2024.07.27-28 – OSTRÓW ROCK FESTIVAL – Ostrów Wielkopolski

Czwarta edycja Ostów Rock Festiwal stała się faktem. Wydawało się że ciężko będzie dorównać jakością tej poprzedniej, która swoim poziomem (w porównaniu do jeszcze wcześniejszych) była jak „skok w nadprzestrzeń”. Nie ma żadnej wątpliwości, że przynajmniej w jednym elemencie, tegoroczny festiwal pozostawiał w tyle od poprzednich. Czwarta edycja, była najbogatsza pod względem ilości zgromadzonych zespołów, których wystąpiło aż 12 (po 6 w każdym dniu). Można podziwiać organizatorów za rozmach i łamanie kolejnych barier. Poprzednia edycja gromadziła na scenie zespoły krajowe (należy dodać oczywiście, że te z najwyższej półki, jeżeli chodzi o ten rodzaj muzyki), oraz uznane i mniej znane, lecz bardzo ciekawe zespoły europejskie. Okazuje się, że tym razem bariera jaką jest odległość, nie była problemem.  W koncertowy zestawie pojawiły się bowiem obok polskich, skandynawskich i brytyjskich, zespoły z Islandii, Izraela, a nawet zza „wielkiej wody”, ze Stanów Zjednoczonych oraz Kanady!

W pięknych okolicznościach przyrody w okolicy zalewu Piaski-Szczygliczka, przy pięknej pogodzie oraz deszczowym finale rozpoczął się pierwszy, sobotni festiwalowy dzień. Punktualnie o godzinie 15.00 podobnie jak rok temu czwartą edycję miał przyjemność zainaugurować i spiąć swoim konferansjerskim kunsztem, redaktor Adam Droździk.

Jako pierwsza weszła na scenę rodzima, pochodząca z Warszawy formacja DISPELLED REALITY, chyba najmłodsza pod względem stażu, jak również pod względem wieku muzyków. Można powiedzieć, że to świeża krew, nowa siła i nadzieja jeżeli chodzi o nieco skostniały, ezoteryczny nurt muzyczny, jakim jest rock progresywny. Zespół  składa się z sześciu młodych, zdolnych osobowości: Łukasz Jurkowski (wokal), Jakub Kotowski (saksofony), Paweł Wiess  (gitara), Karol Strojek (klawisze), Rafał Podleś (bas), Wojciech Śliwiński (perkusja). DISPELLED REALITY to nie tylko ciekawa muzyka, której klimat w dużym stopniu buduje saksofon, ale również niebanalne, polskojęzyczne teksty. Nie stronią również do literackich wycieczek, o czym świadczy kompozycja „Konaj me serce” do wiersza Kazimierza Przerwy-Tetmajera. Można pokusić się tutaj o stwierdzenie, że to prawdziwi progresywni alchemicy, potrafiący nawet z plastiku wyczarować złoto. Dowodem był cover, którego raczej nikt się nie spodziewał, „Cry Me A River” z repertuaru Justina Timberlake’a.

OBSIDIAN TIDE to izraelskie trio, które podczas swojego występu wspomagało się gotowym podkładem klawiszowym. Trochę podważyło to autentyczność ich przekazu muzycznego. Na plus trzeba natomiast odnotować wokalną współpracę śpiewającego czystym głosem gitarzysty Oz Avneya i growlującego basisty Shachara Biebera (nie mylić z Justinem). Perkusista Erez Nadler też starał się wiernie odtwarzać swoje partie studyjne. Ogólnie – całkiem przyzwoity występ, ale bez przysłowiowych fajerwerków.

ACUTE MIND wyrasta powoli na gwiazdę polskiej progresji. Grupa pod wodzą Marka Majewskiego wciąż odgrywa materiał z dotychczasowych dwóch albumów. Ostrowska publiczność miała jednak okazję wysłuchać także jednej kompozycji premierowej. Utwór spotkał się z ogromną owacją słuchaczy i zaostrzył apetyt na mającą się pojawić w przyszłym roku kolejną płytę sympatycznej gromadki z Lublina. Obok nowej kompozycji, była jeszcze jedna niespodzianka, cover „The Sound Of Muzack” Porcupine Tree.

ZERO HOUR ze słonecznej Kalifornii niestety troszkę zawiódł oczekiwania tych, którzy zdążyli wcześniej zapoznać się z ich studyjnym dorobkiem. O ile do gry instrumentalistów większych zastrzeżeń mieć nie można, o tyle wokalista Erik Rosvold sprawiał wrażenie niespecjalnie zainteresowanego swoim występem. Zerowy (nomen omen) kontakt z publicznością pogarszała jeszcze niedyspozycja głosowa frontmana. Wyrozumiali fani nagrodzili ów koncert brawami, aczkolwiek w kuluarach długo jeszcze spekulowano nad przyczynami tej bardzo przeciętnej prezentacji scenicznej.

KARCIUS okazał się przysłowiowym „czarnym koniem” w sobotnim zestawie wykonawców. Zespół zaskoczył witalnością i doskonałym zgraniem. Nieprzypadkowo organizatorzy umiejscowili Kanadyjczyków tuż przed główną gwiazdą pierwszego dnia. Czwórka muzyków porwała słuchaczy swoją własną wizją progresji, w której jest miejsce zarówno na rozbudowane kompozycje jak i zapamiętywane motywy melodyczne. Warto śledzić dalszą karierę tego bandu – na pewno będzie jeszcze o nich głośno.

PAIN OF SALVATION był tym zespołem, który wzbudzał największe oczekiwania i potencjalnie miał przyciągnąć największą widownię. I tak oczywiście było. Podczas finałowego, sobotniego koncertu, obszerny, festiwalowy namiot szczelnie wypełnił się fanami muzyki prog metalowej. I chyba nikt się nie zawiódł. Festiwalowa gwiazda stanęła na wysokości zadania. To był bardzo dobry, mocny i znakomicie brzmiący koncert, począwszy od „Acceleratora”, a na „The Perfect Element” skończywszy. Nawiązując do tytułu ostatniej kompozycji, która tego dnia zabrzmiała, a zarazem tytułu kultowej już pozycji z dyskografii zespołu, można powiedzieć, że był to Perfect Element tegorocznego festiwalu.

Niedziela, czyli drugi festiwalowy dzień okazał się nie tak pogodny i ciepły jak dzień pierwszy, jednak przybyłej chyba z wszystkich stron Polski publiczności nie brakowało pogody i zadowolenia z muzyki i festiwalowej atmosfery.

Podobnie jak w dniu pierwszym jako pierwsza na scenie pojawiła się rodzima, warszawska formacja PALE MANNEQUIN. Jest to podobnie jak w przypadku DISPELLED REALITY dosyć młody zespół, jednak ma już w swoim dorobku dwie pełne płyty studyjne („Patterns In Parallel” – 2018 i „Color Of Continuity”- 2021), oraz wydany pod koniec 2022 roku mini album „Toń”, który  dosyć istotnie różni się od tych poprzednich, zawiera bowiem polskojęzyczne teksty.  W zespole funkcjonuje praktycznie dwóch równoległych wokalistów: Tomasz Izdebski i Grzegorz Mazur, ale ostatnio zaczął śpiewać również basista zespołu Dariusz Goc.  Podczas występu zaserwowali nam kilka niespodzianek. Jedną z nich był zaprezentowany całkiem nowy numer, wyróżniający się bardzo ciepłą, gitarową solówką. Niespodzianką był również gościnny udział Agaty z zespołu Kalambria, która uatrakcyjniła ich występ nie tylko wokalnie, ale również  wizualnie, z dużym wdziękiem poruszając się po scenie.

Stacjonująca na co dzień w Londynie, składająca się głownie z polskich muzyków pod wodzą gitarzysty Andrzeja Czaplewskiego formacja ATAN, uraczyła nas solidną porcją progmetalu i djentu. Muzyka iskrzyła od solidnych, wirtuozerskich, gitarowych solówek.  Za śpiew odpowiedzialna jest Claudia Moscoso, charyzmatyczna a zarazem bardzo sympatyczna osobowość. To bardzo wszechstronna wokalistka, potrafiącą łączyć czysty śpiew z elementami rapu i growlu. Potrafiła nawet namówić publiczność do małego pogo. Warto także odnotować, że z każdą wizytą w naszym kraju robi postępy w znajomości polskich zwrotów.

PHILOSOPHOBIA swoim debiutanckim albumem wzbudziła zainteresowanie wielu miłośników progmetalu w Polsce. Były więc spore oczekiwania, że ta ciekawa muzyka, która znalazła się na krążku, będzie miała swoje przełożenie na żywo. Ich koncert był oczywiście poprawny, lecz nie robił jednak takiego wrażenia, jak płyta studyjna.

BOKKA to zdecydowanie najbardziej odstający stylistycznie wykonawca tegorocznej edycji festiwalu. Zresztą wskoczyli jako zastępstwo w miejsce zarezerwowane uprzednio dla Believe – zatem kontrast jeszcze większy. Tajemnicza czwórka muzyków o zasłoniętych twarzach, ale otwartych umysłach porwała ostrowską publiczność do rytmicznego podrygiwania i bez wątpienia wprowadziła jakże potrzebny powiew eklektyzmu. Na pewno zaś przekonała do siebie wielu zatwardziały progrockowych ortodoksów. Z drugiej zaś strony, proszę wyobrazić sobie odwrotną sytuację, festiwal na którym wszystkie zespoły grają podobny rodzaj muzyki jak BOKKA, a tylko jedna kapela wyróżnia się ostrzejszym, rockowym brzmieniem?

Ciężko mi zliczyć ile razy brytyjscy weterani neo proga z GALAHAD odwiedzali nasz kraj. Uwielbiają tutaj koncertować, jak również wydawać swoje płyty pod egidą poznańskiego OSKARA.  Faktem jest, że dawno ich u nas nie było! W międzyczasie doczekali się wydania kolejnych albumów studyjnych: „Quiet Storms” (2017), „ Seas Of Change” (2018), „The Last Great Adventurer” (2022), „The Long Goodbye” (2023). Festiwalowe ograniczenia czasowe sprawiały, że nie dało się zbytnio nadrobić zaległości i zaprezentować obszerniejszej dawki nowego materiału na żywo. Rozpoczęli kompozycją „Alive” z przedostatniej płyty, następnie popłynęła dawka wcześniejszych utworów: „Guardian Angel”, „Empires Never Last” i najstarszego w zestawie pamiętnego „Sleepers”. Natomiast z tych nowszych zaprezentowali jeszcze dwa tytułowe numery: „The Last Great Adventurer”, „The Long Goodbye”. Na bis zagrali jeszcze „Seize The Day”.  Na potwierdzenie tezy, że nasz kraj jest ich drugim domem, mogą świadczyć rekwizyty, jakimi posługiwał się Stu Nicholson na scenie: biały i czerwony tamburyn, oraz biało czerwona flaga z orzełkiem, która posłużyła wokaliście jako peleryna.

Festiwalowy maraton zamknęła formacja, której muzyka jest aktywna i gorącą jak islandzkie wulkany. THE VINTAGE CARAVAN porwali bez wątpienia zmęczoną już publiczność, choć tej niestety było tego późnego już wieczoru znacznie mniej, niż podczas koncertu sobotniej gwiazdy PAIN OF SALVATION. Najwytrwalsi nie żałują, bo to był świetny koncert tego islandzkiego tria. Zaprezentowali przekrój swojej czteropłatowej dyskografii, z naciskiem na ich ostatni studyjny krążek – „Monument” z 2021 roku. To była stawiając na nogi, ożywcza niczym nasycony porządną dawką kofeiny energy drink, dawka tak zwanego retro rocka, garściami czerpiąca inspiracje ze stoner rocka, blues rocka, czy klasycznego hard rocka. Niby oldschoolowe dźwięki, a jednak jakże świeże!

Swojej kontynuacji doczekało się również tzw. Promo Zone, umiejscowione w mniejszym, bocznym namiocie. Tam odbywały się liczne muzyczne jam session, a także prowadzone przez  Andrzeja Dąbrowskiego wywiady z obiecującymi zespołami i artystami, m.in.: PINN DROP, ERROR THEORY, RED LUST… Tam też można było zajrzeć na wernisaż i porozmawiać z Natalią Śmiechowicz – absolwentką Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach, artystką, ilustratorką, autorką licznych animacji. Zaczęła tworzyć teledyski w 2017 roku, jej pierwszą realizacją był klip dla grupy Horrorscope . Od tamtego czasu zrealizowała ponad 40 projektów dla artystów z Polski (Gallileou, Marcin Pająk…)  i całego świata: (Uriah Heep, Motorhead, Alcatrazz, Elegant Weapons…).

Czwarta festiwalowa edycja przeszła do historii. Publiczność trzyma jednak rękę na pulsie, bo już teraz, na pniu sprzedały się wszystkie miejsca noclegowe w pobliskiej Borowiance, na przyszły rok. Organizatorzy nie maja wyjścia, muszą brnąć dalej w tą bardzo trudną, raczej nie nastawioną na zyski przygodę. Zdajemy sobie sprawę, że niestety żyjemy w czasach łatwych, dla łatwej muzyki. Mamy nadzieję, że Stowarzyszenie „Ostrowskie Progi”, nie straci determinacji zapału i pasji. Festiwalowa społeczność mocno wierzy w to, że przyszłoroczna, piąta edycja będzie wydarzeniem niezwykłym !

Tekst: Marek Toma, Michał Kass

Zdjęcia: Michał Majewski https://majmusic.com.pl/

Dodaj komentarz