Grupa CETI wydała płytę. I to nie byle jaką płytę. Płytę rewelacyjną! Około tydzień po jej premierze zaplanowali początek trasy promocyjnej. I nie pierwszy raz rozpoczęli od Śląska. Po pierwsze niedobrze byłoby przegapić ich wizytę, gdzieś pod swoim nosem, a po drugie liczyłem na konfrontację wersji koncertowej nowego materiału z tym co już zdążyło się zakodować pod moją kopułą.
Wieczór jednak miał otwierać zespół 1one, z którym szczerze mówiąc straciłem kontakt tuż po wydaniu „Świata Świetych Krów” i ich krakowskim występie przed Deep Purple. Wiedziałem że skład uległ przemeblowaniu, a zastąpienie Adama Wolskiego wokalistką – Sylwią Dziardziel będzie zadaniem wymagającym ponownego budowania bazy fanów. Ale przyznać trzeba, że 1one dali radę. Sylwia jest nieprawdopodobnie pogodną i charyzmatyczną frontmenką. Świetnie sprawdziła się w starszych kompozycjach, klasycznych coverach, a co najważniejsze rozbudziła apetyt do zaznajomienia się z nową płytą, której premiera będzie miała miejsce niebawem. Kolejnym znakiem rozpoznawczym zespołu jest również osoba keyboardzistki. Która ze swoim zestawem wyczyniała cuda wianki – i choć kilka razy nagłośnienie sprawiło psikusa, wrażenia pozostały jak najbardziej pozytywne. Największa niespodzianką dla zgromadzonych fanów był gościnny występ z zespołem 1one Grzegorza Kupczyka i wykonanie w duecie z Sylwią utworu „Dwudziestolatki”. Ten nostalgiczny kawałek stanowił ewidentną chwilę na złapanie oddechu w dynamicznym hard rockowym secie zespołu. Na koniec podczas ostatniego utworu każdy muzyk pochwalił się popisem solowym i tak przyzwoicie rozgrzanych przed występem CETI pozostawiła nas kapela 1one.
Przysłowiowe pół godzinki na przemeblowanie i na scenę wkroczyli muzycy CETI w rozbudowanym o drugą gitarę składzie. Zresztą to nie jedyna zmiana, gdyż nowa twarz pojawiła się także za bębnami. Ekipa weszła na scenę i ruszyła z kopyta, dwoma nowymi heavy metalowymi numerami. Następnych kilkadziesiąt minut to istny szał. Publiczność śpiewała niemal każdy refren – nawet z nowego materiału. Zresztą sporo w nim miejsca na chóralne zaśpiewy do których Kupczyk nie musiał nas długo namawiać. Wiadomo – wczesne kultowe kawałki CETI i TURBO spotkały się z hiper-entuzjazmem, ale reakcje na nowe kawałki niewiele im ustępowały. Zresztą przyznać trzeba że jakościowo i brzmieniowo świeże kawałki nie ustępują utworom klasycznym. Podczas niespełna półtorej-godzinnego występu grupa zaprezentowała WSZYSTKIE utwory z nowej płyty – i przyznać trzeba że ani jedna nuta nie była zbędna. Ten set wydawał się tak spójny, jakbyśmy wylądowali gdzieś w 86-tym roku… Druga gitara powoduje że utwory CETI są ciężkie acz soczyste, a klawisze schowane nieco w tle dodają momentami fajnego hardrockowego, niemal purpurowego posmaku. Oczywistym było, że „Kometa Halleya”, „Dorosłe dzieci” czy zagrana na bis „Kawaleria Szatana” mogą skraść szoł, ale jak się okazuje reszta repertuaru nie musi się przy nich czuć jak dalecy kuzyni. I powiem szczerze, że zawsze traktowałem CETI jako zespół hard rockowy… ale od jakiegoś czasu wydają się powracać do korzeni Grzegorza. Cóż ciągnie wilka do lasu, czego świadkami byliśmy w Leśniczówce.
Chorzowski klub jest miejscem specyficznym i kultowym. Wiedzą o tym również artyści. Atmosfera tych koncertów ma w sobie jakąś intymność, odbiorca ma tu kontakt z zespołem na jakimś wyższym – transcendentalnym poziomie. Tym razem nie było inaczej. Może trochę mnie poniosło, ale zawsze tam tak mam ;).
Piotr Spyra
[supsystic-gallery id=2]