2024.03.10 – SIENA ROOT – Przeciszów, Gminna Biblioteka Publiczna

Retro rock ma się dobrze! Moda na granie w stylu lat siedemdziesiątych to interesujące zjawisko nie tylko dla fanów dobrej muzyki, ale także ciekawy temat badań socjologicznych. Historia rozwoju rocka zatoczyła bowiem koło. Młodzi artyści celowo odrzucają cały blichtr współczesnych brzmień wygenerowanych przez komputery. W uprawianej twórczości usiłują raczej przywołać klimat z czasów młodości swoich rodziców. Ubierają się jak hipisi zmierzający na Woodstock 1969. Sięgają po oldschoolowe wzmacniacze i instrumenty. Komponują na nich muzykę opartą na wzorcach z wczesnych płyt Led Zeppelin, Deep Purple, Cream i The Jimi Hendrix Experience. Nagrywają płyty rzadko przekraczające 40 minut i wydają je – a jakże – na winylach!

Co ciekawe, prym w retro muzykowaniu wiodą wykonawcy wywodzący się głównie z krajów skandynawskich. Przywołam tutaj nazwy takie jak Blues Pills, Pristine, The Vintage Caravan oraz bohaterów niniejszego tekstu, szwedzki zespół Siena Root. W przypadku tego ostatniego autentyczność przekazu przesunięta jest na wyższy poziom. Artyści naprawdę chcą nam wmówić, że cofnęliśmy się właśnie do roku 1970. Totalny żywioł, żadnych gotowych podkładów. Perkusista Love Forsberg gra bez wspierania się metronomem. Basista Sam Riffer dumnie dzierży Rickenbackera z epoki a gitarzysta Johan Borgström bryluje ze swym lśniącym Gibsonem. Obaj ciągną za sobą po podłodze kilometrowe kable. Brak systemów bezprzewodowych w gitarach to dzisiaj już naprawdę rzadkość. Podobnie jak rezygnacja z dyskretnych słuchawek odsłuchowych na rzecz poczciwych monitorów scenicznych. Pośród klawiszowego instrumentarium też na próżno szukać chociażby śladu syntezatora spiętego z laptopem – tylko klasyczny Hammond i elektryczne piano Rhodesa.

O tym, że żyjemy jednak w XXI wieku przypominali tylko kręcący się wokół sceny panowie kamerzyści ze swymi mikro-aparatami. Tradycją bowiem stało się uwiecznianie koncertów w Przeciszowie i publikowanie ich potem w sieci. Grupa Siena Root wystąpiła w tym miejscu po raz pierwszy. W Polsce jest wszakże częstym gościem i nawet wiernym fanom coraz trudniej nadążyć za ciągłymi zmianami składu. Od początku w szeregach formacji pozostaje sekcja rytmiczna w osobach kudłatego Sama Riffera na basie i energicznego Love’a Forserga za bębnami. Zarówno błyskotliwy gitarzysta Johan Borgström jak i zjawiskowa wokalistka Zubaida Solid zasilają grono Sieny dopiero od ostatnich dwóch płyt studyjnych.

Bieżąca trasa europejska promuje najnowsze dzieło sympatycznych Szwedów – album „Revelation”. Program koncertu nie uwypuklał jednakże zawartości ostatniego krążka. Artyści zaprezentowali przekrój całej swej twórczości w kolejności chronologicznej. Przywitali nas kompozycją „Coming Home” z debiutanckiego longplaya „A New Day Dawning” z 2004 roku. Potem zabrzmiało „Riding Slow” z drugiej płyty „Kaleidoscope” i „Wishing For More” z albumu „Far From The Sun”. Nie zabrakło też „Mountain II” z okolicznościowego singla „Mountain Songs” i „No Filters” z „A Dream Of Lasting Peace”.  Dopiero jako szósty w kolejności pojawił się „Coincidence & fate” z promowanej aktualnie płyty. Był to także moment, w którym Zubaida Solid zbliżyła się w końcu do instrumentów klawiszowych, dotychczas biegając boso z mikrofonem pośrodku sceny. Niewątpliwie jej gra na Hammondzie wzmocniła intensywność brzmienia całej grupy. Ale zarazem pobyt urodziwej wokalistki przy klawiszach obniżył nieco atrakcyjność wizualną koncertu, co przyzna na pewno męska część zgromadzonej w Przeciszowie publiczności.

Z nowej płyty usłyszeliśmy jeszcze tylko „Dusty Road” i „Keeper Of The Flame”. Reszta występu upłynęła na żonglerce tematami z wcześniejszych albumów.  Zagrano między innymi „We”, „Outlander” i „Summer Is Old”. Muzycy Siena Root prezentowali poszczególne kompozycje z dużą dozą swobody. Czuć było bluesa. Solówki gitarowe Borgströma przepełniała dzika improwizacja. Dudniący bas Riffera zdradzał fascynację szkołą Geezera Butlera z najwcześniejszych lat Black Sabbath. A Love Forsberg? Przepraszam za kolokwializm, ale to prawdziwe perkusyjne zwierzę!

Koncert zwieńczono numerem „Imaginary Borders”. Wywołani na bis wierni naśladowcy rockowych pionierów podsumowali wieczór kompozycją – nomen omen – „Root Rock Pioneers”. A raczej wydłużoną wariacją na temat tego utworu, czyli zgodnie z obraną konwencją. Niewątpliwie w kontynuowaniu tradycyjnych rockowych wartości Szwedzi pozostają konsekwentni w stu procentach.

Tekst: Michał Kass

Foto: Michał Majewski

Dodaj komentarz