Koncerty w piekarskim Ośrodku Kultury Andaluzja, od wielu już lat przebiegają jakby dwubiegunowo, skupiając na scenie albo artystów bluesowych, czy blues rockowych, albo zespoły należące do szeroko pojętego progresywnego nurtu. W tym roku sezon koncertowy rozpoczął się podobnie. 9 lutego koncertowała tutaj formacja OLDS BREAKOUT, a już dwa dni później 11 lutego, wystąpiły dwie stołeczne, progresywne formacje:AMAROK i PALE MANNEQUIN. Prawdziwym sukcesem jest to, że oba koncerty cieszyły się wyjątkowo dużą frekwencją! Fanów niekomercyjnej, progresywnej muzyki, w sobotę było chyba więcej, niż karnawałowych balonów zdobiących sufit koncernowej sali O.K Andaluzja.
Dyrektor ośrodka Piotr Zalewski, zapowiedział ze sceny ten sobotni koncert: „.. za chwile wystąpią przed Państwem dwa podmioty artystyczne z Warszawy…”, posługując się żartem: „…niegdyś wyjeżdżało się na koncerty do Warszawy, a obecnie bywa tak, że Warszawa przyjeżdża do nas…”. Po krótkich zapowiedziach, jakich koncertów możemy spodziewać się w Andaluzji w najbliższym czasie, po 19.00, na scenie pojawiła się formacja PALE MANNEQUIN.
Jest to stosunkowo młody zespół, jednak ma już w swoim dorobku dwie pełne płyty studyjnie („Patterns In Parallel” – 2018 i „Color Of Continuity”- 2021), a pod koniec ubiegłego roku wydali mini album („Toń”). Trasa którą przemierzają po Polsce u boku renomowanego Amaroka, związana jest właśnie z promocją tejże płyty. W swoim godzinnym secie zaprezentowali jednak fragmenty materiału ze wszystkich trzech albumów. Koncert rozpoczął „Dzień bez marzeń”, pochodzący z ich najnowszej płyty. Dzięki dwóm kolejnym kompozycjom z poprzedniego albumu: Maniac’s Mind i tytułowego „”, można było porównać, jak zespół brzmi z wokalami po polsku, a jak po angielsku. To nie jeden wokalny kontrast w ich przypadku. Rozbudowany „Colours of Continuity” pokazał, że Grzegorz Mazur dobrze czuje się w delikatnym śpiewie, ale odnajduje się również w growlu! Potem zabrzmiały (na powrót w języku ojczystym) nowe, równie długie co „Colours of Continuity” 8 minutowe kompozycje: „Toń” i „Ty tam to ja”. Pewna transowość tytułowej „Toni”, skojarzyła mi się nieco z utworem „Again,” grupy Archive. Na bis zespół zaserwował jeden utwór ze swojego płytowego debiutu „Some Dawn”. Podwójne wokalizy (śpiewa bowiem zarówno Tomasz Izdebski i Grzegorz Mazur), jak również gitarowe dialogi obu muzyków, ze wsparciem klawiszy (które obsługuje również Tomek Izdebski), nie zapominając oczywiście o świetnej sekcji rytmicznej (Dariusz Guc – Bas i Jakub Łukowski – perkusja), czynią ich muzykę bardzo bogatą. To był idealny suport przed daniem główny, przebogatym pod względem muzycznym repertuarem grupy AMAROK.
Lider AMAROKA, dobrze pamięta swoją pierwszą wizytę z zespołem, w piekarskiej Andaluzji. Zagrali wówczas swój własny set, ale towarzyszyli również na scenie Colinowi Bassowi . Trudniej było jednak z umiejscowieniem tego wydarzenia w czasie. Dzięki odnalezionej w archiwum Rock Area, własnej relacji z tego wydarzenia, mogę poświadczyć, że miało to miejsce dokładnie 30 listopada 2018 roku (https://www.rockarea.pl/relacje/2018-11-30-colin-bass-amarok-walfad-piekary-sl/). Tym razem uraczyli nas znowu piękna kompozycją „Nuk” z płyty „Hunt”, którą wówczas zabrzmiała z wokalem Colina Bassa. Obecnie zaśpiewał ją również bas – oczywiście basista zespołu Kornel Popławski. Powiedzieć o Kornelu, że to basista, to oczywiście zbyt mało, bo to praktycznie człowiek orkiestra. Grał nie tylko na basie, także na klawiszach, ale również uraczył nas tego wieczoru pięknymi partiami skrzypiec. Nieodłącznym atrybutem muzyki AMAROK, jest praktycznie od zawsze niekonwencjonalne instrumentarium. Okazałe, belgijskie harmonium towarzyszy im praktycznie na każdym koncercie. Ten wiekowy instrument paradoksalnie zawiódł podobno jedynie, podczas ich występu w Belgii! Drugim spektakularnym instrumentem, mającym wyjątkowy wpływ na nieziemska aurę muzyki Amaroka, jest theremin (posiłkując się na przykład Wikipedią, można dowiedzieć się, że to instrument muzyczny z grupy elektrofonów elektronicznych, skonstruowany przez rosyjskiego fizyka i wynalazcę Lwa Termena). Niczym jednak byłyby efekty wykreowane dzięki tym wyjątkowym instrumentom, bez przepięknych gitarowych solówek w wykonaniu Michała Wojtasa. W muzyce Amaroka bardzo ważną role spełniają instrumenty perkusyjne. Zarówno perkusja, za którą zasiadł wieczorny solenizant Konrad Zieliński. Jednak prawdziwym dopełnieniem, swoistym zestawem różnorodnych egzotycznych przypraw, pełnił przebogaty zestaw instrumentów perkusyjnych, w rękach Marty Wojtas. Muzyka Amaroka nie stroni od długich instrumentalnych wojaży, ale potrafi zachwycić również uroczymi partiami wokalnymi zarówno Michała, jak i Marty. Oprócz kilku starszych kompozycji, tego wieczoru zaprezentowali nam w całości swój ostatni, wyśmienity album „Hero”. W przepływie emocji zmienili jedynie nieco kolejność utworów.
Często bywa tak, że przy intensywności życia koncertowego, niektóre wydarzenia umykają, a wrażenia jakich dostarczały, z biegiem czasu zacierają się. W przypadku koncertu Amaroka, może podobnie jak poprzednio, zatrzeć się data tego wydarzenia, ale czysto artystyczne wrażenia jakie pozostawił, z pewnością pozostaną w pamięci na długo!
Tekst: Marek Toma
Zdjęcia: Grzegorz Galuba