2017.10.05 – PRISTINE – Chorzów

pristine

Wyobrażam sobie, jakie zdziwienie musiało malować sie na twarzach, pochodzących z północnej Norwegii (Oslo/Tromsø) muzyków z Pristine, kiedy samochodowa nawigacja, w drodze z czeskiego Olomouca do Berlina, doprowadziła ich w sam środek lasu. Kolejny ich koncert na trasie z Czech do Niemiec, (jedyny w Polsce), miał się bowiem odbyć w chorzowskiej Leśniczówce. Mimo, że Chorzów jest częścią dużej górnośląskiej metropolii, jednak klub ten usytuowany jest w bardzo specyficznym, lecz bez wątpienia malowniczym miejscu. O tym jak trudno tam dotrzeć, przekonali się ostatnio, również przedstawiciele szwedzkiej retro rockowej sceny – Siena Root, których to koncert, również był organizowany przez rozwijające się stowarzyszenie TERAZ KULTURA https://www.facebook.com/terazkultura/).

Data czwartkowego koncertu, zbiegała sie niefortunnie ze sportowym wydarzeniem, które mogło w pewien sposób zagrozić koncertowej frekwencji. Organizatorzy dołożyli więc wszelkich starań, aby upiec przysłowiowe „dwie pieczenie”, na jednym ogniu. Tym sposobem Pristine miało nietypowy support, a był nim wyświetlony na telebimie, eliminacyjny mecz do mistrzostw świata w Rosji, Armenia –Polska (skończyło się bardzo pomyślnie, wynikiem 1: 6. Tak więc i przed koncertowe nastroje były wyjątkowe radosne).

I tak z lekkim poślizgiem, po godzinie 20-tej, na scenie pojawił się nasz redakcyjny kolega Witek Żogała, by z dumą (zasłużoną), zapowiedzieć i zaprosić zespół na scenę. Norwegowie, podobnie jak występujący tutaj wcześniej skandynawscy koledzy ze Szwecji Siena Root, obracają się w retro-rockowych klimatach, mocno zakorzenionych w blues-rockowej estetyce. Mają już na swoim koncie 4 albumy studyjne i wszystkie przywieźli ze sobą (zarówno w formie CD jak i winyli). Swoją trasą, promują najnowsze, wydane w tym roku dzieło – płytę „Ninja”. Materiał z tego albumu, zdominował wieczorną set-listę. Rozpoczęli od energicznego „The Rebel Song”, by po chwili swoją muzyką zabrać nas do „Californii”. Wybrzmiały również: rewelacyjne „The Parade”, „Ghost Chase”, tytułowa „Ninja”, oraz urokliwa „Sophia”. Było również kilka fragmentów z poprzedniego albumu, „Reboot”: „Louys Lane”, tytułowy „Reboot”, oraz zagrany na bis „Derek”.

Wokalistka, swoją sceniczną charyzmą, ale przede wszystkim znakomitymi warunkami głosowymi, od razu całą publiczność miała w garści, a jej energia udzielała się zgromadzonym sympatykom rockowych brzmień. Z racji wcześniejszych wydarzeń sportowych na scenie pojawiły się biało czerwone szaliki. Jednym z nich zaopiekowała się nasza sympatyczna wokalistka. Również od Espena Elveruma Jakobsena (gitarzysty zespołu), emanowało pozytywną energia. Jego sylwetka kojarzyć się mogła nieco, z Joe Bonamassą. Zresztą podobnie jak Bonamassa, świetnym gitarzystą jest. Jedynie czego mi nieco w tym wszystkim brakowało, to oldschoolowych, hammondowych dźwięków klawiszy, których w składzie niestety zabrakło, a z pewnością mogłyby jeszcze bardziej ubogacić brzmienie zespołu. Jeśli mieliście przykładowo mieć okazje być na koncertach Brytyjczyków z The Brew, to możecie wyobrazić sobie jak prezentuje się na żywo Pristine. Liderka, wokalistka i kompozytorka Heidi Solheim, to prawdziwy Jason Barwick w spódnicy, z głosową mocą Beth Hart, Elin Larsson z Blues Pills, albo nawet samej Janis Joplin.

Okazuje się, że sceniczna energia zespołu przelała się, nie tylko na kameralną publiczność. Witalności artystce pozazdrościła również sama natura Szalejący wiatr, dosłownie wyrywał tej nocy drzewa z korzeniami.

Wśród facebookowych komentarzy dotyczących tego koncertu, pojawił sie i taki: „Muzyka powinna zapalać płomień w sercu mężczyzny i napełniać łzami oczy kobiet. No to Pristine sprawił, że miałam łzy w oczach, co mi się koncertowo chyba jeszcze nie zdarzyło…” . Chyba trudno tutaj, o lepszą puentę. Ten koncert, dokładnie do takich należał.

Tekst: Marek Toma
Zdjęcia: Michał Majewski

Dodaj komentarz