Niewielki Gminny Ośrodek Kultury w Przeciszowie, a właściwie Gminna Biblioteka Publiczna w Przeciszowie, powoli staje się mekką dla sympatyków muzyki progresywnej, którzy coraz liczniej odwiedzają to miejsce. Bo wyjątkowość koncertów, które coraz częściej tutaj się odbywają, sprawiają że warto przemierzyć wiele kilometrów krajowych dróg, aby móc w nich uczestniczyć. Wszak nie często można zobaczyć na żywo solowy, akustyczny występ Macieja Mellera z zespołem, uczestniczyć w koncercie cenionego Moonrise, albo jak tym razem, przeżyć występ przecież nie często koncertującej legendarnej formacji Lizard.
Ten niedzielny koncert miał kilka punktów wspólnych z wymienionym wcześniej koncertem „Zenith” Maćka Mellera. Tym razem przed bielskim Jaszczurem wystąpiła bowiem formacja Tim Orders pod egidą Krzysztofa Borka. Krzysztof Borek jako wokalista gościł na płycie Zenith i oczywiście podczas wspomnianego, jednego z nielicznych koncertów, promujących akustyczną wersję tego albumu. Pod koniec grudnia zapadła decyzja o zawieszeniu działalności formacji Origin Of Escape, co pozwoliło Krzysztofowi wskrzesić do życia Tim Orders. Zespół ten w 2018 roku wydal debiutancką płytę „Songs for Nobody”. Koncert w Przeciszowie pozwolił usłyszeć przedpremierowo materiał z ich nowego dziełate„O wszystkim co ważne”. Tim Orders, w porównaniu z Origin Of Escape to zupełnie odmienny biegun szeroko pojętej muzyki progresywnej. Muzyka Origin Of Escape osadzona była w cięższych metalowych brzmieniach, w sześcioosobowym Tim Orders, prym wiodą wyjątkowo spokojne dźwięki, z przewagą akustycznych barw, a więc bliżej im stylistycznie do klimatów wspomnianej płyty „Zenith”. Z ust lidera zespołu Krzysztofa Borka padło nawet zdanie: „my was uśpimy, a Lizard was obudzi”. I od pierwszych dźwięków, faktycznie usypiali, choć tak naprawdę należałoby raczej powiedzieć czarowali tymi pięknymi, pastelowymi dźwiękami. Zaczęli od dwóch kompozycji z debiutu: „I Had a Dream” i „Dwie kreski”. Potem wybrzmiał „Deszcz” z najnowszego dzieła. I tak praktycznie do końca przeplatały się utwory z obydwóch płyt. Nie zabrakło kompozycji „Dance”, od której podobno wszystko się zaczęło. Punktem kulminacyjnym koncertu był bez wątpienia tytułowy numer z nowej płyty „O wszystkim co ważne”, w którym gościnnie na gitarze zagrał Maciej Meller. Firma płytowa Farna Records – wydawca najnowszej płyty „dmucha w żagle zespołu”. Trzymamy więc kciuki aby wypłynął na głębokie, progresywne wody i nie zatonął tak szybko jak miało to miejsce w przypadku, jak dla mnie mimo wszystko nieodżałowanego Origin Of Escape.
Krótka przerwa techniczna była okazją, aby nabyć przedpremierowo płytę „O wszystkim co ważne”, jak również poprzednią, „Songs for Nobody”. grupy Tim Orders. Dużym wzięciem cieszyła się również reedycja płyty „Spam” (zarówno w wersji winylowej jak i CD) zespołu Lizard, a także koszulki z grafikami autorstwa jego lidera Damiana Bydlińskiego.
Przy dźwiękach intra „W galerii czasu” zespół pojawił się na scenie. Pod koniec ubiegłego roku miała miejsce premiera reedycji płyty „Spam”, która pierwotnie ukazała się w 2006 r. Prawdę mówiąc spodziewałem się, że materiał z tejże płyty tego wieczoru zdominuje całą set-listę. Jednak zespół zaprezentował materiał bardzo przekrojowo. Zaczęli od „Psychopuls 1”, dopiero po nim zabrzmiał właściwie jedyny „spamowy” fragment – „Spam #4”. Był to bez wątpienia bardzo ważny koncert dla gitarzysty zespołu Damiana Kurtyki. Po raz pierwszy na scenie podziwiała go jego młoda córeczka. Była więc od taty muzyczna dedykacja. Znalazło się również miejsce na fragment najdłuższej kompozycji z ich repertuaru – „Hal- Live”. Pewnie nie tylko ja chętnie usłyszało by ta kompozycje w całości, ale wtedy koncert mógłby skończyć się już w poniedziałek. Damian Bydliński wymieniał kryteria, jakie powinna spełniać muzyka, aby można przykleić do niej łatkę – progresywna: jest to oczywiście długość kompozycji, ale również tematyka, która bardzo często dotyczy przemijania. Według tych kryteriów Lizard oczywiście jest zespołem na wskroś progresywnym. Dowodem na to są bez wątpienia dwie kompozycje z pierwszej płyty, które zabrzmiały po sobie: ta najstarsza w całej historii zespołu „Ogród Przeznaczenie” i „Autoportret”. Jak dla mnie są to moim zdaniem najpiękniejsze utwory poruszające tematykę przemijania, w całej historii rodzimej muzyki. Bo kto jeszcze o przemijaniu śpiewa tak, że krople do nawilżania spojówek są zbędne? W dalszej części koncertu , jak i podczas bisu, mogliśmy usłyszeć również obszerne fragmenty rewelacyjnego „Master&M”.
Możliwość zerknięcia na fizyczną set listę zespołu, jest żywym dowodem na to, że ważnym elementem koncertu obok muzyki jest „zagajanie”, zarówno „o duperelach”, czy „dupie Marynie”, ale również o rzeczach ważnych – poszczególnych płytach, a także najważniejszych – chociażby o tym, że nie samymi reedycjami zespół żyje, bo już w tym roku ma się ukazać premierowy materiał, którego fragment mieliśmy przyjemność również tego wieczoru doświadczyć.
Z kuluarowych rozmów, można było usłyszeć licytacje, ile kilometrów trzeba było przebyć, aby w ten niedzielny wieczór dotrzeć do Przeciszowa. Myślę, że nawet to moje pisemne „zagajanie”, próbujące pełnić formę relacji, jest niezbitym dowodem na to, że było warto.
Już niebawem, organizatorzy przekroczą kolejny rubikon, bo już 10 marca wystąpi tutaj gość zagraniczny – szwedzka formacja SIENA ROOT. Gdyby nie dyrektor ośrodka Łukasz Fuczek, to cytując fragment tekstu „Chapter V”:
„…Nigdy nie było tych snów
Nigdy nie było tych zdarzeń
Nigdy nie było tych słów
Nigdy nie było tych marzeń
Nigdy nie było tych serc
Które spotkały się…”
Tekst: Marek Toma
Zdjęcia: Michał Majewski