2023.05.31 – DEF LEPPARD, MOTLEY CRUE, PULL THE WIRE – Kraków

Amerykańska trasa DEF LEPPARD i MöTLEY CRüE święciła jakieś niewiarygodne sukcesy, w Polsce występ obu zespołów nie spotkał się z aż tak ogromnym odzewem. Hala Tauron Arena nie wypełniła się po brzegi, ale zgromadzona publiczność zgotowała zespołom gorące powitanie.

Nie miałem okazji zobaczyć występu otwierającego całość PULL THE WIRE tak więc przejdźmy do naszego dwudaniowego „obiadu”.

MöTLEY CRüE rozpoczęli punkt 19:30 i zaprezentowali przekrojowy materiał, koncentrujący się na największych dokonaniach zespołu (czyli z krążków z lat 80-ych). Były więc takie hity jak „Wild Side”, „Shout at the Devil”, “Live Wire”, “Looks thak Kill” czy zagrany jako ostatni “Kickstart My Heart”. Była ballada “Home Sweet Home” przy której Tommy Lee zagrał na pianinie a przy “Girls, Girls, Girls” w rogach sceny pojawiły się dwie ogromne kobiece postacie. Oczywiście, skoro mowa o MöTLEY CRüE to nie zabrakło erotyzmu, w tym przydatku pikanterii nadawały dwie panie wyginające się na scenie podczas występu zespołu. Uwaga! Na wyraźny apel o pokazanie pewnej części ciała przez panie, znalazła się ochotniczka, która zaprezentowała swoje wdzięki. To było widowiskowe show, wspierane animacjami wyświetlanymi na ogromnych ekranach. W roli gitarzysty znakomicie odnalazł się John 5, ale… gdybym miał się jednak do czegoś przyczepić to, poza średnią formą Vince’a Neilla (ale tego się spodziewałem i jak się okazało było nawet nieco lepiej od oczekiwań), to poziom dźwięku, Było nieziemsko wręcz głośno, a podczas popisu solowego Johna 5 miałem obawy czy nie popękają mi bębenki w uszach.

O 21:30 scenę opanował DEF LEPPARD i pod względem dźwięku było o niebo lepiej. Selektywniej i o przyjaznym człowiekowi natężeniu poziomu głośności.  Zaczęli od „Take What You Want” z ostatniej płyty „Diamond Star Halos” (moim zdaniem najlepszy utwór z tego wydawnictwa) a potem w zasadzie „polecieli” best of z mocnym akcentem na ballady. Tych w występie brytyjskiej formacji było wręcz nieco za dużo („Love Bites”, „This Guitar”, „When Love and Hate Collide”, „Bringin’ On the Heartbreak”). Część utworów zespół wykonał w akustycznych wersjach, ale żeby wszystkich uspokoić nie zabrakło bardziej rockowego oblicza formacji. Wybrzmiały: „Foolin’”, „Armageddon It”, „Rocket”, „Rock of Ages”, czy mój ulubiony „Photograph”. Nie zabrakło hiciora “Pour Some Sugar on Me” a o tym, że zespół zaczynał jako jeden z twórców NWOBHM przypomniał instrumentalny „Switch 625”. DEF LEPPARD miałem okazję widzieć już trzeci raz i za każdym razem towarzyszył temu wielki uśmiech zadowolenia. To był znakomity koncert, bez fajerwerków na scenie, ale wsparty podobnie jak w przypadku MöTLEY CRüE animacjami i filmami wyświetlanymi na ekranach.

To był jeden z tych wieczorów, które się zapamiętuje na dłużej. Dwa zespoły, które swoje największe sukcesy odnosiły w latach 80-y zwarły szeregi tworząc razem ciekawą mieszankę muzyczną. Ja byłem usatysfakcjonowany i w takim nastroju opuszczałem krakowską halę.

Motley Crue
Def Lepprad

Piotr Michalski

Dodaj komentarz