Z roku na rok rośnie prestiż OSTRÓW ROCK FESTIWAL, ale są ku temu powody. To dwudniowe wydarzenie to w pierwszej kolejności wielka gratka muzyczna. Wiele występujących tu zespołów nie miałoby szans zaprezentować się naszej publiczności. Brawa dla organizatorów za poniesienie ryzyka i kosztów. Oczywistymi są również występy gwiazd. I tak w tym roku zapewne szoł skradła kulminacja dnia pierwszego. Oczywiście świetna organizacja oznacza również powiązane wydarzenia poboczne. Mogliśmy zatem połechtać się artystycznie z różnych stron. Stoiska gastronomiczne i wszelka tego typu infrastruktura. No brakowało chyba tylko pierogów i bigosu. Żart jest podwójnie zamierzony, ponieważ stoisko polskiego pisarza fantastyki i thrillerów Leszka Bigosa, przyniosło również wiele walorów edukacyjnych.
Wpadłem na taki pomysł, żeby w żołnierskim skrócie i na gorąco przelać wrażenie do pliku. I chciałem to nawet zrobić na żywo… ale przeliczyłem się technicznie. Natomiast co się odwlecze…
Dzień pierwszy,
Punkt za punktualność. Od pierwszego wykonawcy wszystko szło jak na rozpisce. Szacun.
DISPELLED REALITY
Już w zeszłym roku dowiedzieliśmy się, że otwieracz nie oznacza być rzuconym na pożarcie. Kapela zaprezentowała kilka melodyjnych kawałków i jej nazwa zakiełkowała w moim mózgu. Na pewno do nich wrócę. Brzmienie? Żyleta. Drugi punkt
OBSIDIAN TIDE
No lubię takie klimaty, nic nie poradzę. Ekipa z Izraela ewidentnie kupiła sobie naszą publiczność. Ich muzyka wprawdzie jest bardzo typowa na tego typu wydarzenia i kilka kapel tego typu słyszeliśmy i pewnie usłyszymy z tej sceny. Technicznie, ale z melodiami, słowo, które ciśnie się na usta to – Opethowo… A że to są sympatyczne chłopaki, zostali do poniedziałku i można było i pogadać, i zebrać autografy.
ACUTE MIND
Cały koncert spędziłem w pierwszym rzędzie. Bardzo dobrze brzmieli, jak na rodzimy zespół przystało było trochę więcej interakcji z publicznością. Na pewno kupili nas coverem „Porków”, a nowy kawałek też niczego sobie. Jestem podjarany.
ZERO HOUR
Wielokrotnie podkreślałem że to był jeden z zespołów, na które najbardziej czekałem. Uwielbiam taki pokręcony progmetal. Czy tym większe było moje rozczarowanie? Nie. Jestem realistą. I mimo że wokalista był w słabej formie, gitara i sekcja robiły robotę.
Tylko – mimo że uwielbiam ich płyty, to 70 minut ciągłego szycia solowego trochę bardziej mnie przytłoczyło niż standardowa długość cd. Brawo dla Jasuna za przejęcie konferansjerki.
KARCIUS
Poznałem ich muzykę około tygodnia przed festiwalem – i przypadła mi do gustu. Byłem bardzo zadowolony z doboru repertuaru. Na ekranie za zespołem zamiast statycznego logo pojawiła się animacja. Dźwięk ponownie świetny, a cały występ jakiś taki optymistyczny. Było w nich widać radość z grania. Byłem zaskoczony z jakim spotkali się przyjęciem. Wyszło na to że wśród naszych festiwalowiczów są dość popularni.
PAIN OF SALVATION
Mój stosunek do tej kapeli mógł być określony „szanuję”. Mam z 5 płyt, ale rzadko do nich wracam. Ostatnio odświeżyłem „Panther” i zaskoczyło – tym fajniej że z tej płyty usłyszeliśmy sporo kawałków. Zespół zrobił show godny headlinera. I wsiąkło we mnie jak w gąbkę. Chciałem ich zobaczyć z ciekawości i kurtuazji – na następny koncertów pójdę jako fan.
Dzień drugi.
Względy towarzyskie sprawiły że nasza ekipa nie miała szans zdążyć na czas otwarcia. Z radością przyjęliśmy info, że dzień drugi rozpoczął się z circa dwudziesto-minutowym poślizgiem. Także – nie ma tego złego…
PALE MANEQUIN
Mają na siebie pomysł i grają z przekonaniem. Bardzo fajny akcent i urozmaicenie kiedy zaproszono na scenę wokalistkę, albo rolę wokalisty przejął gitarzysta.
Jako jedni z niewielu wnieśli na scenę rekwizyty – więc, ode mnie punkcik.
ATAN
Debiutancki długograj bardzo mi się podobał. Nie spodziewałem się że na żywo wokalistka potrafi wykrzesać z tego jeszcze więcej energii. Szybko załapali kontakt z publiką – widać że już wypracowali sobie pewną pozycję.
BOKKA
Nie mój klimat, ale grają muzykę w tylu takiej, której nie przełączę jak będzie leciała w radio. Bardzo fajny show, oprawa, światła, kostiumy, ustawienie na scenie. Czy pasowali na ten festiwal? Myślę że tak – w przeciwnym razie równie dobrze moglibyśmy naukładać samych Opethowatych zespołów.
PHILOSOPHOBIA
Ooo i na nich czekałem najbardziej dnia drugiego. Fajny koncert. Dobre brzmienie i kompozycje które zarówno na płycie jak i na koncercie mają to coś. Wprawdzie nie mają już w składzie Gildenlöwa, ale perkusista Kamelot, który okazał się zresztą fajnym gościem, także dodaje fejmu.
GALAHAD
Bywałem swego czasu na ich kilku koncertach, ale ostatnimi czasy straciłem ten kontakt. Z radością odkrywałem więc kawałki z najnowszych płyt. Stu ma taki sam głos jak (nie przymierzając) 15 lat temu. Zespół wyświetlał okładki z płyt, z których grał piosenki. Trochę więcej szału jeśli chodzi o światła. Bardzo udany koncert.
VINTAGE CARAVAN
Ja uwielbiam takiego kozackiego hard rocka! Ostatnio takie piorunujące wrażenie zrobił na mnie Jared James Nichols, który supportował w kwietniu MR.BIG. Chłopaki nie dość że dawali czadu to robili to z gracją i humorem. Szanuję. Znałem ich płyty… ale na żywo prezentują jeszcze wyższy poziom. Skończyli jednak sporo po północy, a ewidentnie ze względów organizacyjnych i logistycznych kończyli przy przetrzebionej już nieco publiczności.
Podsumowanie? Artystycznie, towarzysko, nawet jeśli chodzi o pogodę, festiwal ze wszech miar udany. Nawet artyści którzy wzbudzili kontrowersje, byli tu potrzebni. Przemyślenia na przyszły rok? Jeden zespół mniej na niedzielę. Jakaś gwiazda, która przyciągnie ludzi, i jeśli już w tym kierunku organizatorzy puścili oczko – to może zaprosić, kogoś z muzyki nie-rockowej, kto ściągnie nieco własnych sympatyków.
Piotr Spyra