2019.07.24 – RAMMSTEIN – Chorzów

19rammstein

Zazwyczaj, kiedy kupuję bilet na koncert, nie mam problemu z wybraniem kategorii. Wiadomo, że jedyną słuszną opcją jest płyta. Tam przecież się szaleje, skacze, z trudem usiłuje przecisnąć jak najbliżej sceny, by będąc nieustannie napieranym przez innych uczestników koncertu jak najbardziej się zbliżyć do artystów na scenie. Są jednak takie grupy (a może tylko jedna?), które w trakcie występu prezentują na tyle oszałamiający spektakl, że jestem gotów zrezygnować z wyżej wymienionych atrakcji, żeby tylko nikt nie przeszkadzał mi w chłonięciu widowiska.

Dotychczas wiedziałem o jedynych w swoim rodzaju elementach show Rammsteina tylko z relacji z poprzednich polskich koncertów grupy. Wiedziałem też, że w związku z premierą długo wyczekiwanego siódmego studyjnego albumu grupa jest w tej chwili na fali, więc zdobycie biletu będzie nieco trudniejsze i, przez coraz to nowsze meandry narzucane przez Live Nation, okupione większym stresem. Jak się potem okazało, wykrakałem. Kiedy już wszystko miałem wybrane, wpisane w odpowiednie rubryczki i zatwierdzone, okazało się, że mój bank ma przerwę techniczną. Wyobrażacie sobie? Po godzinie podjąłem kolejną próbę, tym razem udaną, jednak miejsca, które wybrałem sobie wcześniej już nie było, wobec czego musiałem zakupić bilet droższej kategorii. Następnie kolejne 6 tygodni to oczekiwanie na przesłanie personalizowanego druku kolekcjonerskiego, ech… No, ale w końcu nadszedł dzień koncertu.

Muszę przyznać, że na swoją pierwszą w karierze stadionową trasę Niemcy wybrali sobie bardzo nietypowy support. Francuskie pianistki z Duo Jatekok, bo o nich mowa, na oficjalnym wydarzeniu na Facebooku doczekały się interesującego opisu rozpoczynającego się następująco: „Zespół wykona utwory z albumu „Klavier” Rammsteina na cztery ręce i dwa fortepiany!” Cóż, znam tak zatytułowany kawałek z płyty „Sehnsucht”, ale o nazwanym tak albumie nie słyszałem nigdy w życiu.

Panie rzeczywiście zaczęły swój występ od „Klavier”, a program ich występu istotnie składał się jedynie z fortepianowych aranżacji rammsteinowych klasyków. Szkoda, że nie wmiksowały w to w nic, co można znaleźć na ich dwóch jak dotąd wydanych płytach. Niemniej jednak ich występ na małej scenie (przypomnę, że Rammstein już od lat oprócz głównej estrady korzysta też z drugiej, mniejszej) na pewno poruszył co wrażliwszych widzów, pomimo faktu, iż artystki grały jeszcze przy dziennym świetle, co zdecydowanie ujmowało magii ich występu. Mi osobiście najbardziej przypadło do gustu „Du hast”, w którym słynny motyw syntezatora w organicznej wersji fortepianowej zabrzmiał równie przekonująco i dramatycznie. Francuzki miały tego wieczora jeszcze wrócić na scenę.

Przed koncertem gwiazdy wieczoru znów dał o sobie znać mój brzydki nawyk psucia sobie niespodzianki poprzez wizyty w serwisie setlist.fm. I tu przykra wiadomość, otóż okazało się, że zespół w trakcie tej trasy nie wykonuje swojego największego przeboju, czyli „Amerika”. Wiem, że to zabrzmi jak tekst jakiegoś sezonowca, który dopiero co usłyszał o takim zespole jak Rammstein i oprócz tego kawałka poznał jeszcze tylko co najwyżej wspomniane „Du hast”, ale to po prostu kapitalny numer, bez którego moim zdaniem koncert grupy nie może się obejść. Na 21 utworów składających się na chorzowską setlistę zrozumiale przypadło aż 8 z nowej płyty. Podobnie jak po przesłuchaniu albumu, największe wrażenie wywarło na mnie „Puppe”, w trakcie wykonania którego Till Lindemann wprowadził na scenę ogromny aluminiowy pojazd imitujący wózek dziecięcy, a znajdujące się w nim potworne niemowlę spłonęło w finale. To zdecydowanie najlepszy numer z tego krążka, za parę lat na pewno stanie się żelaznym punktem przyszłych setlist. Równie fajnie bujało „Radio” z przebojowym refrenem. Wiodący singiel z albumu, „Deutschland” został poprzedzony remixem autorstwa Richarda Kruspego, który wykonał go na szczycie imponującej konstrukcji stanowiącej oprawę sceny.

Mnie jednak najbardziej cieszył stary materiał. A także dobrze już znane elementy spektaklu towarzyszące poszczególnym utworom. Podczas „Mein Teil” Till usiłował, za pomocą aż trzech rodzajów, czy raczej kalibrów, miotaczy ognia ugotować Christiana Lorenza w kotle. Wiadomo nie od dziś, że tego typu akcje zazwyczaj kończą się niezbyt fortunnie dla klawiszowca. Tym razem to jednak właśnie on zatryumfował po tym jak po wyjściu z kotła i zrzuceniu ognioodpornego kombinezonu jednym ruchem ręki zrzucił wokalistę ze sceny. W trakcie „Pussy” Lindemann zwyczajowo dosiadał armatki w fallicznym kształcie polewając z niej publiczność.

Pojawił się również kontekst polityczny. Po wykonaniu na małej scenie, wraz z pianistkami z Duo Jaktekok akustycznej wersji utworu „Engel” muzycy „przepłynęli” po głowach fanów trzema pontonami z powrotem na scenę główną. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ponieważ w ubiegłych latach Lorenz tradycyjnie wykonywał taką akcję, jednak tym razem wzięli w niej udział wszyscy instrumentaliści Rammsteina a cały happening był alegorią uchodźców napływających do Europy drogą morską. Ponadto muzycy powiewali tęczowymi flagami tym samym wyrażając gest poparcia w stronę społeczności LGBT. Dla ich przedstawicieli był to pewnie miły gest, jednak ja sam jestem przeciwny mieszania polityki do muzyki w taki sposób. Przecież już same teksty Rammsteina w zdecydowanej większości traktują o poważnych, nierzadko niewygodnych sprawach, w tym homoseksualizmie.

Muzycy zwieńczyli swój set utworem, od którego wzięła się nazwa zespołu, czyli „Rammstein” z debiutanckiego albumu „Herzleid” oraz wykonanym wspólnie z publicznością nieśmiertelnym „Ich will”. Po zakończeniu koncertu w głośników jeszcze przez dłuższą chwilę wybrzmiewały urywki innych kompozycji zespołu.

Występ Rammsteina na Stadionie Śląskim był zdecydowanie najbardziej widowiskowym koncertem jaki do tej pory widziałem, a także najgłośniejszym. Myślę, że dla tego ostatniego faktu akustyka stadionu miała niewielkie znaczenie. Rammstein to po prostu potęga w czystej postaci. Rammstein to imperium, którego atak musi przebiegać z hukiem. Aż ciarki mnie przechodzą, kiedy pomyślę co ten zespół może jeszcze pokazać w przyszłości i gdzie (czy w ogóle?) leży dla niego jakaś granica.

Patryk Pawelec

Setlista:
1. Was ich liebe
2. Links 2-3-4
3. Tattoo
4. Sehnsucht
5. Zeig dich
6. Mein Herz brennt
7. Puppe
8. Heirate mich
9. Diamant
10. Deutschland (remix)
11. Deutschland
12. Radio
13. Mein Teil
14. Du hast
15. Sonne
16. Ohne dich
17. Engel (akustycznie)
18. Ausländer
19. Du riechst so gut
20. Pussy
21. Rammstein
22. Ich will

rammstein
rammstein

rammstein

Dodaj komentarz