2018.06.16 – ICED EARTH, HORRORSCOPE, CHAINSAW – Kraków

18ie_supporty

Mieszane uczucia zostały mi po koncercie metalowej legendy w krakowskim klubie „Kwadrat”… Z jednej strony: radość z pierwszego spotkania z muzyką Iced Earth na żywo, z drugiej – rozczarowanie. Po pierwsze: długością tego koncertu oraz – przede wszystkim – dalekim od ideału brzmieniem.

Ale po kolei… Po raz drugi w ciągu miesiąca spotkałem się z sytuacją, że supporty zabrzmiały lepiej niż gwiazda wieczoru. W poniedziałkowy wieczór miałem w „Kwadracie” deja vu z katowickiego koncertu Exodusa. O ile jednak w stolicy Górnego Śląska Amerykanie przegrali z konsoletą nieznacznie na punkty, tak w Krakowie ekipa Jona Schaffera poległa na całej linii. Największym przegranym okazał się Stu Block, którego śpiew był chwilami po prostu nieczytelny, ginął zupełnie w gitarowo – perkusyjnym jazgocie. Szkoda wielka, bo przecież partie wokalne to wartość dodana w utworach zespołu…

Chainsaw zabrzmiało znakomicie, podobnie Horrorscope. Pierwsze dźwięki „Great Heathen Army” i czar prysł… Jakieś licho poprzestawiało gałki na konsolecie? A skoro o supportach mowa: obydwie kapele postawiły w 40 minutowych setach na promocję swoich najnowszych wydawnictw. Panowie z Chainsaw dorzucili jeszcze solidny medley złożony z rockowych i metalowych klasyków z Judas Priest, Dio, Queen oraz Iron Maiden na czele. Obydwie załogi zostały również bardzo dobrze przyjęte przez publiczność. Frekwencja? Bez nadmiernego tłoku na sali, ale lepiej niż przyzwoicie, biorąc jeszcze pod uwagę poniedziałek oraz wakacje.

Iced Earth przyjechał do Polski w ramach „Incorruptible World Tour”, nie dziwi więc wyjątkowo liczna reprezentacja kawałków z ostatniej – jak dotąd – studyjnej płyty. Było ich aż sześć, a piszącego te słowa wyjątkowo ucieszyła obecność w setliście balladowego „Raven Wing” oraz epickiej kompozycji „Clear The Way” (na pierwszy bis).

Miłą niespodzianką ze strony Schaffera i spółki były również częste powroty do stareńkiego materiału z „Night Of The Stormrider”. Rozbudowany „Pure Evil” bronił się nawet w nierównej walce z jakością brzmienia… Podobnie jak „The Hunter” i „I Died For You” z krążka „Dark Saga”. Niespodzianką in minus – pominięcie pomnikowego „Melancholy” z „Something Wicked…”.

Po godzinie muzycy zeszli ze sceny… Jak to? Już? Tak krótko? Spory niedosyt, zwłaszcza jeśli pamięta się wspaniałe koncertowe wydawnictwa Iced Earth – „:Alive In Athens” oraz „Live In Ancient Kurion” (prawie 2,5 godziny muzyki). Wrócili na trzy bisy. Najpierw wspomniany wyżej „Clear The Way”, a po nim skok o dwie dekady wstecz, na płytę „Something Wicked This Way Comes”. Pięknie wybrzmiał „Watching Over Me”, dedykowany zmarłemu niedawno perkusiście Pantery Vinniemu Paulowi, oczywiście z chóralnym wsparciem publiczności w refrenie (zresztą fani przyjęli zespół po królewsku, skandując jego nazwę niemal po każdym utworze). Na finał – „My Own Savior”, którego nie było w setliście poprzednich koncertów trasy. Kolejna miła niespodzianka, chociaż w części rekompensująca niedosyt, jaki pozostawił ten wieczór…

chainsaw
horrorscope
iced earth
iced earth
iced earth
iced earth

Tekst: Robert Dłucik
Zdjęcia: Mariusz Spyra

Dodaj komentarz