Już 12 raz Inowrocław staje się letnią areną muzyki progresywnej. Moja
ubiegłoroczna absencja, spowodowała u mnie ogromny apetyt na Ino Rocka,
zwłaszcza że festiwalowy skład gwarantował mnóstwo muzycznych wrażeń. Na
rozgrzewkę, choć biorąc pod uwagę pogodę (co jest tutaj sprawą niemal
pewną), należałoby raczej powiedzieć na ochłodę, zagrali rodzimi
przedstawiciele sceny muzycznej: Joanna Vorbrodt, oaz zespół Lion
Shepherd. Nie wiem, czy było to zaplanowane z góry, czy pewnym dziełem
przypadku, ale dalsza festiwalowa część ukierunkowana była tym razem na
muzykę wyłącznie angielską. Zagrali bowiem aż trzej przedstawiciele
tamtejszej sceny: Crippled Black Phoenix, Antimatter i Anathema. Kolejny
występ (drugi raz w Inowrocławiu) głównej gwiazdy wieczoru – Antahemy,
która w naszym kraju obdarzona jest szczególną estymą, gwarantował
solidną frekwencję. W rzeczy samej okazała się rekordowa. Organizatorzy
festiwalu wrócili również, do konferansjerskiej formuły. W tą rolę
wcieliła się osoba wybitnie kojarząca się z muzyką progresywną – były
redaktor muzyczny pisma Teraz Rock, a obecnie członek muzycznej redakcji
radia Rock Serwis FM i jednocześnie gitarzysta legendarnej formacji
Collage Michał Kirmuć. Można więc śmiało powiedzieć – właściwy człowiek,
na właściwym miejscu.
Tegoroczny festiwal zainaugurowała Joanna Vorbrodt.
Towarzyszy jej jedynie grający na gitarze małżonek Romuald Vorbrodt.
Artystka zaprezentowała nam kawałek swojej bardzo oryginalnej, wrażliwej
muzyki, podpartej inteligentnymi tekstami. Na wyjątkowy, muzyczny
klimat duży wpływ miało obszerne użycie niekonwencjonalnego instrumentu,
jakim jest theremin. Usłyszeliśmy kilka utworów głównie z płyty „Punkty
Zwrotne”: „Suelle”, „Całkowite zaćmienie”, „O północy nad Wisłą”,
„Jedyną taką jesienią”…, ale były również absolutne nowości: „Będę
tęsknić” i „Zeszły rok pod chińskim psem”. Muzyka Joanny Vorbrodt, mogła
zadowolić miłośników klimatów Dead Can Dance, jak również naszego,
rodzimego Amarok. Występ artystki z pewnością dużo by zyskał, gdyby mógł
odbyć się po zmroku.
Drugim polskim akcentem był Lion Shepherd, zespół który
zyskuje coraz większą popularność. Duży wpływ na to, miało wydanie w
tym roku bardzo dobrej, trzeciej płyty, zatytułowanej po prostu „III”.
Świetny wokal Kamila Haidara, piękne gitarowe solówki Mateusza Owczarka,
oraz bardzo elastyczna gra na perkusji Maćka Gołyźniaka, stanowią o
sile tej muzyki. I chociaż studyjne oblicze zespołu to wymienione trio,
na scenie mają poszerzony, sześcioosobowy kolektyw, z akcentem żeńskim –
Karoliną Skrzyńską, grającą na ciekawym, etnicznym instrumencie,
którego nazwa jest dla mnie tajemnicą. Większa część koncertowego
repertuaru stanowił materiał z najnowszej płyty, ale były też starsze
akcenty. Kompozycja „Infidel Act Of Love”, została zagrana w hołdzie,
tragicznie zmarłemu przyjacielowi Mateusza Owczarka.
Pora na pierwszego przedstawiciela sceny brytyjskiej – Crippled Black Phoenix.
To bez wątpienia bardzo oryginalny band, którego muzyka wymyka się
jasnym, stylistycznym klasyfikacjom i to chyba największa zaleta ich
twórczości. Wiem, że zespół ma w Polsce sporą grupę oddanych fanów.
Osobiście raczej do nich nie należę, jednak z przyjemnością obejrzałem,
jak zespół prezentuje się na żywo. Siła trzech gitar, damskie i męskie
wokale, solidna sekcja rytmiczna, dodatkowe instrumentarium, chociażby w
postaci trąbki, musiały robić wrażenie. Perkusista zespołu obchodził w
tym dniu swoje urodziny. Nie obyło się więc bez „Happy Birth Day”
odśpiewanego przez zespół, oraz „Sto Lat”, przez publiczność.
Pochodząca z Liverpoolu formacja Antimatter, dowodzona
przez Micka Mossa, bardzo lubi występować w naszym kraju. Odwzajemnia to
również polska publiczność. Inowrocławski amfiteatr, bardzo szybko
otulił mrok, ciepłego letniego wieczoru. Właśnie taka aura sprzyjała w
odbiorze tej wrażliwej, melancholijnej, klimatycznej muzyki. Jej atutem
jest bez wątpienia charakterystyczny, głęboki wokal lidera zespołu.
Ozdobą koncertu były świetne wizualizacje. Filmowe obrazy, przeplatane
były okładkami płyt. Tego wieczoru koncertowy repertuar, zespół
potraktował bardzo przekrojowo, z przewagą kompozycji pochodzących z
dwóch ostatnich, świetnych albumów zespołu: „Black Market Enlightenment”
i The Judas Table”.
Anathema, przyjechała oczywiście również z Liverpoolu, a
bywała w naszym kraju wielokrotnie, każdorazowo niczym magnes
przyciągając pod scenę, rzeszę oddanych fanów. Tak było również tego
wieczoru. Polacy lubią muzykę braci Cavanagh, chyba bardziej niż
kapustę. Muzycy wielokrotnie byli świadkami polskiej gościnności, a
kapusta ewidentnie utkwiła w ich pamięci. Na samym początku, nie
ustrzegli się pewnych usterek dźwiękowych, dalsza część koncertu
przebiegała już bez większych problemów. Tym razem do muzycznego
wizerunku zespołu, wkradło się dużo elektronicznych aranżacji. Podobnie
jak w przypadku Antimatter, wrażenie robiły również barwne wizualizacje.
Wybrzmiało 13 kompozycji (set-lista poniżej). Festiwalową reguła było
brak bisów, które tradycyjnie wieńczą występy zespołów. I tak miało być
chyba w przypadku Anathemy. Jednak kiedy Michał Kirmuć zabierał się już
za podsumowanie i praktycznie żegnał już inowrocławską publiczność,
muzycy niespodziewanie weszli jeszcze raz na scenę. Jako bis zabrzmiał
„Deep”.
Ten wyjątkowo ciepły jak na kończącą się drugą fazę lata wieczór,
upłynął wyjątkowo szybko i tym sposobem 12 edycja Ino Rocka przeszła do
historii. Jakich atrakcji doświadczymy już za rok? Tego jeszcze nie
wiemy. Należy więc życzyć organizatorom, aby 13 edycja festiwalu,
okazała się równie szczęśliwa i udana, jak poprzednie.
Tekst: Marek Toma
Zdjęcia: Jan Yano Włodarski
Set-lista Anathemy:
1. San Francisco
2. Can’t Let Go
3. Endless Ways
4. The Optimist
5. Thin Air
6. Springfield
7. Closer
8. A Natural Disaster
9. Distant Satellites
10. The Storm Before the Calm
11. Untouchable, Part 1
12. Untouchable, Part 2
13. Fragile Dreams
Bis:
14. Deep