2018.01.23 – CRADLE OF FILTH, MOONSPELL – Kraków

cradle_of_filth_moonspell_koncert

Wspólna trasa MOONSPELL i CRADLE OF FILTH, zawiała do naszego kraju na trzy koncerty. Wczoraj mieliśmy okazję uczestniczyć w istnym misterium na pierwszym z nich w Krakowie. Wyprzedany gig w Kwadracie pozostawił po sobie same dobre wspomnienia. Obie ekipy zaserwowały swoim fanom masę pozytywnych wrażeń. Przede wszystkim bezpodstawne okazały się obawy co do relacji kubatura pomieszczenia a jakość nagłośnienia. Bowiem ta była więcej niż zadowalająca. Co ważne mimo że bilety na koncert skończyły się już jakiś czas temu, uczestnicy mogli przeżyć te występy we względnym komforcie. Nie było mowy o zbytnim ścisku.

Portugalczycy z MOONSPELL promowali swój nowy, udany album „1755”. Jest to płyta konceptualna i jej pompatyczna formuła robiła wrażenie do pary z teatralną otoczką. Muzycy pojawili się na scenie w przebraniach, a wokalista trzymał w rękach latarnię. Podczas drugiego kawałka przywdział na twarz skórzaną maskę stylizowaną na maskę czarnej śmierci, która dodatkowo wszyte miała jakby gogle spawalnicze (zachodzę w głowę jak cokolwiek przez to widział). Z tyłu sceny rozwieszona była płachta z grafiką nawiązującą do nowej płyty, a klawisze obudowany były rurami stylizowanymi na piszczałki organów – bardzo udany zabieg. Podczas koncertu wokalista posługiwał się jako rekwizytami krucyfiksami. Jeden z nich na stałe przymocowany był do statywu mikrofonu, drugi z wmontowanymi diodami też wpasował się w konwencję… Godzinny występ formacji zdecydowanie zbyt zorientowany był na nowy materiał. A ten mimo że epicki i wraz ze scenografią prezentujący się należycie, ma jedną zasadniczą wadę. Kawałki zaśpiewane po portugalsku były dla publiczności pewną barierą, jeśli chodzi o interakcję. Nie sposób było powtórzyć fraz innych niż krzyczane. Dopiero podczas starszych kawałków publiczność wyraźnie się ożywiła i śpiewała wraz z Fernando refreny. Podczas „Alma Mater” rozmiar młynu przybrał takiej formy, że co drobniejsi uczestnicy musieli się ewakuować z przedniej centralnej części sali. Koncert przypadł mi do gustu, ale mimo że bardzo podoba mi się „1755” dodałbym do setu jeszcze kilka starszych kawałków. Poza tym, właściwie szkoda że zespoły nie grały na równych prawach mając do dyspozycji oba po półtorej godziny.

Już podczas przygotowania sceny dla CRADLE OF FILTH nie było wątpliwości że to oni są gwiazdą wieczoru. Ich scenografia była jeszcze bogatsza niż poprzedników. Oprócz grafiki z okładką za sceną, po jej bokach również pojawiły się mniejsze kurtyny. KREDKI mieli do dyspozycji, albo po prostu stosowali też więcej dymu i bardziej dynamicznie korzystali ze świateł. Mimo że oni również promowali nową płytę, set headlinera był bardziej przekrojowy. Brzmienie zespołu było zaskakująco selektywne. Byłem wręcz zachwycony! W ich przypadku publiczność została porwana do zabawy od pierwszych dźwięków. Moshpit był większy i bardziej dynamiczny. A sam zespół również zrobił dobre wrażenie, wszędobylski frontman zespołu skakał wciąż po scenie i często zajmował jej tylną cześć pozwalając gitarzystom pojawiać się na pierwszym planie. Nawet kiedy nie musiał, Dani skakał jak nakręcony, a jego warunki głosowe wręcz szokowały. Podczas koncertu kilkakrotnie show skradła jednak klawiszówa Lindsay, która jako wokalistka sprawdzała się doskonale. Dobór utworów był o tyle zadowalający, że jeśli nawet ktoś, jak niżej podpisany stracił kontakt z twórczością zespołu na kilka ładnych lat, w tym koncercie mógł usłyszeć swoje ulubione kawałki. Podobnie jednak jak w przypadku poprzedników, to klasyki zrobiły największą furorę. Przed bisami intro z burzą korelowało ze stroboskopowymi światłami i z takim podkładem zespół powrócił na scenę jeszcze na niemal pół godziny.

Powiem szczerze, że wybierałem się tego wieczoru głównie na MOONSPELL – i oni nie zawiedli. Jako sympatyk wczesnej twórczości zespołu może i życzyłbym sobie nieco innego doboru kawałków, ale show spełnił moje oczekiwania. W końcu fakt że Portugalczycy byli supportem sugerował że zagrają krócej, a to że promują nowy album pozwalało domyślać się że jego zawartość wypełni setlistę. CRADLE OF FILTH natomiast pozamiatali. Nawet jeśli nie do końca było mi po drodze z ich twórczością, przyznam że to co odbyło się tego wieczoru na scenie Klubu Kwadrat to w równej mierze misterium co profeska. Nikt nie był zawiedziony. Dobór utworów zadowolił zarówno starych wyjadaczy jak i tych którzy dopiero co wgryźli się w tętniącą gorącą krwią dyskografię zespołu. Muzycznie, brzmieniowo, powyżej oczekiwań! Show? Scenografia świetna, chyba jednak MOONSPELL dzięki dopasowaniu rekwizytów i ubrań do repertuaru pozostawił ciut lepsze wrażenie w tej materii. Ale efekt całości jest taki, że dziś od rana słucham płyt MOONSPEL i CRADLE OF FILTH. Oj, ich kolejnej trasy w naszym kraju na pewno nie przegapię.

MOONSPELL
MOONSPELL
MOONSPELL
CRADLE OF FILTH
CRADLE OF FILTH
CRADLE OF FILTH
CRADLE OF FILTH
CRADLE OF FILTH
CRADLE OF FILTH

Tekst: Piotr Spyra
Foto: Piotr Michalski, Piotr Spyra

Dodaj komentarz