W gorący niedzielny, czerwcowy wieczór, do katowickiego Mega Klubu
zawitała amerykańska załoga thrashowa, grupa EXODUS. Jeśli zapytacie
mnie jakie były okoliczności tego koncertu zacytuję Steve’a Souza: „Czasem
pytają mnie jak to było kiedy zaczynaliśmy Thrash Bay Area… było
dokładnie tak jak dzisiaj, gorący rozentuzjazmowany tłum, hałas pot i
energia!”. Nie uprzedzajmy jednak faktów, zanim na scenie pojawiła
się gwiazda wieczoru, publiczność połechtały najpierw dwa lokalne
suporty. Specjalnie nie użyłem słowa rozgrzały, bowiem nie o temperaturę
tu chodziło, a lokalne? Owszem, bowiem zarówno MENTOR jak i HORRORSCOPE
to śląskie załogi.
O ile muzyka HORRORSCOPE to idealny dobór na support EXODUS i na ich
występ czekałem z wypiekami na twarzy, tak co do MENTORa, nie miałem
wygórowanych oczekiwań. Tymczasem thrash n roll który zaprezentowali
muzycy Thaw, dowodzeni przez lidera J.D. Overdrive, zaprezentował
kawałek muzy, przy której można się było bawić od pierwszych taktów. Co
zresztą publiczność skrzętnie wykorzystała i w przestrzeni tuż za
pierwszymi rzędami od razu zaczął się formować młyn. Zespół nie miał
trudnego zadania, publiczność była skora do zabawy, zatem i przyjęcie
ekipy było łaskawe. Muzycznie – naprawdę w porządku, ciężko, rytmicznie,
szybko i całkiem dobrze to brzmiało. Pastwiłbym się jedynie nad śladową
ilością solówek. Z tego co widziałem gdzieś na rozpiskach niebawem
znowu gdzieś będę miał okazję widzieć Mentor na scenie jako
rozgrzewacza, więc tym chętniej nie odpuszczę ich występu.
Druga kapela tego wieczoru, to dla mnie i chyba wielu obecnych thrashowa
minigwiazda. Na scenie przerzedziło się nieco po usunięciu części
sprzętu, HORRORSCOPE wytoczyli własne kurtyny z logo, brzmieli bardziej
selektywnie (jak się później okazało chyba nawet lepiej niż EXODUS), a
już na pewno oświetlenie mieli bardziej dynamiczne niż poprzednicy.
Zespół, pozostawił spory niedosyt po swoim półgodzinnym secie.
Dysponowali zatem takim samym czasem co poprzednicy, a przyznam szczerze
że miałem nadzieję na kwadrans więcej. Grupa prezentowała głównie
materiał z ostatniej wyśmienitej płyty, a jako przedstawiciel starszego
repertuaru pojawił się numer „24/7”. Ekipa szalała na scenie,
szczególnie wszędobylski basista, który wlazł chyba na każde
podwyższenie. Nie dość że suporty pozostawiły nas w wyśmienitych
humorach, to przerwy pomiędzy występami, były więcej niż przyzwoicie
krótkie. Zatem emocje nie zdołały opaść, gdy na scenie pojawili się oni…
Exodus wszedł na scenę z buta: walcowaty „Funeral Hymn” połączony z
szybkim „Blood In, Blood Out”, tytułowym kawałkiem z ostatniej – jak
dotąd – studyjnej płyty zespołu. Temperatura w rozgrzanym niczym sauna
„Mega Clubie” podskoczyła jeszcze o kilka stopni. Chóralne skandowanie
nazwy kapeli i po chwili thrashmetalowa maszyna ruszyła dalej…
Lubię trasy koncertowe, które nie są związane z promocją nowego
wydawnictwa. Zespół nie musi wówczas prezentować „obowiązkowego zestawu
promocyjnego” i może pozwolić sobie na śmielsze sięganie po różne
rarytasy i perełki z dyskografii. Tak było również w ten gorący
(dosłownie i w przenośni) niedzielny wieczór. „Parasite” nie grali na
żywo z ponad dekadę… A wypadł wybornie. Podobnie jak potężny,
rozbudowany „Beyond The Pale”.
Inna sprawa, że niedzielny koncert sprawiał wrażenie jakby zespół był w
trasie tuż po wydaniu debiutanckiego krążka „Bonded By Blood”.
Reprezentacja tej świetnej, pomnikowej dla thrash metalu płyty pod
względem ilości zagranych utworów biła na głowę pozostałe albumy Exodus.
No, ale pewnie publika nie puściłaby ich ze sceny bez „Lessons In
Violence”, chwytliwego „And Then There Were None”, czy kawałka
tytułowego z chóralnie wykrzyczanym przez fanów refrenem.
Cieszyć mogła frekwencja. Niedziela, pogoda typowo piknikowa, w
niedalekiej odległości od „Mega Clubu” równocześnie odbywała się darmowa
rockowa impreza plenerowa, a w katowickim klubie stawiło się liczne
grono wielbicieli thrashowej legendy. „Make Thrash Great Again” – hasło,
które znalazło się na koszulkach dostępnych na stoisku z oficjalnym
merchem nie okazało się tylko pustym sloganem…
Steven „Zetro” Souza nie krył zachwytu entuzjastycznym przyjęciem ze
strony publiczności. Parę razy zapewnił nas, że Exodus – w
przeciwieństwie do niektórych zasłużonych metalowych kapel – nie wybiera
się na muzyczną emeryturę. Aluzję do Slayera panowie podkreślili w
pewnym momencie fragmentem „Raining Blood”…
Emerytura z pewnością nie byłaby wskazana, bo panowie wciąż prezentują
się na scenie niczym „młodzi gniewni”. Tom Hunting – jedyny muzyk, który
ostał się z oryginalnego składu kapeli – szaleje za bębnami. Gitarową
robotę robi aktualnie duet z innej zacnej załogi zza Oceanu – Heathen,
czyli Lee Altus i Kragen Lum. Właśnie! Jeśli miałbym wskazać jakiś minus
tego bardzo dobrego koncertu byłoby nim średnio selektywne brzmienie,
na którym ucierpiały partie gitar.
Grali godzinę i dwadzieścia minut. Na koniec obiecali, że szybko do nas wrócą. Trzymamy za słowo!
MENTOR:

HORRORSCOPE:


EXODUS:





Piotr Spyra, Robert Dłucik