Już po raz szósty niemiecki zespół zawitał w gościnne progi „Andaluzji”.
Tym razem RPWL przyjechał do Polski z nową płytą „Tales From Outer
Space”. Koncert cieszył się ogromnym zainteresowaniem, bilety zostały
wyprzedane na długo przed datą wydarzenia.
Dwa duże ekrany rozpięte z tyłu. Reflektory porozmieszczane w różnych
miejscach. Perkusja oraz instrumenty klawiszowe rozstawione w jednej z
linii… Scena prezentowała się ciekawie, jeszcze przed wejściem
muzyków.
Zanim jednak Bawarczycy zabrali publiczność w kosmiczną podróż, na
estradę wkroczył Aaron Brooks. Lider retrorockowej formacji Simeon Soul
Charger zaprezentował kilka utworów z solowego krążka, wydanego w
barwach Gentle Art of Music (wytwórni założonej i prowadzonej przez
członków RPWL). Szkoda tylko, że Aaron promował swój materiał w wersji
ekonomicznej… Tylko wokal i gitara akustyczna. „Resztę niech dopowie
wasz wyobraźnia” – powiedział w jednej z przerw między utworami. Oprócz
kompozycji własnych, sięgnął także po cudzy repertuar i to z dość
odległych muzycznych światów. Przypomniał sędziwy bluesowy standard
Leadbelly’ego „Where Did You Sleep Last Night” (spopularyzowany niegdyś
przez Nirvanę), a na finał wykonał „Space Oddity” Bowiego, kawałek
będący zresztą świetnym wprowadzeniem w tematykę koncertu gwiazdy
wieczoru.
Punktualnie o 21.00, na ekranach rozpoczęło się specjalne wydanie
serwisu „RPWL 24”, z którego dowiedzieliśmy się, że w Piekarach
Śląskich wylądowało dzisiaj UFO. Nazwa miasta pojawiła się nawet w …
nagłówkach gazet. Fajny gest i zarazem godna podziwu dbałość o detale.
Efektowne wizualizacje lub teledyski towarzyszyły praktycznie każdemu
utworowi, który wybrzmiał na scenie „Andaluzji”.
Pierwszą
część koncertu wypełniły utwory z „Tales From Outer Space”. To jedna z
najlepszych płyt w dyskografii RPWL, bardzo floydowska… Tym bardziej
cieszy fakt, że zespół przedstawił ją w całości. W wersji na żywo, ten
materiał jeszcze zyskał. Muzycy nie zagrali – na szczęście! – tych
utworów nuta w nutę. Zwłaszcza „Light of The World” wybrzmiał ze
zdwojoną mocą, a jego ozdobą (i nie tylko jego…) była porywająca
solówka gitarowa Kalle Wallnera. Wydawało się, że budynek „Andaluzji”
dosłownie uniesie się niczym kosmiczny pojazd…
Po „Going Home”, który wieńczy najnowsze wydawnictwo, Yogi Lang
zapowiedział „kilka starszych utworów”. I nastąpił przeskok z 2019 roku
do czasów debiutanckiego albumu zespołu. Jakże pięknie zabrzmiał
majestatyczny „Hole in the sky”! A w kolejce czekał już „Sleep”, z
orientalnym wstępem i tym charakterystycznym rytmem… Przed „Trying To
Kiss The Sun”, Yogi przypomniał, że właśnie po premierze tego albumu po
raz pierwszy zawitali do Polski. Różowe światła, które spowiły scenę
przed następnym utworem mogły stanowić pewną podpowiedź… I faktycznie:
na koniec podstawowego setu usłyszeliśmy przebojowe „Roses”, z
chóralnie odśpiewanym przez publiczność refrenem.
Do pełni szczęścia brakowało jeszcze czegoś z repertuaru Pink Floyd…
Na pierwszy bis dostaliśmy „Cymbaline”, mało znany utwór z wczesnego
okresu działalności gigantów rocka. Nie od dziś wiadomo, że muzycy RPWL
mają muzykę Floydów w swoim DNA, rozbudowana wersja kompozycji (z
cytatami z innych utworów PF) zabrzmiała więc rewelacyjnie. Zresztą…
oni nawet Dylana potrafią zagrać floydowsko, o czym mogliśmy się
przekonać jeszcze w podstawowym secie podczas poruszającego „Masters of
War” (fajnie, że wrócili do grania tego coveru).
Na finał znów zrobiło się przebojowo, tym razem za sprawą „Unchain The
Earth”. Długa owacja, ukłony, podziękowania… To był wspaniały koncert!
Dwie godziny kosmicznych doznań. A na deser – spotkanie z muzykami na
świetnie zaopatrzonym stoisku z oficjalnym merchem…
Tekst: Robert Dłucik