Krakowski Klub Kwadrat, zawsze kojarzy mi się z moją niewytłumaczalną
pomyłką, kiedy to na koncert Pineapple Thief, wybrałem się dzień po
koncercie. Tym razem udało się dotrzeć do celu bez pomyłki,
praktycznie punktualnie co do minuty, mimo problemów ze znalezieniem
miejsc parkingowych.
Punktualnie rozpoczął się również koncert pierwszego supportu. Muszę
się przyznać, że było to moje pierwsze zetkniecie z ich twórczością.
Kompletnie nie wiedziałem czego się spodziewać po tym pochodzącym z
Bostonu, młodym zespole. I tutaj – miłe zaskoczenie. Bostończycy swoją
dość oryginalną muzyką, zrobili bardzo pozytywne wrażenie. Główną
twarzą, a przede wszystkim głosem zespołu, jest charyzmatyczna,
obdarzona ciekawą barwą wokalistka, grająca również na instrumentach
klawiszowych Courtney Swain. Oprócz drugiego zestawu klawiszy, gitary,
sekcji rytmicznej, grupa w swoim składzie ma jeszcze skrzypce. Atutem
tej muzyki jest jej wyjątkowy charakter, który bez wątpienia wpisuje
się w progresywne ramy. Trudno jednak o ich muzyce powiedzieć, że brzmią
jak ta, albo inna ikona gatunku. Jeżeli chodzi o współczesne zespoły
rockowe, dzięki żeńskiemu wokalowi, oraz obecności skrzypieć, skojarzyli
mi się trochę, z również młodą amerykańską formacją District 97. To co
prezentuje zespół w kwestii muzycznej , świetnie oddaje biograficzna
nota, zamieszczona na facebookowej stronie zespołu: „Bent Knee nie
przypomina żadnego zespołu, jaki kiedykolwiek słyszałeś. Jego
bezgraniczne brzmienie łączy niezliczoną ilość inspiracji z popu,
minimalistycznej i awangardowej skali w płynną, porywającą całość”.
O ile muzyka Benet Knee stylistycznie wyraźnie kontrastowała, tak drugi
support, formacja Vola, bardziej wpisywała się w muzyczną konwencję
gwiazdy wieczoru – Londyńczyków z Haken. Okazuje się, że Duńczycy, mają w
naszym kraju grono oddanych fanów. Z przypadkowo podsłuchanych rozmów,
doszły mnie nawet głosy, że przyjechali do Krakowa głównie na Volę. Jak
to w życiu bywa, jedni wolą Volę, inni Hakena. Prawda jest taka, że
jeżeli chodzi o muzyczną jakość, oba zespoły zrobiły tego wieczoru
bardzo dobre wrażenie. To co prezentuje Vola w kwestii muzycznej, to
świetny konglomerat mocy i łagodności. Mocne, djentowe, gitarowe
dźwięki, łączą się z bardzo melodyjnym wokalami. Zarówno za brzmienie
gitary, jak i wokal odpowiedzialny jest lider zespołu Asger Mygind. W
ich muzyce ważną rolę odgrywają również wyraziste, klawiszowe tła. Co
prawda klawiszowiec był tego dnia fizycznie nieobecny, jego
instrumentalnych partii nie mogło jednak zabraknąć. Vola ma już na swoim
koncie dwa pełne albumy: „Inmazes” z 2015 roku i wydany w roku
ubiegłym „Applause Of A Distant Crowd”.
Pierwszy raz miałem przyjemność oglądać Hakena, podczas festiwalu rocka
progresywnego w Inowrocławiu w 2014 roku, nie był to niestety
najbardziej udany koncert Londyńczyków. Tym razem wypadli jednak
znakomicie. Duży wpływ na to, miało dobre nagłośnienie w klubie Kwadrat.
Zespół zaprezentował swoje wszystkie walory: zawrotny instrumentalny
warsztat, kreujący niesamowite muzyczne łamańce i dużą melodyjność,
głownie dzięki wokalowi Rossa Jenningsa. Największe wrażenie na żywo
robiły te fragmenty, w których zespół wspinał się na wokalne wyżyny,
dzięki oszałamiającym wielogłosom („Cockroach King”). Zespół promował,
swój wydany w październiku ubiegłego roku, album „Vector”. Koncertowa
set-lista, składała się w większości z tegoż albumu, który wybrzmiał
praktycznie w całości (zabrakło jedynie „Hosta”). Sięgnęli również do
kilku świetnych utworów z poprzednich płyt: „1985” i „The Architect” z
„Affinity”, „Falling Back to Earth” i wspomniany „Cockroach King” z
„The Mountain”. Na bis zagrali dwudziestominutowy Crystallised,
pochodzący z EP-ki „Restoration”.
Wszystkie zespoły zostały bardzo ciepło przyjęte przez publiczność.
Każda z grup, obdarowana została polską flagą ze swoim logiem. Flagi, co
było dużym zaskoczeniem dla muzyków, lądowały znienacka na scenie.
Tym sposobem „Kwadrat” oczarował i został odczarowany. Ten wyjątkowy,
bardzo udany wieczór sprawił, że miejsce to już nie będzie mi się
kojarzyło wyłącznie z moją feralną pomyłką związaną z nieobejrzanym
koncertem The Pineapple Thief.
Marek Toma