Polscy fani wampirycznego CRADLE OF FILTH w ostatnim czasie nie mają
powodów do narzekań. Zespół nie tak dawno gościł w naszym kraju promując
ciepło przyjęty „Cryptoriana – The Seductiveness of Decay”, a teraz w
ramach celebracji 20 rocznicy wydania „Cruelty and The Beast”, Dani i
spółka pojawił się ponownie. Korzystając z okazji, skusiłem się na
przejażdżkę do stołecznej Progresji by raz jeszcze zobaczyć „Anglików”, a
jakie są moje wrażenia? O tym można przeczytać poniżej.
Twórcom „Dusk and Her Embrace” towarzyszyła francuska formacja ACOD. Do
tej pory nie miałem styczności z ich twórczością. Postanowiłem
potraktować ten zespół jako niespodziankę, dlatego przed koncertem nie
robiłem większego rozeznania – o pierwszym wrażeniu miał zdecydować
warszawski występ. To, co można było zobaczyć/usłyszeć tego wieczoru
napawało optymizmem – panowie radzili sobie całkiem nieźle. Zespół
propagował raczej nowoczesne oblicze black/death metalu, w klimatycznym
wydaniu. Oprócz tradycyjnego instrumentarium, Francuzi posiłkowali się
elektronicznymi tłami, co w znaczący sposób podnosiło atmosferyczne
nacechowanie. Pierwsze skrzypce (w sensie scenicznego wizerunku)
należały do wokalisty, który przez większość czasu spozierał na sufit
jakby prowadził pewien dialog z kimś z góry (nierzadko też polewał swą
głowę wodą). Ogólnie rzecz biorąc, panowie zaprezentowali zgrany set
(około 7 kawałków). Dodam też, że ich muzyka zainteresowała mnie na
tyle, że noszę się z zamiarem zakosztowania ich studyjnego dorobku – a
co z tego wyjdzie, czort jeden wie.


Po energetycznym wystąpieniu supportu, przyszła kolej na danie główne.
Zanim to jednak nastąpiło, nieodzowna stała się obowiązkowa przerwa
techniczna, podczas której przygotowywano scenę dla gwiazdy wieczoru.
Prace szły sprawnie i kiedy wszystko było już dopięte na ostatni guzik,
światła przygaszono, a z głośników wysączyło się dobrze znajome intro.
Maszyna ruszyła; muzycy kolejno pojawiali się na swoich stanowiskach, a
na największy aplauz mógł liczyć oczywiście główny sprawca zajścia,
czyli niestrudzony Dani Filth. Tego wieczoru przywitał on przybyłych w
trupim płaszczu z kapturem. Niektórzy pewnie są ciekawi jaką formę
wokalną prezentował tego wieczoru charyzmatyczny frontman… Otóż
kondycja Daniego nie wzbudzała większych zastrzeżeń (zespół widziałem
trzeci raz i tym razem było to jego najlepsze wystąpienie); zarówno
wysokie i niższe rejestry były całkiem dobrze słyszalne. Trochę dawało
się za to we znaki ubogie udekorowanie. Oprócz wielkiej kurtyny z
wizerunkiem Elizabeth, rozciągniętej na całej szerokości sceny (mowa o
kurtynie), po bokach ustawiono dwa banery, również z podobizną
demonicznej niewiasty. Poza tym zrezygnowano z innych ornamentacji.
Uwagę przykuwał natomiast specyficzny statyw mikrofonowy wizualnie
prezentujący się niczym zwój kości oraz drzewiec z rogatą bestią, który
towarzyszył wokaliście podczas jednego z kawałków. Dziwne wrażenie
generował za to brak wzmacniaczy gitarowych (jak się okazuje, przy
zastosowaniu nowych technologii nie są one koniecznością) – niemniej
jednak ów widok wzmagał poczucie scenicznej pustki. Tą próbowali
zapełnić sami muzycy, co nie do końca się udawało, bo szaleństw nie
było. W tej materii nie bez znaczenia pozostawała osoba gitarzysty,
Richarda Shawa. Jego zachowanie zwracało uwagę. Wyrażane gesty, mimika z
jednej strony wzbudzały rozbawienie, a z drugiej dziwny niepokój.
Niesmaczne były natomiast okazjonalne ślinotoki, które co pewien czas mu
się przydarzały.


Jeżeli chodzi o repertuar, jak wiadomo CRADLE OF FILTH tego wieczoru
skupili się przede wszystkim na materiale z pamiętnego „Cruelty and The
Beast” (w końcu rocznicowa trasa do czegoś zobowiązuje). Po kolei
odgrywano zawartość pamiętnego krążka, co spotykało się z pozytywną
reakcją publiczności. Poszczególne utwory przeplatane były klimatycznymi
wstawkami odtwarzanymi z taśmy. Wówczas muzycy mieli chwilę na
zaczerpnięcie oddechu. Koncert mijał dość szybko, Dani nie bawił się w
dłuższe przemówienia, skupiając się przede wszystkim na krótkich
zapowiedziach. I nim się człowiek obejrzał, oficjalna część występu
dobiegła końca. Po krótkiej absencji zespół ponownie pojawił się na
scenie i w ramach bisów wykonał utwory z innych płyt. Jak się nie mylę
zagrano: „Malice Through the Looking Glass”, „Saffron’s Curse”, nowsze
„Heartbreak and Seance” i „Wester Vespertine”, a na sam koniec poszedł
klasyk w postaci „ From the Cradle to Enslave”. Na więcej nie można było
już liczyć – Dani i spółka na dobre pożegnali się ze zgromadzoną w
Progresji publicznością.


Podsumowując, blackmetalowy wieczór jaki zafundowali tego wieczoru
CRADLE OF FILTH oraz francuski ACOD, trzeba uznać za udany. Dla fanów
tego pierwszego, było to wydarzenie szczególne; niepowtarzalna okazja
usłyszeć na żywo jeden z najważniejszych albumów tego zespołu. Sam od
lat śledzę poczynania Anglików (w zasadzie od wydania debiutu), więc
mimo, iż nie był to koncert super energetyczny, to miło było
uczestniczyć w tak wyjątkowym wydarzeniu.
Marcin Magiera