2018.10.22 – HAMMERFALL, ARMORED DAWN – Wrocław

hemmerfall_a2

„Zastanawiające są jednak jedne z ostatnich słów Joacima Cansa, który stwierdził, że wrócą do Polski niebawem i tego pozostaje się trzymać.”

Tymi słowami kończyła się moja relacja z poprzedniej wizyty HAMMERFALL w naszym kraju (02.04.2017 – Warszawa). Teraz już wiadomo, że nie było to czcze gadanie – zespół dotrzymał słowa! Tym razem panowie odwiedzili Polskę i to nie na jeden, ale aż dwa koncerty. Najpierw zawitali do wrocławskiego A2, gdzie udało się dotrzeć także i mnie.

Szwedzi pojawili się w towarzystwie podopiecznych AFM Records, formacji ARMORED DAWN. Brazylijska grupa tego wieczoru promowała swój drugi krążek zatytułowany „Barbarians in Black” i trzeba przyznać, że ich występ był całkiem, całkiem udany. Nie był to pierwszy raz kiedy dane mi było widzieć ich w akcji. Wcześniej widziałem ich w roli supportu FATES WARNING i wówczas wywołali u mnie przede wszystkim rozbawienie. W szczególności przysłużył się temu charakterystyczny wokalista, Eduardo Parras. Tamtego wieczoru przywdział futerkowo – barbarzyńskie wdzianko i zachowywał się wprost komicznie. Dlatego obawiałem się, że tym razem może być podobnie, ale nic z tych rzeczy – było o niebo lepiej. Ich występ przebiegał w podniosłej atmosferze bez zabawowych akcentów. Wokalista zachowywał niewzruszoną powagę, a z jego zachowania uleciała dawna komiczność. Zastąpiła ją bojowość ducha co uzewnętrzniały wojenne barwy na jego twarzy. Panowie zagrali zwięzły set, w ramach którego dominowały kawałki z nowej płyty. Nie obyło się bez teatralnych akcentów – w trakcie jednego z utworów, wokalista wymachiwał niemałym mieczem. Uwagę przykuwał także fakt, że wokalnie udzielali się także pozostali muzycy (prawie wszyscy), a klawiszowiec co pewien czas opuszczał swoje stanowisko i chwytał za gitarę. Scenicznie zespół prezentował się energicznie, a to – jak dało się zaobserwować – spotykało się z pozytywnym odzewem wśród publiczności, która jednak nie ma co ukrywać; wyczekiwała występu kogoś innego.

Armored Dawn

Na gwiazdę wieczoru trzeba było trochę poczekać. Uprzyjemniały to puszczane z głośników klasyki heavy metalu z dawnych lat. I choć zgodnie z podaną przez organizatora czasówką, start miał nastąpić o 20, nie obyło się bez malutkiej obsuwy. Niby wszystko było przygotowane na ostatni guzik, ale dopiero po kwadransie od planowanego rozpoczęcia, nastąpiło to, na co wszyscy zgromadzeni czekali. HAMMERFALL wprawnie zdominował scenę, a muzycy kolejno zajmowali swoje stanowiska; ostatni wyłonił się Joacim Cans i od razu przystąpił do akcji. Ochoczo zachęcał publiczność do wspólnej zabawy i nie musiał się jakoś specjalnie wysilać – przez cały wieczór mógł liczyć na wokalne wsparcie pod sceną. Na pierwszy ogień poszły „Hector’s Hymn”, „Riders of the Storm” oraz jeszcze starszy „Renegade”. Przyjemne wrażenie robiły synchroniczne ruchy gitarzystów, którzy co pewien czas zajmowali miejsce przed zestawem perkusyjnym (tam od ostatniego czasu nastąpiła zmiana). Uwagę zwracała też oryginalna gitara Oskara – młot Hectora, z której korzystał zamiennie z sześciostrunową strzałą. Przerwy między poszczególnymi kawałkami zapełniał rozmowny wokalista, któremu pamięć odrobinę zaszwankowała. Twierdził, że mimo wieku, wewnątrz wciąż są młodzi i to jest racja, ale mówiąc już, że ostatnio grali w Polsce 20 lat temu?! No, ale odwiedzając tyle miejsc co oni, grając tak wiele koncertów można się pomylić…

Hammerfall_1

Setlista była przekrojowa, znalazły się nań kawałki z różnego okresu działalności; zarówno te nowsze jak i starsze. Tym niemniej to właśnie utwory z wczesnej twórczości spotykały się z najcieplejszym przyjęciem – szczególnie jeżeli mowa o odniesieniach do „Legacy of Kings”, z naciskiem na wieńczący główny set „Let the Hammer Fall”. W międzyczasie zespół wykonał m.in. takie szlagiery jak: „Blood Bound”, „Any Means Necessary”, „Crimson Thunder” „BYH” czy też „Last Man Standing”. Równie świetnie prezentowały się najnowsze kompozycje, wśród których nie zabrakło „Built to Last” i „Dethrone and Defy”.
Nie obyło się oczywiście bez bisów – HAMMERFALL na koniec zostawił sobie trzy gorące pociski: odśpiewany z publiką powermetalowy hymn „Hammer High”, „Bushido” oraz obowiązkowy „Hearts of Fire” – ten kawałek to koncertowy klasyk! Tym akcentem Szwedzi niestety zakończyli powermetalowy wieczór pełen wrażeń. Zanim jednak muzycy zeszli ze sceny, w stronę publiki poleciało kilka kostek itp. Najciekawsze, że i tego wieczoru Joacim na koniec przekazał ciekawą informację – mianowicie wg jego słów, szykuje się nowy album, a jego premiera ma mieć miejsce w przyszłym roku! Liczę, że i tym razem będzie to prawda. HAMMERFALL bez wątpienia jest w dobrej formie i oby ta passa utrzymywała się jak najdłużej – czekamy na nowy krążek oraz kolejne koncerty!

Hammerfall_2
Hammerfall_3

Marcin Magiera

Dodaj komentarz