztą dziś w drodze do pracy ponownie. Właściwie jeszcze mnie trzyma… chyba dla odmiany psłucham sobie… Spiritbox.

Piotr Spyra


Organizatorem koncertu był Livenation

Dodaj komentarz