Kolejny już raz wydarzyła się rzecz wydawałoby się mało prawdopodobna.
Do mojej rodzinnej miejscowości, przyjechał kolejny już zespół, należący
do ścisłego grona moich ulubionych progresywnych gwiazd światowego
formatu – THE FLOWER KINGS. Spoglądając na rozkład ich
trasy koncertowej widzimy m.in. takie aglomeracje jak: Hamburg, Hanower,
Londyn Dortmund, Berlin, Kopenhaga Göteborg, Sztokholm, czy chociażby
Poznań. Przy takich metropoliach, górnośląskie Piekary wyglądają jak
Lądek Zdrój przy Londynie! Przyjechali do Piekar Śląskich i zapełnili
salę, można powiedzieć kultowego już Ośrodka Kultury „Andaluzja”. Wśród
przyjezdnych znaleźli się nie tylko fani dobrej muzyki z różnych stron
Polski, ale również dosłownie ze wszystkich krajów Grupy Wyszehradzkiej:
Wegier, Czech, Słowacji, a także z Ukrainy.
Pierwotnie szwedzkim weteranom muzyki progresywnej miała towarzyszyć
równie legendarna holenderska formacja Kayak. Problemy zdrowotne lidera
zespołu jednak pokrzyżowały plany organizatorów. Support w postaci
Rikarda Sjöbloma i rosyjskiej formacji Iamthemorning, gwarantował
jednak, nie mniej ciekawe wrażenia artystyczne.
Punktualnie o 19.00 na scenie pojawił się Rikard Sjöblom.
Były muzyk Beardfish, a obecnie Big Big Train , wydający również płyty
swojego solowego projektu Gungfly. Pewnie wielu miłośników muzyki
progresywnej pragnęło by zobaczyć na tej scenie pełny skład Beardfisha.
Wiadomo oczywiście, że jest to raczej niemożliwe. „Brodata ryba” należy
już do gatunków wymarłych, zespół zawiesił bowiem swoją działalność.
Sympatyczny, długowłosy, uśmiechnięty Szwed zaprezentował krótki
akustyczny set, posługując się jedynie pożyczonymi od zespołu
Iamthemorning instrumentami: gitarą akustyczną Marjany Semkiny, a
później klawiszami Gleba Kolyadina. Naturalność jego solowego występu
sprawiała dużą przyjemność w odbiorze. Bez wątpienia chciało by się
obejrzeć i posłuchać umiejętności Rikarda zdecydowanie dłużej.

Rosjanie pojawili się na scenie praktycznie bez żadnej przerwy, w
czteroosobowym, akustycznym składzie (jedynie gitara akustyczna,
klawisze, wiolonczela i instrumenty perkusyjne). Po reakcjach płynących z
sali należy sądzić, że udało im się oczarować publiczność, swoim
akustycznym brzmieniem. Okładka ich ostatniego albumu „The Bell”
idealnie oddaje klimat tej subtelnej muzyki. Rudowłosa Marjana Semkina,
czarowała nie tylko swoim wokalem, w białej sukni prezentowała się
zjawiskowo. Miałem przyjemność oglądać Iamthemorning
dwa lata temu, podczas festiwalu w Inowrocławiu, jednak tutaj, w
bardziej kameralnej, zamkniętej przestrzeni, ich muzyka brzmiała
wyjątkowo pięknie.


Tym razem nie obyło się bez krótkiej przerwy technicznej, by na scenę mogli wejść ci, na których wszyscy czekali – The Flower Kings,
czyli: Roine Stolt (gitara, wokal), Hasse Fröberg (wokal, gitara),
Jonas Reingold (bas). Oraz nowe twarze w zespole, dzięki którym już nie
można powiedzieć jednoznacznie, że jest to zespół szwedzki: amerykański
klawiszowiec Zach Kamins i włoski perkusista Mirko DeMaio. Roine Stolt
czarował swoją grą, praktycznie cały czas na siedząco. Hasse Fröberg,
pełniący rolę głównego wokalisty, ze swoją gitarą, dla kontrastu
zachowywał się bardziej żywiołowo. Roine Stolt , na samym początku
niczym dyrygent orkiestry symfonicznej instruował dźwiękowców, co należy
poprawić, aby zabrzmieli perfekcyjnie.
Biorąc pod uwagę czasy poszczególnych utworów, nie może dziwić, że
podstawowy set zawierał jedynie 5 kompozycji. Rozpoczęli od „Black
Flag”, ze swojego świeżutko wydanego krążka „Waiting For Miracles”.
Potem wybrzmiał półgodzinny klasyk „The Truth Will Set You Free” (z
płyty „Unfold The Future”). I powrót do nowego wydawnictwa „Miracles
for America”. Sięgnęli również (można powiedzieć) do swojej genezy. Z
wielką przyjemnością wysłuchałem kompozycji „ The Flower King” z wydanej
w 1994 roku solowej płyty Roine Stolta, od której to właśnie wzięła
się nazwa zespołu. Następnie zagrali również bardzo długą kompozycję
tytułową z płyty „Stardust We Are”, po której zeszli ze sceny.
Aplauz publiczności, gromkie brawa i owacje na stojąco, wywołały
oczywiście zespół z powrotem. Na bis wybrzmiał „There Is More To This
World” (z „Retropolis”). I kiedy wydawało się, że to już absolutny
koniec, wydarzyło się coś wyjątkowego. Dodatkowy zestaw klawiszy na
scenę przyholował Rikard Sjöblom. Stało się jasne, że zagrają coś
wspólnie. Nie było jedynie jasne, co zaprezentują? Nie zagrali jednak
nic z repertuaru The Flower Kings, Beardfisha czy Gungfly. Wspólnie
zaserwowali nam nieśmiertelną balladę z repertuaru The Beatles „The Long
And Winding Road”. W rzeczywistości przed nimi droga nie tak długa i
kręta. Kolejny planowy przystanek na trasie, następnego dnia w Poznaniu.



Tytuł najnowszej płyty The Flower Kings, którą promuje właśnie obecna
trasa koncertowa – „Waiting For Miracles”, idealnie nadaje sie jako
puenta mojej relacji. „Oczekiwanie na cuda” – jednym z takich cudów ,
był bez wątpienia koncert zespołu, w piekarskiej „Andaluzji”.
Tekst: Marek Toma
Zdjęcia: Michał Majewski