Z dobrą muzyką jest jak z przyjacielem. Można się nie widzieć kilka lat,
ale kiedy już dochodzi do spotkania, jest to czas, który jest zawsze
przyjemnie i miło spędzony. Nie inaczej jest z jihlawskim XIII. Stoleti.
Zespół, który w Polsce przed prawie dwudziestu laty „wypromował” śp.
Tomek Beksiński, po dwuletniej przerwie znów pojawił się na scenie
zabrzańskiego klubu Wiatrak. Jedna istotna zmiana w składzie: na gitarze
basowej znów gra znany z albumu „Dogma” Mirek „Palda” Paleček.
Zanim jednak „Trzynastka” przywitała się z publicznością, wystąpiła
grupa Batalion D’ Amour. Widziałem ich już kilka razy i muszę
stwierdzić, że to był najsłabszy występ w ich wykonaniu. Ciężko
stwierdzić, czy było to wynikiem choroby wokalistki Karoliny
Andrzejewskiej, czy drobnych problemów technicznych na samym początku
występu, ale zespołowi wyraźnie nie szło. Trudno było zrozumieć teksty
piosenek, jak i usłyszeć grę gitary rytmicznej. W całym secie
najciekawiej wypadł chyba cover Depeche Mode „Wrong”. Wyraźny dystans
zachowała również publiczność, która nie bardzo miała ochotę na to, by
wybrać się z zespołem w muzyczną podróż. Wszak wszyscy czekali na główne
danie wieczoru.
I tak tuż po godzinie 21.30 po intrze, które rozpoczyna album „Gotika”
na scenę weszli kolejno Pavel Štěpán, Kateřina Kameníková, Mirek „Palda”
Paleček i wreszcie lider Petr Štěpán. Szybkie przywitanie z
publicznością i wystartował genialny bas „Kabarette Voltaire”. Petr w
wyraźnej świetnej formie wokalnej, dzięki czemu rockowym tropem
przeszliśmy do „Katokomb”. I trzeba przyznać, że powrót Palečka do
składu był dobrym posunięciem. Nie dość, że jego bas brzmi bardzo
nowofalowo, to w dodatku sam muzyk bardzo dobrze czuje się na scenie i
wykonuje tańce z gitarą niczym krakowski Lajkonik na rynku, „zaczepia”
perkusistę lub wymienia uśmiechy z długowłosą pięknością za klawiaturą.
W trakcie wieczoru nie zabrakło niespodzianek. Jedną z nich to nigdy
wcześniej nie grany na regularnej trasie „Transylvanian werewolf”.
Moment, kiedy Petr recytuje słowa Draculi „Slyšte, slyšte, jak nám děti
noci hrají…” sprawił, że na plecach pojawiły się ciarki. Pozostały one
aż do końca utworu, bowiem Katka ubrała go w przepiękne klawisze,
imitujące smyczki. To był też moment, w którym zespół przekonał się, że
będzie to udany wieczór, bo nikogo nie trzeba było namawiać, aby śpiewać
refren wraz z liderem grupy. Po nim nastąpił jeden z dla mnie
najpiękniejszych utworów. Zawsze hipnotyzujący i nostalgiczny „Absinth”.
Za każdym razem ten numer brzmi równie pięknie. Te gotyckie „organowe”
klawisze przeszywają do szpiku kości. Zaraz po nim jeszcze jedna
niespodzianka i jeszcze jedna dawno niegrana piosenka. „Nosferatu is
dead”, który urzekł mnie szybszą niż na albumie wersją. I tu zgromadzona
w Wiatraku publika nie zawiodła. Razem ze wszystkimi muzykami
odśpiewała refren o strasznym wampirze. Na końcu utworu nastąpił pewien
znaczący moment: Petr wykrzyczał ostatnie wersy „Nosferatu is back!” w
taki sposób, jakby to właśnie jego samego dotyczyło. Wokalista, jak to
ma w zwyczaju, często tulił się do klawiszystki, a także dołączył do
niej w „Upirze s houslemi”, by zagrać końcówkę utworu na cztery ręce.
Tego wieczoru muzykom naprawdę dobrze się grało, co było dobrze widać
podczas „Mystery Ana”, która tym razem zabrzmiała bardziej metalowo, niż
gotycko. Wystarczy tylko dodać do tego obraz tańczącego z gitarą Mirka i
machającego głową siwobrodego bębniarza Pavla, to będziemy mieć niemal
pełne odbicie całej energii tego wieczoru. Natomiast końcówka koncertu
to już w pełni chóralne śpiewanie, począwszy od legendarnego coveru
zespołu Olympic „Karneval”. I tym razem Stoleti udowodniło, że to jest
już niemal ich własny numer.
Ciekawie też wypadła dość długa solówka Petra pod koniec tego kawałka,
po którym wszyscy muzycy zeszli ze sceny. Przerwa jednak trwała krótko,
bo już po chwili z głośników rozległ się głos Tomasa de Torquemady,
śpiewającego fragment psalmu „Exurge Domine”, będącego hymnem Świętej
Inkwizycji. To wstęp do znów chóralnie odśpiewanego „Fatherlandu”.
Szybkie pytanie Petra do publiczności: „która piosenka XIII. Stoleti
jest tą najbardziej ulubioną w Polsce?” przenosi jeszcze szybszą
odpowiedź: „Elizabeth”!. I już chyba nie było w klubie osoby, która
razem z Petrem by jej w całości nie zaśpiewała, nawet pomimo mniejszych
lub większych braków w znajomości języka czeskiego. Na sam koniec, po
ogólnej euforii nastąpiła chwila zadumy: „Růže a kříž”, które tym razem
zabrzmiało w szczególny sposób. Mirek zamienił gitarę basową na
akustyczną i w ten magiczny sposób wybrzmiał ten bardzo dobry koncert,
co również podkreślił Petr, dziękując zabrzańskiej publiczności. Po
koncercie natomiast po odczekaniu dłuższej chwili można było bez żadnego
problemu pogadać z muzykami, poprosić o autograf czy po prostu zrobić
sobie z nimi zdjęcie. Jestem przekonany, że po tak udanym wieczorze
„Trzynastka” powróci na kolejny koncert, i to niebawem.
Setlista:
1. Intro (Gotika)
2. Kabarette Voltaire
3. Katakomby
4. Phobia nocturna
5. Transylvanian werewolf
6. Absinth
7. Nosferatu is dead
8. Upir s houslemi
9. Justina
10. Nebe pod Berlinem
11. Mystery Ana
12. Karneval
Bis
13. Fatherland
14. Elizabeth
15. Růže a kříž
Mariusz Fabin