Czy dla fana HELLOWEEN może być coś piękniejszego od koncertu, na którym pojawiają się Michael Kiske i Kai Hansen? Pokochałem ten zespół za „Keeper of the Seven Keys”
i nierealnym marzeniem wydawało się abym kiedykolwiek miał możliwość
obejrzenia zespołu w ich najsilniejszym składzie. Kiske odszedł od
metalu, Hansen zajął się Gamma Ray a w Helloween na dobre zadomowił się Andi Deris….
….błogosławieni jednak są cierpliwi i gdy z wielkim hukiem gruchnęła
wiadomość, ze w ramach Pumkin United Tour zespół planuje trasę z
udziałem wymienionych muzyków wiedziałem, że obecność będzie
obowiązkowa!
Warszawska Hala Koło, na koncerty nadaje się może średnio, ale to
właśnie w tym miejscu 28.11.2017 miał miejsce mój prywatny koncert
dziesięciolecia (a może i dłuższego okresu)! Tuż po 20.00 przy
dźwiękach epickiego „Halloween” rozpoczęło się
muzyczne misterium! Ten kultowy utwór, zaśpiewany przez duet Deris/Kiske
wypadł znakomicie i tylko zaostrzył apetyty na więcej a ze złotego
czasu „Keeperów” zespół zagrał też: „Dr. Stein”, „I’m
Alive”, „Rise and Fall”, „A Tale That Wasn’t Right”, „A Little Time”,
„Eagle Fly Free”, „Keeper of the Seven Keys”, „Future World” oraz „I Want Out”!
Możliwość wysłuchania ich w wykonaniu Michaela Kiske była czymś
niewiarygodnym, niemal metafizycznym (choć miał pewne problemy z
głosem). Znacznie słabiej wypadły „nowe utwory” – dla przykładu taki „Are You Metal?” nie wywołał większych emocji a z okresu Derisa żywiołowej przyjęte były w zasadzie „Power” i „I can”
(w tym drugim odniosłem wrażenie, że Andi śpiewał pół tonu obok
podkładu instrumentalnego). Prawdziwą petardą był jednak medley
kompozycji z okresu „Walls of Jericho”, które
zaśpiewane przez Kaia Hansena niemal nie doprowadziły do katastrofy
budowlanej, hala po prostu zaczęła trzeszczeć w posadach! To był jeden z
najlepszych fragmentów tego wydarzenia. Następujące po sobie „Starlight / Ride the Sky / Judas” oraz zagrany w całości „Heavy Metal (Is the Law)” to była klasyczna wisienka na tym i tak smakowitym torcie!
Aby podołać trzygodzinnemu występowi zespół przyjął ciekawą taktykę:
wokaliści śpiewali na przemian po 2-3 utwory a co jakiś czas pomiędzy
kolejnymi piosenkami, na imponującym telebimie, pojawiały się animowane
przygody dwóch dyni Setha i Doca, które wcielały się w kolejnych
członków zespołu (fajny zabieg, choć czasami filmiki były przydługawe).
Warto tez wspomnieć o hołdzie dla jednego z założycieli zespołu,
przedwcześnie zmarłego Ingo Schwichtenberga. Na telebimie Ingo wymiatał pekusyjne soło, a w hali, towarzyszył mu obecny muzyk – Dani Loble. Bardzo ładny gest, fajne wykonanie i sam pomysł na formę!
Nie wiem jak to możliwe, ale to były najszybsze trzy godziny w moim
życiu! Koncert zakończył się w okolicach godziny 23.00 i pozostaną
jedynie wspomnienia. To nic, że prawdopodobnie to była jedyna okazja aby
zobaczyć taki skład (choć kto wie, o cierpliwych było już na początku
relacji), to nic, że Michale Kiske to obecnie nieco przysadzisty misio,
to nic, że Andi Deris wybitnym wokalistą nigdy nie był i nigdy nie
będzie – ten koncert to było WYDARZENIE i z tego co zaobserwowałem na
pewnym popularnym serwisie społecznościowym wywarł on na zgromadzonych
ogromne wrażenie!




Piotr Michalski