2019.04.29 – CRADLE OF FILTH, ACOD – Warszawa

cradle_of_filth_warszawa

Polscy fani wampirycznego CRADLE OF FILTH w ostatnim czasie nie mają powodów do narzekań. Zespół nie tak dawno gościł w naszym kraju promując ciepło przyjęty „Cryptoriana – The Seductiveness of Decay”, a teraz w ramach celebracji 20 rocznicy wydania „Cruelty and The Beast”, Dani i spółka pojawił się ponownie. Korzystając z okazji, skusiłem się na przejażdżkę do stołecznej Progresji by raz jeszcze zobaczyć „Anglików”, a jakie są moje wrażenia? O tym można przeczytać poniżej.

Twórcom „Dusk and Her Embrace” towarzyszyła francuska formacja ACOD. Do tej pory nie miałem styczności z ich twórczością. Postanowiłem potraktować ten zespół jako niespodziankę, dlatego przed koncertem nie robiłem większego rozeznania – o pierwszym wrażeniu miał zdecydować warszawski występ. To, co można było zobaczyć/usłyszeć tego wieczoru napawało optymizmem – panowie radzili sobie całkiem nieźle. Zespół propagował raczej nowoczesne oblicze black/death metalu, w klimatycznym wydaniu. Oprócz tradycyjnego instrumentarium, Francuzi posiłkowali się elektronicznymi tłami, co w znaczący sposób podnosiło atmosferyczne nacechowanie. Pierwsze skrzypce (w sensie scenicznego wizerunku) należały do wokalisty, który przez większość czasu spozierał na sufit jakby prowadził pewien dialog z kimś z góry (nierzadko też polewał swą głowę wodą). Ogólnie rzecz biorąc, panowie zaprezentowali zgrany set (około 7 kawałków). Dodam też, że ich muzyka zainteresowała mnie na tyle, że noszę się z zamiarem zakosztowania ich studyjnego dorobku – a co z tego wyjdzie, czort jeden wie.

ACOD
ACOD

Po energetycznym wystąpieniu supportu, przyszła kolej na danie główne. Zanim to jednak nastąpiło, nieodzowna stała się obowiązkowa przerwa techniczna, podczas której przygotowywano scenę dla gwiazdy wieczoru. Prace szły sprawnie i kiedy wszystko było już dopięte na ostatni guzik, światła przygaszono, a z głośników wysączyło się dobrze znajome intro. Maszyna ruszyła; muzycy kolejno pojawiali się na swoich stanowiskach, a na największy aplauz mógł liczyć oczywiście główny sprawca zajścia, czyli niestrudzony Dani Filth. Tego wieczoru przywitał on przybyłych w trupim płaszczu z kapturem. Niektórzy pewnie są ciekawi jaką formę wokalną prezentował tego wieczoru charyzmatyczny frontman… Otóż kondycja Daniego nie wzbudzała większych zastrzeżeń (zespół widziałem trzeci raz i tym razem było to jego najlepsze wystąpienie); zarówno wysokie i niższe rejestry były całkiem dobrze słyszalne. Trochę dawało się za to we znaki ubogie udekorowanie. Oprócz wielkiej kurtyny z wizerunkiem Elizabeth, rozciągniętej na całej szerokości sceny (mowa o kurtynie), po bokach ustawiono dwa banery, również z podobizną demonicznej niewiasty. Poza tym zrezygnowano z innych ornamentacji. Uwagę przykuwał natomiast specyficzny statyw mikrofonowy wizualnie prezentujący się niczym zwój kości oraz drzewiec z rogatą bestią, który towarzyszył wokaliście podczas jednego z kawałków. Dziwne wrażenie generował za to brak wzmacniaczy gitarowych (jak się okazuje, przy zastosowaniu nowych technologii nie są one koniecznością) – niemniej jednak ów widok wzmagał poczucie scenicznej pustki. Tą próbowali zapełnić sami muzycy, co nie do końca się udawało, bo szaleństw nie było. W tej materii nie bez znaczenia pozostawała osoba gitarzysty, Richarda Shawa. Jego zachowanie zwracało uwagę. Wyrażane gesty, mimika z jednej strony wzbudzały rozbawienie, a z drugiej dziwny niepokój. Niesmaczne były natomiast okazjonalne ślinotoki, które co pewien czas mu się przydarzały.

Cradle of Filth
Cradle of Filth

Jeżeli chodzi o repertuar, jak wiadomo CRADLE OF FILTH tego wieczoru skupili się przede wszystkim na materiale z pamiętnego „Cruelty and The Beast” (w końcu rocznicowa trasa do czegoś zobowiązuje). Po kolei odgrywano zawartość pamiętnego krążka, co spotykało się z pozytywną reakcją publiczności. Poszczególne utwory przeplatane były klimatycznymi wstawkami odtwarzanymi z taśmy. Wówczas muzycy mieli chwilę na zaczerpnięcie oddechu. Koncert mijał dość szybko, Dani nie bawił się w dłuższe przemówienia, skupiając się przede wszystkim na krótkich zapowiedziach. I nim się człowiek obejrzał, oficjalna część występu dobiegła końca. Po krótkiej absencji zespół ponownie pojawił się na scenie i w ramach bisów wykonał utwory z innych płyt. Jak się nie mylę zagrano: „Malice Through the Looking Glass”, „Saffron’s Curse”, nowsze „Heartbreak and Seance” i „Wester Vespertine”, a na sam koniec poszedł klasyk w postaci „ From the Cradle to Enslave”. Na więcej nie można było już liczyć – Dani i spółka na dobre pożegnali się ze zgromadzoną w Progresji publicznością.

Cradle of Filth
Cradle of Filth

Podsumowując, blackmetalowy wieczór jaki zafundowali tego wieczoru CRADLE OF FILTH oraz francuski ACOD, trzeba uznać za udany. Dla fanów tego pierwszego, było to wydarzenie szczególne; niepowtarzalna okazja usłyszeć na żywo jeden z najważniejszych albumów tego zespołu. Sam od lat śledzę poczynania Anglików (w zasadzie od wydania debiutu), więc mimo, iż nie był to koncert super energetyczny, to miło było uczestniczyć w tak wyjątkowym wydarzeniu.

Marcin Magiera

Dodaj komentarz