„Zastanawiające są jednak jedne z ostatnich słów Joacima Cansa, który
stwierdził, że wrócą do Polski niebawem i tego pozostaje się trzymać.”
Tymi słowami kończyła się moja relacja z poprzedniej wizyty HAMMERFALL w
naszym kraju (02.04.2017 – Warszawa). Teraz już wiadomo, że nie było to
czcze gadanie – zespół dotrzymał słowa! Tym razem panowie odwiedzili
Polskę i to nie na jeden, ale aż dwa koncerty. Najpierw zawitali do
wrocławskiego A2, gdzie udało się dotrzeć także i mnie.
Szwedzi pojawili się w towarzystwie podopiecznych AFM Records, formacji
ARMORED DAWN. Brazylijska grupa tego wieczoru promowała swój drugi
krążek zatytułowany „Barbarians in Black” i trzeba przyznać, że ich
występ był całkiem, całkiem udany. Nie był to pierwszy raz kiedy dane mi
było widzieć ich w akcji. Wcześniej widziałem ich w roli supportu FATES
WARNING i wówczas wywołali u mnie przede wszystkim rozbawienie. W
szczególności przysłużył się temu charakterystyczny wokalista, Eduardo
Parras. Tamtego wieczoru przywdział futerkowo – barbarzyńskie wdzianko i
zachowywał się wprost komicznie. Dlatego obawiałem się, że tym razem
może być podobnie, ale nic z tych rzeczy – było o niebo lepiej. Ich
występ przebiegał w podniosłej atmosferze bez zabawowych akcentów.
Wokalista zachowywał niewzruszoną powagę, a z jego zachowania uleciała
dawna komiczność. Zastąpiła ją bojowość ducha co uzewnętrzniały wojenne
barwy na jego twarzy. Panowie zagrali zwięzły set, w ramach którego
dominowały kawałki z nowej płyty. Nie obyło się bez teatralnych akcentów
– w trakcie jednego z utworów, wokalista wymachiwał niemałym mieczem.
Uwagę przykuwał także fakt, że wokalnie udzielali się także pozostali
muzycy (prawie wszyscy), a klawiszowiec co pewien czas opuszczał swoje
stanowisko i chwytał za gitarę. Scenicznie zespół prezentował się
energicznie, a to – jak dało się zaobserwować – spotykało się z
pozytywnym odzewem wśród publiczności, która jednak nie ma co ukrywać;
wyczekiwała występu kogoś innego.

Na gwiazdę wieczoru trzeba było trochę poczekać. Uprzyjemniały to
puszczane z głośników klasyki heavy metalu z dawnych lat. I choć zgodnie
z podaną przez organizatora czasówką, start miał nastąpić o 20, nie
obyło się bez malutkiej obsuwy. Niby wszystko było przygotowane na
ostatni guzik, ale dopiero po kwadransie od planowanego rozpoczęcia,
nastąpiło to, na co wszyscy zgromadzeni czekali. HAMMERFALL wprawnie
zdominował scenę, a muzycy kolejno zajmowali swoje stanowiska; ostatni
wyłonił się Joacim Cans i od razu przystąpił do akcji. Ochoczo zachęcał
publiczność do wspólnej zabawy i nie musiał się jakoś specjalnie wysilać
– przez cały wieczór mógł liczyć na wokalne wsparcie pod sceną. Na
pierwszy ogień poszły „Hector’s Hymn”, „Riders of the Storm” oraz
jeszcze starszy „Renegade”. Przyjemne wrażenie robiły synchroniczne
ruchy gitarzystów, którzy co pewien czas zajmowali miejsce przed
zestawem perkusyjnym (tam od ostatniego czasu nastąpiła zmiana). Uwagę
zwracała też oryginalna gitara Oskara – młot Hectora, z której korzystał
zamiennie z sześciostrunową strzałą. Przerwy między poszczególnymi
kawałkami zapełniał rozmowny wokalista, któremu pamięć odrobinę
zaszwankowała. Twierdził, że mimo wieku, wewnątrz wciąż są młodzi i to
jest racja, ale mówiąc już, że ostatnio grali w Polsce 20 lat temu?! No,
ale odwiedzając tyle miejsc co oni, grając tak wiele koncertów można
się pomylić…

Setlista była przekrojowa, znalazły się nań kawałki z różnego okresu
działalności; zarówno te nowsze jak i starsze. Tym niemniej to właśnie
utwory z wczesnej twórczości spotykały się z najcieplejszym przyjęciem –
szczególnie jeżeli mowa o odniesieniach do „Legacy of Kings”, z
naciskiem na wieńczący główny set „Let the Hammer Fall”. W międzyczasie
zespół wykonał m.in. takie szlagiery jak: „Blood Bound”, „Any Means
Necessary”, „Crimson Thunder” „BYH” czy też „Last Man Standing”. Równie
świetnie prezentowały się najnowsze kompozycje, wśród których nie
zabrakło „Built to Last” i „Dethrone and Defy”.
Nie obyło się oczywiście bez bisów – HAMMERFALL na koniec zostawił sobie
trzy gorące pociski: odśpiewany z publiką powermetalowy hymn „Hammer
High”, „Bushido” oraz obowiązkowy „Hearts of Fire” – ten kawałek to
koncertowy klasyk! Tym akcentem Szwedzi niestety zakończyli
powermetalowy wieczór pełen wrażeń. Zanim jednak muzycy zeszli ze sceny,
w stronę publiki poleciało kilka kostek itp. Najciekawsze, że i tego
wieczoru Joacim na koniec przekazał ciekawą informację – mianowicie wg
jego słów, szykuje się nowy album, a jego premiera ma mieć miejsce w
przyszłym roku! Liczę, że i tym razem będzie to prawda. HAMMERFALL bez
wątpienia jest w dobrej formie i oby ta passa utrzymywała się jak
najdłużej – czekamy na nowy krążek oraz kolejne koncerty!


Marcin Magiera