2019.07.12 – BON JOVI – Warszawa

19bonjovi560

Bon Jovi po raz drugi w naszym kraju! Trasa promująca „This House is not for sale” trwa już ponad dwa lata, a nasz kraj w tej rozpisce znalazł się blisko finału. Grupa ma przed sobą jeszcze dziesięć występów. Wiadomo było, że organizacyjnie wszystko będzie dopięte na ostatni guzik. Kiedy zawitaliśmy na PGE Narodowym, pierwsze jednak co przykuło naszą uwagę, to stoiska z merchem. Świetnie wyposażone i gęsto rozmieszczone. Punktów gastronomicznych również nie brakowało. Dlatego kiedy na stadionie pojawiliśmy się ze sporym zapasem, nie było problemu aby się posilić lub uzupełnić płyny. Kolejne zaskoczenie, a nawet spore wrażenie, to rozmiary sceny. Wielkie półokrągłe telebimy po bokach sceny i ogromny ekran za nią gwarantowały świetny widok nawet widzom w oddalonych sektorach. Przed koncertami na telebimach pojawiały się zdjęcia, fanów które umilały oczekiwanie. Zresztą jak się okazało jeśli zdjęcie otagowaliście #bonjovimemories na Twitterze, mogło się ono tam też pojawić. Zresztą połechtało nas trochę, że wraz bratem pojawiliśmy się na tym ekranie na kilka sekund. Oprócz zdjęć fanów, na ekranach przewijał się quiz z pytaniami dotyczącymi Bon Jovi oraz reklamy produktów przez nich firmowanych. Jeśli odpuściliście stoisko z merchem, zostaliście ponownie wystawieni na pokuszenie, ale również można było rozmarzyć się w kwestii rejsu wycieczkowcem wraz zespołem Jona i dowiedzieć się, że jego ojciec wytwarza sos pomidorowy z którego sprzedaży profity przekazywane są na specjalną fundację.


Kiedy na scenie pojawił się zespół SWITCHFOOT przede wszystkim był to dla nas test sprzętu. Z zadowoleniem można było przekonać się, że technicznie przekazywanie obrazu i dźwięku będzie tego wieczoru majstersztykiem. Dźwięk również był więcej niż zadowalający,. Zresztą jak się okazało mimo, że support prezentuje nieco bardziej współczesną odmianę rocka jako rozgrzewacz sprawdził się doskonale. Nie dość, że ekipa swój set odegrała brawurowo, to frontman od razu złapał kontakt z publicznością. Okazał się utrapieniem ochroniarzy, bo niejednokrotnie przechadzał się po barierkach a podczas odgrywania coveru Led Zeppelin rzucił się w tłum i został przezeń poniesiony. Przyznać trzeba, że jeśli chodzi o kwestię podgrzania atmosfery SWITCHFOOT sprawdził się doskonale. Kilka kawałków pozostało w pamięci, a pewien riff spowodował namolną chęć wgryzienia się w ich pozostały repertoire.

Zespół BON JOVI pojawił się na scenie zgodnie z harmonogramem i mimo, że support przygotował nas mentalnie na odbiór wizualny, od pierwszych scen byliśmy zachwyceni. Okazało się bowiem, że występ gwiazdy był doskonale wyreżyserowany i wpleciony w animacje. Zresztą już zmierzchało i z utworu na utwór odbiór sfery wizualnej absorbował coraz bardziej. Grupa rozpoczęła od utworu tytułowego z najnowszej płyty który publiczność przyjęła owacjami. Zaraz potem otrzymaliśmy garść klasyków, która na początku koncentrowała się na złotym okresie działalności zespołu, czyli lata 80-te, by później ponownie wrócić ponownie do współczesnego repertoire. Sięgnięcie do debiutu z kolei było przyczyną sprowokowania publiczności do zabawy i jeszcze większych owacji. Podkreślić należy, że jeśli chodzi o widowisko, było to coś co robiło wrażenie, do głowy przychodzą mi słowa „przepych” i „rozmach”. I mimo, że nie doświadczyliśmy żadnej pirotechniki, na telebimach pojawiała się dodatkowa ściana reflektorów czy też sypiące się iskry które rekompensowały brak prawdziwych fajerwerków. Okazało się też niestety, że Jon Bon Jovi wokalnie niedomagał. Nowsze utwory jeszcze jakoś dawał radę, ale kilka klasyków kompletnie położył. Całe szczęście, że większość refrenów w klasycznych kawałkach jest śpiewanych chóralnie przez zespół… zresztą publiczność również nie ociągała się i śpiewała wiele utworów. Kilka fragmentów Jon nieco przearanżował i nie rzucał się na górki. Zastanawiałem się tylko czy to chwilowa niedyspozycja… odniosłem wrażenie, że lider zespołu ma zaczerwieniony nos a w pewnym momencie zszedł na bok sceny i użył inhalatora do gardła. W każdym razie nie dawał po sobie poznać, że coś jest nie w porządku, a żywiołowo reagująca publiczność udawała , tego nie zauważa. Mnie pozytywnie zaskoczył gitarzysta Phil X, który nie dość, że brawurowo wykonał wiele solówek, to okazał się mieć głos zbliżony do maniery Ritchiego Sambory. Charakterystycznym momentem koncertu było też kiedy podczas „Lay your hands on me” Jon Bon Jovi zszedł pod barierki i niepomny przepisów BHP wspiął się na nie i podtrzymywany przez parę osób odśpiewał kilka wersów. Zapewne do końca życia ten koncert zapamięta też dziewczyna, której pozwolono podczas „Bed of Roses” zatańczyć z Jonem na scenie. Podczas ballad zresztą cały stadion wypełniał się światełkami z latarek telefonów i wyglądało to oszołamiająco. Kiedy zespół zszedł ze sceny po dwugodzinnym show, wiadomo było, że publiczność nie pozwoli im odejść bez bisów. Kiedy pojawili się na niej ponownie zagrali dwa klasyczne kawałki: „I’ll be there for you” a całość zwieńczyli „Living on a Prayer”. Mimo niedyspozycji Jona ten koncert pozostawił po sobie pozytywne wrażenia. BON JOVI to jednak kawał koncertowej maszyny i nawet taki (istotny) szczegół jak niedyspozycja frontmana nie rzuca cienia na całokształt. Zarówno publiczność jak i zespół opuszczali PGE Narodowy szczęśliwi. Ja się tak pozytywnie nakręciłem, że jeszcze przez trzy godziny trasy do domu słuchałem w samochodzie BON JOVI.

switchfoot /><br />
<br />
<img decoding=bon jovi
bon jovi

Piotr Spyra


Setlista
1. This House Is Not for Sale
2. Raise Your Hands
3. You Give Love a Bad Name
4. Born to Be My Baby
5. Whole Lot of Leavin’
6. Lost Highway
7. Runaway
8. We Weren’t Born to Follow
9. Have a Nice Day
10. Keep the Faith
11. Amen
12. Bed of Roses
13. Roller Coaster
14. It’s My Life
15. We Don’t Run
16. Wanted Dead or Alive
17. Lay Your Hands on Me
18. Captain Crash & the Beauty Queen From Mars
19. I’ll Sleep When I’m Dead
20. Bad Medicine
bis:
21. I’ll Be There for You
22. Livin’ on a Prayer

Dodaj komentarz