2022.07.16 – Progmetalrock Festiwal 2022 – Ostrów Wielkopolski

W ubiegłym roku pojawił się nowy, rodzimy letni festiwal, promujący szeroko pojętą muzykę progresywną – Progmetalrock Festiwal w Ostrowie Wielkopolskim. Był to bardzo udany i obiecujący debiut. Przypomnę że 21 sierpnia 2021 roku , w Amfiteatrze Parku Miejskiego, w Ostrowie Wielkopolskim, wystąpiło 5 rodzimych formacji: HELLHAVEN, DISTANT DREAM, HERE ON EARTH, MECHANISM I RETROSPECTIVE. Swoją zeszłoroczną relację  kończyłem słowami: „…trzymam kciuki za organizacje kolejnych edycji. Mam nadzieję, do zobaczenia za rok…”

Cieszę  bardzo, że idąc pod prąd wszędobylskiej komercjalizacji, udało się organizatorom kontynuować tak niekomercyjne przedsięwzięcie, jakim jest festiwal muzyki progresywnej. Nawiązując do słowa „progresywny”, druga festiwalowa edycja faktycznie przyniosła wyraźny progres, bo z festiwalu krajowego, zrodziła nam się  prawdziwa międzynarodowa impreza! Tym razem koncertowa scena przeniosła się nieco dalej od centrum, za to w malowniczej scenerii zbiornika wodnego, w Parku Kultury i Wypoczynku Piaski-Szczygliczka. Festiwal nie rozpoczynał się rano, lecz o godzinie 16.00, dlatego podziw dla organizatorów, że udała im się rzecz niezwykle karkołomna, a wydawałoby się wręcz niewykonalna! Mimo tak wąskich ram czasowych, dali radę zmieścić aż 7 formacji: OBRASQI, PROAGE, GALLILEOUS, ODDLAND (Finlandia), LESSIS LESSIE, FUGHU (Argentyna), IVANHOE (Niemcy). Prawdą jest, że festiwal nie zamknął się (jak to było pierwotnie planowane) o godzinie 24.00, lecz potrwał prawie 2 godziny dłużej.

Pewnie można by tutaj ponarzekać, nad frekwencją, jednak wierni sympatycy takiej a nie innej muzyki znają realia i przyzwyczaili się już do niszy, którą starają się zapełniać jak tylko mogą, pojawiając się  praktycznie w podobnym składzie, podczas wielu koncertowych wydarzeń, w różnych rejonach naszego kraju, wzdłuż i wszerz.

Muzyczna różnorodność tegorocznych zespołów, udowadnia jak pojemna jest szufladka z napisem rock progresywny! Pomiędzy pierwszym a ostatnim zespołem, rozstrzał stylistyczny był tak ogromny, że powinien zaspokajać (wydawało by się) gusta zupełnie innych odbiorców. Jednak prawdziwi sympatycy muzyki progresywnej kochają zarówno te subtelne, jak i mocne, a nawet ekstremalnie mocne formy rockowej ekspresji.

Pomorskiej formacji OBRASQI, nie pierwszy już raz przypadła  niewdzięczna rola otwierania festiwalu. Podobnie było podczas ubiegłorocznego Ino Rocka w Inowrocławiu. Atmosferyczna muzyka jaką tworzą, pewnie o wiele lepiej smakowała by po zmroku, wpisując się w tekst utworu „Cień” – „wokół ciemność nie ma blasku tylko czerń…” , albo kompozycji „Najbardziej ciemny świt”, z ich debiutanckiego albumu „Dopowiedzenia”.  Można tu jednak zacytować inny fragment, z tytułowej kompozycji  – „…w obłokach dnia, spotykam Cię…”. Oprócz repertuaru z tejże płyty, mogliśmy usłyszeć  próbkę nowego materiału, w postaci dwóch utworów z nadchodzącej, nowej płyty. Singlowy „Obiecaj”, już słyszeliśmy.  Duże ważnie zrobiła (pewnie nie tylko na mnie) jednak ta całkiem premierowa kompozycja. Bardziej mroczna, z tekstem w formie wyliczanki niczym w horrorze z Freddy Kruegerem.  Mimo niesprzyjających okoliczności (pory dnia), zespół potrafił oczarować klimatem. Trzeba przyznać że na żywo, ich muzyka smakuje podwójnie.

Lider PROAGE Mariusz Filosek, zaanonsował swój zespół, mówiąc że wywodzą się z Będzina, to jednak obecnie trafniejsze byłoby stwierdzenie, że pochodzą z Sosnowca. Najlepiej  powiedzieć więc, że do Wielkopolski przyjechali z Zagłębia. Całkiem niedawno miałem ich przyjemność oglądać właśnie w Sosnowcu. Ich muzyka, zwłaszcza ta którą zaprezentowali tutaj najobszerniej, z najnowszego albumu „Coelum” , okraszona pięknymi partiami saksofonu, równie dobrze smakuje nad Brynicą (dopływem Przemszy) , jak i nad Ołobokiem (dopływem Prosny).  Tego wieczoru (może jeszcze nie wieczoru, a popołudnia), zagrali również kilka kompozycji  z ich wcześniejszych albumów.

Kolejny zespół pokonał podobną  ilość kilometrów, bo pochodzi z Górnego Śląska, a dokładniej z Wodzisławia Śląskiego.  Tak się akurat składa, że GALLILEOUS , to chyba najczęściej oglądana przeze mnie ostatnio na żywo formacja! Mimo, że miałem przyjemność przeżywać ich występy wielokrotnie, to jednak zespół nie przestaje mnie zaskakiwać! Takim zaskoczeniem, było z pewnością niedawne pożegnanie ich długoletniego basisty Pawła Cebuli, którego miejsce zajął Mateusz Weber-Mieszczak. Najciekawsze jest jednak to, że do Ostrowa Wielkopolskiego przyjechali w ogóle bez basisty! W miejscu  czterech strun, sekcję rytmiczną  uzupełniały dźwięki klawiszowej gitary, którą obsługiwał niejaki Boogie. Muzyk ten, uczestniczył już w innych muzycznych projektach lidera zespołu Tomka Stońskiego, ale wspomagał również Gallileousa. Ogromnym  atrybutem  formacji, jest oczywiście wokal Ani Pawlus. Jej niesamowity, mocny głos, nie jest już zaskoczeniem. Okazuje się jednak, że Ania również potrafi zaskakiwać! Chociażby dzięki swoim scenicznym kreacjom. Tym razem, wyglądała piekielnie barwnie. Koncert ubarwiły również dodatkowe rekwizyty, chociażby maska Frankensteina, którą założyła podczas kompozycji „Frankenstein”, z ich najnowszego albumu. To było iskrzące pozytywną muzyczną energią, świetne muzyczne show.  Podczas tego festiwalu, żadnemu innemu zespołowi nie udało się tak spontanicznie poderwać publiki. Jednym słowem kosmiczny Gallileous!

Przyszła pora na pierwszy zagraniczny band. Przyznam szczerze, że jest to jedyny zespół, którego nie znałem i może bym nie poznał, gdyby nie ostrowski festiwal. Finowie mają na swoim koncie 3 albumy, a ten najnowszy  – „Vermilion”, miał swoją premierę w marcu tego roku. Przed przyjazdem na festiwal oczywiście odrobiłem lekcję, posilając się streamingiem. Musze przyznać, że już przy pierwszym zetknięciu, muzyka fińskiego ODDLAND, zrobiła na mnie pozytywne wrażenie –  świetna, potężna brzmieniowo, na wskroś skandynawska dawka metalu. Przed koncertowa zapowiedź Roberta, w sposób bardzo dobitny wyrażała, że tym razem będzie naprawdę ostro. To był faktycznie najostrzejszy punkt, tegorocznej edycji festiwalu. Mimo niewątpliwej, gatunkowej mocy, jednak  i tutaj, było można wyłapać pewną dawkę liryzmu. Trzeba przyznać, że Skandynawowie potrafią budować klimat, jak nikt inny na świecie.

Po najbardziej ostrej muzycznej dawce, przyszło nam ochłonąć, ale równocześnie oniemieć z zachwytu! Ostatni rodzimy przedstawiciel progresywnej sceny muzycznej wrocławski LESS IS LESSIE, dzięki materiałowi z ich ostatniego albumu „ The Escape Plan”, zabiera nas w niesamowitą podróż po wrocławskich zakamarkach. Ta muzyczna podróż, to świetnie zrealizowane widowisko, w którym muzyka, w połączeniu z przepływającymi przed naszymi oczami obrazami, daje niesamowity efekt! Nie musimy pakować walizek. Tutaj mamy sytuację odwrotną.  Zespół potrafi spakować cząstkę swojego rodzinnego miasta do walizki i rozpakować praktycznie w każdym miejscu na świecie. Chociaż  i bez tego artystycznego zabiegu, samym dźwiękiem umieją oczarować, a nawet zahipnotyzować słuchacza! Jedynie fotografowie mieli prawdziwy orzech do zgryzienia. Zagrali praktycznie po ciemku, bez wielobarwnych świateł reflektorów.

Nie ma rzeczy niemożliwych. Dowód?  Organizatorom udało się sprowadzić, na jedyny koncert w Polsce formację z samej Argentyny!!! FUGHU to prawdziwi weterani progresywnej sceny. Zespół został założony w 1998 roku w Buenos Aires, chociaż pierwsza płytę wydali dopiero w 2019 roku .To co musiało urzekać, tryskająca ze sceny prawdziwa radość grania. Ci przesympatyczni muzycy dali tego wieczoru  fantastyczne show. W pewnym momencie, wokalista  Renzo Favaro upodabniając się do okładkowej postaci ich ostatniego albumu „Lost Connection”, przechadzał się pomiędzy widownią z butelką Whisky. Mało tego, częstował tym trunkiem prosto z butelki,  losowych wybrańców.

Ostatni zagraniczny gość muzycznego maratonu, to niemiecki IVANHOE. Kolejny zespół obok swego poprzednika, przy którym należy użyć słowa weterani. Niemiecka scena jest wyjątkowo bogata w progmetalowe formacje. Można by tutaj wymienić chociażby: SIEGES EVEN, SUBSIGNAL, VANDEN PLAS, POVERTY’S NO CRIME…, ale żaden z tych zespołów (może poza Vanen Plasem),nie ma takiego dorobku płytowego jak IVANHOE (8 płyt od pierwszej wydanej w 1994r., po tą ostatnią z 2020 r.). Alexander Koch mimo, że do młodzieniaszków nie należy, nadal dysponuje świetnym głosem. Porównałbym go do wypadkowej Bruce Dickinsona i Geoffa Tate. W swoim repertuarze mają nie tylko galopujące, czadowe numery, ale również piękne ballady, jak chociażby „If I Never Sing Another Song”.

Tak oto ta obszerna, muzyczna sztuka w siedmiu aktach dobiegła końca, jednak nie 16, a już 17 lipca.

Jeśli Progmetalrock Festiwal w Ostrowie Wielkopolskim, z roku na rok będzie ewoluował w takim tempie, to myślę jest szansa, że dożyjemy czasów, kiedy w Polsce będziemy mieli swój własny LORELEY!

[supsystic-gallery id=45]

Tekst : Marek Toma

Foto: Michał „Angelus” Majewski

Dodaj komentarz