Wspólna trasa MOONSPELL i CRADLE OF FILTH, zawiała do naszego kraju na
trzy koncerty. Wczoraj mieliśmy okazję uczestniczyć w istnym misterium
na pierwszym z nich w Krakowie. Wyprzedany gig w Kwadracie pozostawił po
sobie same dobre wspomnienia. Obie ekipy zaserwowały swoim fanom masę
pozytywnych wrażeń. Przede wszystkim bezpodstawne okazały się obawy co
do relacji kubatura pomieszczenia a jakość nagłośnienia. Bowiem ta była
więcej niż zadowalająca. Co ważne mimo że bilety na koncert skończyły
się już jakiś czas temu, uczestnicy mogli przeżyć te występy we
względnym komforcie. Nie było mowy o zbytnim ścisku.
Portugalczycy z MOONSPELL promowali swój nowy, udany album „1755”. Jest
to płyta konceptualna i jej pompatyczna formuła robiła wrażenie do pary z
teatralną otoczką. Muzycy pojawili się na scenie w przebraniach, a
wokalista trzymał w rękach latarnię. Podczas drugiego kawałka przywdział
na twarz skórzaną maskę stylizowaną na maskę czarnej śmierci, która
dodatkowo wszyte miała jakby gogle spawalnicze (zachodzę w głowę jak
cokolwiek przez to widział). Z tyłu sceny rozwieszona była płachta z
grafiką nawiązującą do nowej płyty, a klawisze obudowany były rurami
stylizowanymi na piszczałki organów – bardzo udany zabieg. Podczas
koncertu wokalista posługiwał się jako rekwizytami krucyfiksami. Jeden z
nich na stałe przymocowany był do statywu mikrofonu, drugi z
wmontowanymi diodami też wpasował się w konwencję… Godzinny występ
formacji zdecydowanie zbyt zorientowany był na nowy materiał. A ten mimo
że epicki i wraz ze scenografią prezentujący się należycie, ma jedną
zasadniczą wadę. Kawałki zaśpiewane po portugalsku były dla publiczności
pewną barierą, jeśli chodzi o interakcję. Nie sposób było powtórzyć
fraz innych niż krzyczane. Dopiero podczas starszych kawałków
publiczność wyraźnie się ożywiła i śpiewała wraz z Fernando refreny.
Podczas „Alma Mater” rozmiar młynu przybrał takiej formy, że co
drobniejsi uczestnicy musieli się ewakuować z przedniej centralnej
części sali. Koncert przypadł mi do gustu, ale mimo że bardzo podoba mi
się „1755” dodałbym do setu jeszcze kilka starszych kawałków. Poza tym,
właściwie szkoda że zespoły nie grały na równych prawach mając do
dyspozycji oba po półtorej godziny.
Już podczas przygotowania sceny dla CRADLE OF FILTH nie było wątpliwości
że to oni są gwiazdą wieczoru. Ich scenografia była jeszcze bogatsza
niż poprzedników. Oprócz grafiki z okładką za sceną, po jej bokach
również pojawiły się mniejsze kurtyny. KREDKI mieli do dyspozycji, albo
po prostu stosowali też więcej dymu i bardziej dynamicznie korzystali ze
świateł. Mimo że oni również promowali nową płytę, set headlinera był
bardziej przekrojowy. Brzmienie zespołu było zaskakująco selektywne.
Byłem wręcz zachwycony! W ich przypadku publiczność została porwana do
zabawy od pierwszych dźwięków. Moshpit był większy i bardziej
dynamiczny. A sam zespół również zrobił dobre wrażenie, wszędobylski
frontman zespołu skakał wciąż po scenie i często zajmował jej tylną
cześć pozwalając gitarzystom pojawiać się na pierwszym planie. Nawet
kiedy nie musiał, Dani skakał jak nakręcony, a jego warunki głosowe
wręcz szokowały. Podczas koncertu kilkakrotnie show skradła jednak
klawiszówa Lindsay, która jako wokalistka sprawdzała się doskonale.
Dobór utworów był o tyle zadowalający, że jeśli nawet ktoś, jak niżej
podpisany stracił kontakt z twórczością zespołu na kilka ładnych lat, w
tym koncercie mógł usłyszeć swoje ulubione kawałki. Podobnie jednak jak w
przypadku poprzedników, to klasyki zrobiły największą furorę. Przed
bisami intro z burzą korelowało ze stroboskopowymi światłami i z takim
podkładem zespół powrócił na scenę jeszcze na niemal pół godziny.
Powiem szczerze, że wybierałem się tego wieczoru głównie na MOONSPELL – i
oni nie zawiedli. Jako sympatyk wczesnej twórczości zespołu może i
życzyłbym sobie nieco innego doboru kawałków, ale show spełnił moje
oczekiwania. W końcu fakt że Portugalczycy byli supportem sugerował że
zagrają krócej, a to że promują nowy album pozwalało domyślać się że
jego zawartość wypełni setlistę. CRADLE OF FILTH natomiast pozamiatali.
Nawet jeśli nie do końca było mi po drodze z ich twórczością, przyznam
że to co odbyło się tego wieczoru na scenie Klubu Kwadrat to w równej
mierze misterium co profeska. Nikt nie był zawiedziony. Dobór utworów
zadowolił zarówno starych wyjadaczy jak i tych którzy dopiero co wgryźli
się w tętniącą gorącą krwią dyskografię zespołu. Muzycznie,
brzmieniowo, powyżej oczekiwań! Show? Scenografia świetna, chyba jednak
MOONSPELL dzięki dopasowaniu rekwizytów i ubrań do repertuaru pozostawił
ciut lepsze wrażenie w tej materii. Ale efekt całości jest taki, że
dziś od rana słucham płyt MOONSPEL i CRADLE OF FILTH. Oj, ich kolejnej
trasy w naszym kraju na pewno nie przegapię.









Tekst: Piotr Spyra
Foto: Piotr Michalski, Piotr Spyra