Tuż po premierze nowej płyty, reaktywowana grupa DESTROYERS pojawiła się w chorzowskiej Leśniczówce na pierwszym z koncertów promujących wyczekiwane od trzech dekad wydawnictwo. Tego wieczoru na plenerowej scenie klubu zameldować miały się, czeski SOUL MASSACRE oraz na zwieńczenie imprezy, darzony estymą (nie tylko) na Śląsku – HORRORSCOPE. Tego dnia pogoda idealnie wpasowała się w zamiary organizatorów i fanów konkretnego łojenia. Po mokrym i nieprzyjemnym tygodniu, sobota była najcieplejszym dniem – dlatego tym bardziej cieszyło, że koncert odbywa się pod namiotem na tyłach Leśniczówki.
Taka już rola kapel otwierających koncerty i lokalnie mniej znanych. SOUL MASSACRE rozpoczął ten muzyczny wieczór dość wcześnie, ale od razu zjednał sobie zwolenników wśród gromadzącej się publiczności. Czesi zaskoczyli bardzo pozytywnie, nie dość, że prezentowali dość inteligentną odmianę deathmetalu, to do tego brzmieli naprawdę porządnie i selektywnie. Riffy SOUL MASSACRE i wyrazisty growl potrafił zjednać zespołowi wielu fanów tego wieczoru. Kto pojawiał się w klubie w trakcie ich występu, z niedowierzaniem wręcz szybko meldował się pod sceną. Nawet wśród mniej zainteresowanych tą częścią imprezy, bywalców klubu, widać było potakiwania aprobaty, a później dość liczne wycieczki do stolika z merchem.
DESTROYERS był daniem głównym tego wieczoru, to nie ulega wątpliwości. Wśród publiczności dało się zaobserwować najwięcej ludzi w ich barwach. Scenę zdobił wielki baner przedstawiający okładkę płyty „Dziewięć kręgów zła” a oświetlenie tylko dopełniało klimatu. DESTROYERS pojawili się na scenie i rozpoczęli set od singlowego kawałka „Zemsta Roninów”. Sam Marek Łoza – frontman kapeli przyznał że tego wieczoru skupią się na nowym repertuarze, ale przeplatać go będą klasykami. Tak też było. Wielokrotnie zatem wybrzmiały również kawałki z „Nocy Królowej Żądzy”. Zespół od pierwszych dźwięków porwał publiczność do zabawy. Z początku nieśmiały, a raczej nieliczny młyn z utworu na utwór gęstniał. Nie było żadnych problemów z namówieniem publiczności do skandowania refrenów, nawet w przypadku nowych kawałków. I oni byli znakomicie nagłośnieni, dzięki czemu mogliśmy się degustować gęstymi riffami jak i soczystymi solówkami. Set obfitował również w rekwizyty, począwszy od samurajskiego miecza w pierwszym utworze przez maskę śmierci w „Czarnej Śmierci”. Zespół był mile zaskoczony frekwencją, czemu wyraz dawał wokalista, a atmosfera koncertu była imponująca. Muzyka grupy jest zakotwiczona w dalszym ciągu w klasycznym heavy / thrashu, a wokalizy sprawiają że ich muzyka nabiera pewnego teatralnego wymiaru. To zespół typu kochać albo nienawidzić… nie ma mowy o stanie pośrednim. Widać było, że zgromadzona w Leśniczówce ekipa stęskniona była powrotu kultowej bądź co bądź kapeli.
HORRORSCOPE zafundowali nam set obfitujący w konkretne ciosy. Ewidentnie czują się w chorzowskim klubie jak w domu. Zresztą dowcipne wymiany zdań i zaczepek wokalisty z tłumem mogą potwierdzić tą teorię. W tym, przypadku mosh pit utworzył się gdzieś w okolicach trzeciego utworu ale za to był bardziej liczny i bardziej intensywny… Jako że od premiery ostatniego krążka zespołu minęło już trochę czasu, HORRORSCOPE zafundował nam przekrój przez swój repertuar, gdzie można było wyłapać nawet delikatne różnice stylistyczne, czy to w podejściu do solówek, czy do linii melodycznych. Bardzo pozytywne wrażenie pozostawił nowy utwór o nazwie (bodaj) „Awakening Utopia”. Konkretny strzał z przesoczystą solówką. Zaostrzył apetyt na nowy materiał kapeli. Zespół na scenie ewidentnie podzielił role. Za kontakt z publicznością i robienie wrażenia ciągłego ruchu odpowiedzialny jest wokalista, który oprócz wspomnianego kontaktu z publiką dwoił się i troił, niepomny przepisów BHP, wieszał się (czy też wspierał) na konstrukcji z oświetleniem i wraz z basistą stanowili główny element zamieszania na scenie, wiosłowi raczej skupiali się na swoim rzemiośle, ale również z po ich minach można było wywnioskować, że zadowoleni byli przebiegiem wydarzenia. Nie liczyłem czasu, ale ich występ minął niczym z bicza strzelił. I oni brzmieli tego wieczoru wyśmienicie, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że plenerowa scena Leśniczówki, może brzmieć nawet lepiej niż wnętrze klubu. Miejmy nadzieję, że to nie ostatni tego typu koncert w Sezonie.
Piotr Spyra
[supsystic-gallery id=30]