2017.10.07 – SEATTLE NIGHT V – Warszawa

1710seattlenight5

W minioną sobotę w stołecznym Voodoo Club odbyła się piąta już, jubileuszowa edycja Seattle Night – dorocznej imprezy poświęconej muzyce grunge organizowanej przez zespół Poligon nr. 4. Fani dusznych, brudnych i depresyjnych brzmień zjechali z całej Polski by chłonąć repertuar takich zespołów Nirvana, Pearl Jam, Alice In Chains czy Mad Season. Impreza zawsze ma jakiś motyw przewodni, w tym roku była nim twórczość zmarłego w 2002 roku Layne’a Staley’a, oraz 25 lecie wydania płyt „Dirt” Alice In Chains oraz „Incesticide” Nirvany.

Koncert rozpoczął mini set akustyczny zawierający cztery utwory (w tym znakomita wersja alicowego „Rotten Apple”). Lider zespołu, Alek „Gutek” Gutocki nawet trochę przypominał zamyślonego Kurta Cobaina w wizerunku znanym z MTV Unplugged. Po tym pięknym wstępie grupa od razu przeszła do rzeczy: elektryczny set otworzył autorski „Underdog”, bodajże największy w tej chwili hit zespołu (z debiutu tego wieczora poleciał jeszcze singlowy „Vs.”). Grupa zaprezentowała się tego wieczoru w czteroosobowym składzie, Gutka i jego obecnych współpracowników (Seweryn Narożny (ex-Apteka) na perkusji, Agnieszka Bot (Gasz, We Hate Roses) na basie) wspomagał dodatkowo drugi gitarzysta, Jan Popławski z zespołu The Kroach. Z „Incesticide” dostaliśmy najbardziej reprezentatywny dla tej płyty utwór „Sliver”, a także singlowy „Dive” oraz „Aneurysm”, z „Dirt” również poleciały trzy utwory, niestety te mniej znane: „Junkhead”, „Sickman” i „Angry Chair”. Tutaj muszę nieco zbesztać zespół za brak w setliście „Would?” i „Rooster”. Ja osobiście czekałem również na mojego ulubieńca z repertuatu AiC, czyli „Rain When I Die”, niestety i tego się nie doczekałem. Bazę koncertu stanowiły bowiem utwory z wciąż niewydanej drugiej płyty Poligonu, „Flashback” (aż 9 kompozycji). Myślę, że było to skutkiem faktu, iż tegoroczna edycja SN, była inauguracyjnym koncertem trwającej obecnie trasy, która ów longplay promuje. Koncert miał lepsze i gorsze momenty. Do tych pierwszych z pewnością należy zaliczyć brawurowe wykonanie „Lifeless Dead” z repertuaru drugiej grupy Staley’a, czyli Mad Season (sam ochoczo moshowałem pod sceną). W tym numerze (jak i w kilku innych) Gutek tylko śpiewał, co znacznie poprawiło jego interakcję z publicznością, przechadzał się po scenie i zbijał piątki z fanami. Również Popławski popisał się brawurową solówką. Kolejnym mocnym punktem w secie było nirvanowe „You Know You’re Right”. Ten numer grupa zwykle wykonuje na bis, tym razem trafił mniej więcej do środka. Agnieszka w swoim basowym transie (ta orgazmiczna mina 😀 ) wyrzeźbiła słynne intro, na co fani oszaleli a w refrenie tradycyjnie skandowali wokalizę „yeeeeeeaaaaah”. Muszę wyróżnić jeszcze zagrany na pierwszy bis „Nutshell”, poligonowa wersja hitu Alice In Chains świetnie sprawdza się na żywo. W trakcie tego numeru byłem zajęty zajadaniem się okolicznościowym tortem, który zespół przygotował na okoliczność piątej rocznicy imprezy a także wespół z Jaśkiem rzuciłem w publikę kilka kostek. Natomiast zagrany na sam koniec pearljamowy „Alive” wypadł trochę kanciasto i nierówno, widać było że zespół jest zmęczony długim setem.

Jako support zaprezentował się Rottin’ Green, zagrali świetny, bardzo energetyczny set, który spotkał się z żywą reakcją publiczności. Na przyszły rok życzyłbym sobie, żeby grupa bardziej postawiła w repertuarze na utwory związane z motywem przewodnim imprezy i zaprezentowała więcej hitów a mniej kompozycji autorskich i mniej znanych coverów.

Patryk Pawelec

Dodaj komentarz