Katowicki Kinoteatr Rialto od lat znany jest jako miejsce wielowymiarowych imprez kulturalnych. Odbywają się tu nie tylko projekcje filmowe ale także wystawy, spotkania z twórcami reprezentującymi różne dziedziny sztuki czy też koncerty muzyczne. Zainaugurowany niedawno cykl „Przystanek Śląsk” to – jak podają sami organizatorzy – „multidyscyplinarne wydarzenie podczas którego pokazywane są najważniejsze spektakle scen województwa śląskiego poruszające temat lokalności, koncerty, debaty, pokazy filmowe i działania performatywne”. Okazją idealnie wpisującą się w powyższe motto była uroczysta premiera filmu dokumentalnego o Józefie Skrzeku „Moja Muzyka, Moja Wolność” w reżyserii Krzysztofa Millera.
Projekcję filmu poprzedziło spotkanie poprowadzone przez redaktora Piotra Metza. Na scenie ustawiono trzy fotele i do gospodarza imprezy wkrótce dołączyli reżyser Krzysztof Miller oraz postać uhonorowana omawianym filmem, maestro Józef Skrzek. Rozmowa w założeniu mająca dotyczyć ukończonego dzieła rychło przerodziła się w filozoficzną dyskusję na temat natchnienia, bycia artystą i szacunku do ojcowizny. Zresztą w przypadku twórcy tak silnie utożsamianego ze Śląskiem nie mogło być inaczej.
Potem przyszła pora na sam film. Nie chciałbym zbytnio rozpisywać się na temat jego zawartości, aby nie psuć niespodzianki potencjalnym przyszłym widzom. W każdym razie muszę lojalnie uprzedzić, iż nie jest to w żadnym wypadku film stricte biograficzny. To raczej luźna impresja, autorska wizja reżysera. Portret wybitnego twórcy widziany oczami wieloletniego miłośnika jego talentu. Nie spodziewajmy się tu dat, przeładowania faktami. W ogóle chronologia wydarzeń schodzi na dalszy plan. Wiele wątków całkowicie pominięto. Reżyser akcentuje raczej wybrane motywy twórcze. Zresztą nie da się pokazać w niespełna pięćdziesięciominutowym dokumencie tak bogatej i wielowątkowej kariery artystycznej. Obawiam się też, że dla widzów mniej zorientowanych w dorobku pana Józefa film ten może się okazać mało czytelny. Wynagradzają to piękne pejzaże Śląska, plastyczne ujęcia, efektowny montaż no i oczywiście sama muzyka.
Nieprzypadkowo jednym z elementów scenografii Rialta było tego wieczoru pianino. Po zakończonej projekcji Józef Skrzek wkroczył ponownie na scenę. Tym razem nie jako bohater filmu lecz jako artysta, oklaskiwany rzęsiście przez tłumnie zgromadzoną widownię. Podarował nam półgodzinny recital. Zaczął od utworu będącego poniekąd motywem przewodnim filmu – „Z których krwi krew moja”. Ta pieśń zawsze wywołuje wzruszenie – nawet w tak surowej, akustycznej wersji. Następnie usłyszeliśmy „Freedom With Us” czyli kolejny klasyk z repertuaru SBB przewijający się przez całą karierę Mistrza. Wartością dodaną był tutaj wpleciony podczas improwizacji krótki motyw melodyczny ze suity „Ze słowem biegnę do ciebie”. Zabrzmiała też lubiana przez fanów kompozycja „Szczęśliwi z miasta N”. W kontekście wcześniejszych rozmów o przywiązaniu do Michałkowic nie mogło podczas tego koncertu zabraknąć piosenki „O Ziemio – Dzieciom Śląska”. W pewnym momencie pan Józef sięgnął po harmonijkę ustną i (nie przestając akompaniować sobie jedną ręką na pianinie) zagrał efektowne solo. Niespodziewanie melodia przerodziła się w pieśń „O mój Śląsku”. Jakże przejmująco zabrzmiał ów song autorstwa nieodżałowanego Janka Kyksa Skrzeka, zmarłego przed kilku laty młodszego brata bohatera wieczoru. Po wybrzmieniu ostatnich taktów Mistrz ukłonił się i chyba zamierzał już opuścić scenę, ale aplauz widowni skłonił go jeszcze do krótkiego bisu. Na sam koniec usłyszeliśmy więc kompozycję „Twój dom wschodzącego słońca”. Liryka tego utworu silnie odwołuje się do umiłowania ziemi ojczystej. Stanowiła zatem idealne podsumowanie premiery filmu, w którym duma i szacunek do tradycji są wartością przewodnią.
Michał Kass